PolskaTemida nie mówi o pieniądzach

Temida nie mówi o pieniądzach

Jeden z wrocławskich sądów rejonowych wydzierżawił ścianę firmie reklamowej, ale nie zauważył, że firma za nią w ogóle nie płaciła. Trzeba było kontroli z Sądu Apelacyjnego, by firma i sąd przypomniały sobie o warunkach umowy.

Temida nie mówi o pieniądzach
Źródło zdjęć: © Słowo Polskie - Gazeta Wrocławska | Wojtek Wilczyński

15.03.2004 | aktual.: 15.03.2004 08:00

Jak ustalili kontrolerzy Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu, za cztery tablice reklamowe, które wiszą na ścianie sądu grodzkiego przy ul. Kazimierza Wielkiego, do sądu nie wpływały żadne pieniądze. Kiedy w czwartek usiłowaliśmy dowiedzieć się, co się z nimi stało, trzej sędziowie, z którymi rozmawialiśmy, nie potrafili nam powiedzieć nic ponad to, że ich nie ma. Sędzia Witold Franckiewicz, rzecznik Sądu Apelacyjnego, po szczegóły odesłał nas do Sądu Rejonowego Wrocław-Śródmieście, któremu podlega sąd grodzki. To właśnie sąd rejonowy ze Śródmieścia podpisał umowę z firmą reklamową Diam o udostępnienie ściany budynku przy Kazimierza Wielkiego. Sędzia Franckiewicz powiedział nam też, że umowa w ogóle nie powinna być zawierana, więc w wyniku kontroli została rozwiązana. I że Śródmieście podjęło kroki, by sprawę pieniędzy wyjaśnić. Sędzia Jerzy Nowiński, prezes Sądu Rejonowego Wrocław-Śródmieście, nie chciał nam jednak powiedzieć, jakie kroki podjął. Stwierdził tylko, że tablice mają wkrótce zniknąć z budynku, bo -
jak tłumaczył - sąd nie może zarabiać i że wszelkie pieniądze, jakie do sądu wpływają, trzeba przekazywać do budżetu państwa. - Ale jak sąd ma je przekazać, skoro nie wpłynęły? - pytaliśmy. Odpowiedzi nie było. Sędzia odesłał nas do rzecznika Sądu Okręgowego. Ale i rzecznik nam nie pomógł.

Sąd nie ponaglał, więc nie płacili

Ostatecznie zagadkę zaginionych pieniędzy rozwiązał szef spółki Diam. - Umowę podpisaliśmy w lipcu 2002 roku. Z przykrością muszę stwierdzić, że za ostatnie kwartały nie wywiązywaliśmy się z niej. Będziemy musieli to uregulować - tłumaczył prezes Julian Czyszek. - Ale kontrolerzy z Sądu Apelacyjnego ustalili, że żadne pieniądze z tej umowy do sądu nie wpłynęły? - dociekaliśmy. - Nie udało nam się dotrzymać warunków - przyznał prezes. - Była mizeria na rynku i jeśli ktoś nie ponaglał, zdarzało się, że nie płaciliśmy. O jakie pieniądze chodzi, tego prezes Diamu nie chciał powiedzieć, zasłaniając się tajemnicą handlową. Mówił tylko, że przeciętnie płaci się od 150 do 200 złotych miesięcznie za jedną tablicę. Na budynku sądu wiszą cztery billboardy, więc w grę wchodzi - bo jest to miejsce atrakcyjne - co najmniej 800 złotych miesięcznie, a za cały okres tej umowy - co najmniej 16 tys. zł. Prezes ubolewa, że traci tak dobre miejsce, jak ściana sądu grodzkiego. Tablice przynosiły firmie dochód. Zerwanie umowy
spowoduje straty, ale Diam z sądem sądzić się nie zamierza.

Konsekwencje

Czy ktoś poniesie odpowiedzialność za zaniedbania? Sędzia Witold Franckiewicz stwierdził, że nie umie na to odpowiedzieć. Tłumaczy, że kontrola dotyczyła zasadności umieszczenia na sądzie reklam. Przy okazji wyszła sprawa pieniędzy, ale decyzja o służbowych konsekwencjach - czy to w odniesieniu do księgowego, czy któregoś z pracowników - należy do prezesa sądu rejonowego.

Robert Gołaś

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)