PolskaTen bydlak, jej ojciec

Ten bydlak, jej ojciec



– Po tym, jak tata wchodził po schodach, poznawałam, czy jest trzeźwy, czy pijany. Kiedy ledwo szedł, byłam przerażona. Zwijałam się w kłębek, chowałam pod kołdrę i czekałam. Bałam się, że znów położy się obok i zacznie mnie dotykać – mówi Lucynka.

Ten bydlak, jej ojciec

16.09.2005 | aktual.: 16.09.2005 09:43

Ma 15 lat. Ładna. Bardzo szczupła. Nerwowo zaciska dłonie. Kilka dni temu wyszła ze szpitala. Chciała się zabić. W aptece kupiła kilka opakowań tabletek uspokajających. – Nie mogłam już tak dalej żyć, nie mogłam wciąż się bać i myśleć tylko o tym, żeby mój ojciec umarł, żeby ktoś go zabił, żeby nie wrócił któregoś wieczoru do domu – mówi. – Nienawidziłam go za to, co mi robił, i wstydziłam się tego, że życzę mu jak najgorzej. Dlatego chciałam z tym skończyć. Nie udało się. Uratowali mnie. Tylko po co? Jak ja mam dalej żyć?

Dla świętego spokoju Wszystko zaczęło się dwa lata temu. W małym domku na skraju wsi koło Dzierżoniowa rozpoczął się kolejny akt domowego dramatu. Kolejny, bo już od kilku lat 45-letni Wiesław znęcał się nad rodziną: bił dzieci, żonę, przepijał wszystkie pieniądze. – To zły człowiek. Byłam naiwna. Wierzyłam, że może się zmieni. Obiecywał mi to setki razy – mówi jego żona Elżbieta. Ma 46 lat, ale wygląda starzej: zmęczona, zaniedbana i przekonana, że już nic dobrego w życiu ją nie spotka. – Zaczął mnie bić kilka lat po ślubie – dodaje. – Potem było coraz gorzej. Dzieciom też się obrywało, choć ja starałam się robić wszystko, żeby je oszczędził.

Był podły. Wracał brudny, pijany i ładował mi się do łóżka. Nie mogłam powiedzieć nie, bo wtedy bił mnie i krzyczał. Dla świętego spokoju godziłam się więc na te wszystkie upokorzenia. Nie zauważyła, że kolejną ofiarą męża została 13-letnia córka Lucyna. Tak twierdzi. Wprawdzie dziewczynka zaczęła się panicznie bać ojca, ale nigdy się na niego nie poskarżyła. Kiedy wracał pijany, wpadała w szał. Krzyczała, uciekała z domu, kilka razy przyjeżdżało pogotowie. Lekarze mówili jednak tylko, że dziecko jest znerwicowane i potrzebuje spokoju. Pani Elżbieta: – Teraz już wiem, co ten bydlak jej robił. Boże! Mogłam się wszystkiego domyślić. Lucynka dawała sygnały, że dzieje się coś złego. Ale ja chyba bałam się wtedy zapytać o to wprost, bałam się tego, co ona może mi powiedzieć.

Bała się krzyczeć Były wakacje 2003 roku. Lucynka nigdzie nie wyjechała, podobnie zresztą jak większość dzieci na wsi. Bawiła się z koleżankami całymi dniami na podwórku. Ojciec od jakiegoś czasu był dla niej miły, nie krzyczał, nie bił. Pewnego dnia wróciła do domu wieczorem, położyła się w swoim pokoju i zasnęła. Obudził ją smród alkoholu i przygniatające ją ciało ojca. Zaczęła się wyrywać. Nie starczyło jej sił, żeby uciec. Bała się krzyczeć. – Teraz przypominam sobie, że to właśnie wtedy się zmieniła, że przestała się uśmiechać, przestała wychodzić na podwórko i bawić się z koleżankami – opowiada jej mama. – Siedziała całymi dniami na ławce przed domem i przytulała swoją starą szmacianą lalkę. Myślałam, że dojrzewa albo się nieszczęśliwie zakochała. Boże, nie wiedziałam, że to przez niego, że on ją gwałcił. Nie wiedziałam tego – mama Lucyny płacze.

