Technika komplikuje życie
Niezrozumiałe instrukcje, skomplikowana obsługa i tajemnicze komunikaty o błędach – coraz częściej stajemy bezradni przed wyrafinowanymi urządzeniami, które miały przecież ułatwiać nam życie. Być może nadszedł czas na kolejną rewolucję w elektronice – jej radykalne uproszczenie - pisze Gion Stecher w "Facts". Artykuł przedrukowuje tygodnik "Forum".
Roger Schawinski chciał mieć to, co najlepsze. Nowy sprzęt hi-fi i kino domowe ze wszystkimi „bajerami”: najlepszy obraz i dźwięk. Ten zamożny biznesmen kupił przed trzema miesiącami sprzęt yamaha za pięciocyfrową sumkę. – Kiedy stałem w sklepie, byłem zachwycony. Co za niesamowity sprzęt. Obraz i dźwięk genialnej jakości – wspomina. Od tego czasu Schawinski już trzy razy dzwonił do sprzedawcy. To najwyższej klasy „ustrojstwo” najwyraźniej się buntuje. Obraz i dźwięk są asynchroniczne: fonia spóźnia się o pół sekundy w stosunku do wizji. – Szałowy sprzęt doprowadza mnie do prawdziwego szału.
Brak dostępu
Sfrustrowany Schawinski jest w dobrym towarzystwie. Każdego dnia denerwujemy się z powodu urządzeń elektronicznych w naszym otoczeniu. Siedzimy w biurze, bezradnie wpatrując się w zastygły ekran monitora. – Serwer się zawiesił – brzmi lakoniczna diagnoza spieszącego na pomoc informatyka, o ile w ogóle jest taki w firmie. A kiedy w końcu urządzenie znowu zacznie pracować, nierzadko pojawia się komunikat: „Program zakończy pracę. Wystąpił błąd numer 3”.
Po przyjściu do domu chcemy wieczorem obejrzeć film, który nagraliśmy na magnetowid, korzystając z uproszczonej opcji show-view. Niestety aparat błędnie odczytał kod kreskowy i zamiast filmu akcji na Pro7 nagrał występy eksperymentalnego teatru tańca na Arte.
„Połączenie zerwane”, „Brak dostępu do sieci”, „Przesłanie danych niemożliwe” – tak zwane błogosławieństwa techniki w rzeczywistości zmieniają się w koszmar. Cyfrowy aparat fotograficzny, komputer osobisty, odtwarzacz DVD czy komórka generacji MMS – wszystkie te urządzenia, które mają ułatwić nam życie, czynią je bardziej skomplikowanym. Są bowiem naszpikowane funkcjami, których nie potrzebujemy. Nawet stateczni członkowie szwajcarskiego rządu tracą nad sobą panowanie. Tamtejszy minister gospodarki Jean-Pascal Delamuraz w przypływie złości rozbił na kawałki nowy wielofunkcyjny telefon. Dzień później polecił ponownie zainstalować stary aparat.
Tak jak minister zachowuje się dziś wielu użytkowników. W badaniu, które przeprowadził brytyjski producent komputerów Novatech, co czwarty z 4,2 tys. respondentów przyznał, że regularnie maltretuje swój pecet. Zazwyczaj wymierza kuksańca w bok obudowy. – Frustracja z powodu techniki rodzi się ze świadomości, że jesteśmy skazani na elektronikę. Nie możemy sterować tymi procesami, lecz sami jesteśmy sterowani – diagnozuje Franz Eidenbenz, psycholog z Zurychu. Jego zdaniem jesteśmy ofiarami dynamicznego rozwoju techniki. – Coraz bardziej skraca się czas, który mamy, by przywyknąć do nowinek. A nie sposób stać na uboczu. O ile wcześniej technika była głównie domeną fachowców, to obecnie jej osiągnięcia stały się częścią życia codziennego. Praktycznie nie można przed nimi umknąć.
Dlatego wielu ludzi godzi się ze swą bezradnością. Luki w wiedzy technicznej konsumentów powiększają się, ale producenci zbyt często pozostawiają użytkowników samych sobie. Na rynku ustawicznie pojawiają się nowe gadżety elektroniczne, jedna nowinka goni następną. Jednak najpóźniej w momencie, gdy klienci będą już mieli tego dosyć, kryzys obejmie także producentów. Dlatego coraz usilniej starają się oni znaleźć równowagę między przymusem innowacji a koniecznością utrzymania i powiększenia szerokiego grona użytkowników. Szuka się prostoty w złożoności, pojawił się popyt na tzw. inteligentną technologię.
Księga tajemnic
Stres klienta zaczyna się już przed zakupem. Dostajemy zawrotu głowy od niezrozumiałych terminów: technologia bezprzewodowa (bluetooth), bezprzewodowy LAN czy wtyczka USB. Pewien notebook jest następująco reklamowany w katalogu: „Hit miesiąca” – „15 TFT-XGA 1024x768; AMD Athlon 2000+; 2x256 MB RAM; 30 GB HD; DVD/CDRW; 56 K V90 modem; Lan 10/100; LI-ION 3h; Win XP Home”. Wszystko jasne?
Konsumenci nie rozumieją języka producentów. Wynika to z badania przeprowadzonego na zlecenie amerykańskiego producenta procesorów komputerowych AMD. Ponad 1,5 tys. osób w USA, Japonii i Wielkiej Brytanii zapytano, co rozumieją pod takimi terminami, jak megaherc, bluetooth i MP3. 3% potrafiło udzielić w miarę sensownej odpowiedzi na wszystkie pytania. Ponad połowa nie wiedziała, co oznacza megaherc, a tylko co trzeci wiedział, co znaczy skrót DVD. Patrick Moorhead – menedżer ds. marketingu w AMD – samokrytycznie komentuje wyniki analizy: Branża technologiczna musi uprościć terminologię, aby konsumenci wykorzystywali udogodnienia, jakie przynosi technika - pisze Gion Stecher w "Facts". Artykuł przedrukowuje tygodnik "Forum".