To nie był tylko zły sen Od tego dnia Lucynka bała się wieczorów. Wymyślała przeróżne choroby i dolegliwości, żeby tylko móc spać w pokoju starszego brata lub z mamą. Mieszkają w dwupiętrowym, poniemieckim domu i pokój Lucynki jako jedyny jest na poddaszu. – Pamiętam taką noc, kiedy w pewnym momencie Lucynka przybiegła do mojego pokoju – mówi pani Elżbieta. – Wśliznęła mi się pod kołdrę, przytuliła się mocno i zaczęła strasznie płakać. Głaskałam ją i mówiłam, żeby się nie bała, że to tylko zły sen. Byłam pewna, że coś jej się przyśniło. Kocham ją bardzo, jak całą trójkę moich dzieci. Była najmłodsza i taka jakaś delikatna. Wydawało mi się, że jestem dobrą matką, bo daję im miłość i za siebie, i za ich ojca, ale dziś wiem, że dobrą matką nie byłam, bo dobra matka zorientowałaby się, że ktoś krzywdzi jej dziecko.

Bóg nad nią czuwał W ten feralny wieczór, kiedy Lucynka połknęła prawie 30 tabletek, ojca w domu nie było. Poszedł z kolegami pod sklep. Wiedziała, że znów wróci pijany i chciała się w końcu uwolnić od ciągłego strachu. – Chyba mimo tych wszystkich krzywd, Bóg nad nią czuwał, bo choć zazwyczaj tego nie robię, wtedy późnym wieczorem weszłam do jej pokoju, żeby powiedzieć dobranoc – mówi mama dziewczyny. – Nie mogłam jej dobudzić. Była nieprzytomna. Wystraszyłam się. Kiedy pod łóżkiem znalazłam puste opakowanie po tabletkach, wezwałam pogotowie. Lekarze, mówili „to cud, że przeżyła”. Następnego dnia po południu dziewczynka odzyskała przytomność. Do czuwającej przy jej łóżku matki powiedziała tylko: – Po co mnie uratowaliście, chcę umrzeć, nie mogę wrócić do domu, do ojca.

Nie chciała powiedzieć dlaczego – Kiedy przyjechałam ze szpitala do domu i mąż od progu zapytał, czy Lucynka coś mi powiedziała, olśniło mnie. Odepchnęłam go tylko, wsiadłam ze starszym synem do auta i wróciłam do szpitala. Zapytałam ją wtedy wprost. Płacząc, wyrzuciła z siebie prawdę. Nie mogłam oddychać, wydawało mi się, że za chwilę umrę. Słuchałam swojego własnego dziecka, które łkając, opowiadało mi, co robił jej ten bydlak, jej własny ojciec.

Powinien zgnić w więzieniu Następnego dnia pani Elżbieta poszła na policję. Opowiedziała tam o kilku latach cierpienia całej jej rodziny i poprosiła o pomoc. Zaraz po tym, jak udało się przesłuchać Lucynkę, prokuratura zdecydowała, że wystąpi do sądu z wnioskiem o areszt dla domowego oprawcy. – Mamy trzy miesiące, bo na tyle na razie trafił do więzienia ten bydlak, żeby jakoś ułożyć sobie życie – mówi mama dziewczyny. – Nie wiem jeszcze, jak to będzie. Mam nadzieję, że on pójdzie do więzienia na kilka lat, choć za to, co zrobił mojemu dziecku, powinien zgnić za kratkami. A mnie może uda się jakoś przy pomocy psychologów nauczyć Lucynkę znów jakoś żyć. Tak bym chciała, żeby ona znów biegała po podwórku i śmiała się, jak przed laty. Tylko czy to jest jeszcze możliwe... •

Małgorzata Moczulska

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)