Te dziewczyny "opiekują się" F‑16
W 31. Bazie Lotnictwa Taktycznego myśliwce F-16 obsługuje 700 żołnierzy. Wśród nich 17 kobiet. Reportaż "Polski Zbrojnej" odpowiada na pytanie: dlaczego zdecydowały się na typowo "męskie" zajęcie?
05.05.2011 | aktual.: 05.05.2011 15:27
Miejscem pracy kaprali Iwony Karaś i Jowity Robaszek oraz str. kpr. Moniki Lendas z eskadry technicznej jest jeden z hangarów bazy. To tutaj te drobne dziewczyny "opiekują się" 15-metrowymi "efami", o rozpiętości skrzydeł prawie 9,5 metra. Nie wiadomo, co dodaje im więcej uroku: niebieskie służbowe kombinezony czy to, że wykonują typowo męską pracę. One same są już zmęczone pytaniami o kobiety w wojsku, o to, jak sobie radzą w męskim zawodzie i czy koledzy im dokuczają. Za to o swoich zadaniach i F-16 mogą opowiadać bez końca.
Własna decyzja
Żadna nie brała pod uwagę służby wojskowej. Jak to się stało, że po skończeniu szkół średnich (Iwona liceum ekonomiczno-administracyjnego; Monika technikum gastronomicznego, Jowita liceum ogólnokształcącego) trafiły do Szkoły Podoficerskiej Sił Powietrznych w Dęblinie?
Monika przyznaje, że wojskowe tradycje w rodzinie zaczęła... ona sama. Nikt wcześniej nie nosił u nich munduru. Ale pochodzi z okolic Dęblina, w którym o wojsku - ze względu na jego obecność - sporo się mówi. - Dowiedziałam się, że dziewczyny też mogą włożyć mundur. Spróbowałam i dostałam się do szkoły podoficerskiej - mówi. Po dziesięciu miesiącach ukończyła ją ze specjalnością ubezpieczenie lotów. W Poznaniu służy od czterech lat.
Jowita poszła w ślady brata, który dęblińską podoficerkę ukończył rok wcześniej. Jej specjalność to płatowiec i silnik W-3 Sokół. Była na jednym roku z Iwoną, która oprócz wiedzy o płatowcu pilnie poznawała także silnik szturmowca Su-22. Pochodzi z Dęblina. Tam poznała przyszłego męża, który pierwszy zaczął przygodę z wojskiem. - Dostał się do szkoły podoficerskiej trzy lata wcześniej, a kiedy ją skończył, otrzymał przydział do Poznania. Przyjechaliśmy tu razem. Zaczęłam pracować w cywilu. Praca jak praca, nieco monotonna. Ciekawsze wydawało mi się to, co robił mąż. Opowiadał o tym i nawet nie zauważyłam, kiedy zaraził mnie swoją pasją. Podjęłam decyzję o zdawaniu do szkoły podoficerskiej - wspomina. Skończyła ją dwa lata temu.
Wojskowa szkoła nie zawsze jest przyjazna kobietom. Dziewczyny wciąż musiały zmagać się ze stereotypami: męskiego zawodu i kruchej kobiety. - Wiele osób narzekało, że jest ciężko, ale wbrew pozorom to kobiety były bardziej wytrzymałe od mężczyzn. Potrafiłyśmy znieść dużo więcej. Na zajęciach związanych z lotnictwem wykazywałyśmy się znacznie bardziej od kolegów - wspomina kapral Robaszek. - Wiedziałyśmy, że nie wolno nam okazać słabości - dodaje kapral Karaś. - Chciałyśmy udowodnić, że damy radę, a nawet, że jesteśmy silniejsze. To był cel: nie dać się i pokazać, na co nas stać - mówią.
I pokazały. Od początku służby zawodowej są w 31 Bazie. Jowita i Monika jako technicy zajmują się okresowymi przeglądami F-16. Eksploatacja Jastrzębi, prowadzona nieco inaczej niż w przypadku myśliwców MiG-21, które kiedyś stacjonowały w Krzesinach, wymusza tak zwane inspekcje czasowe - po 200, 400 i 800 godzinach nalotu. Wtedy samolot trafia do hangaru, a dziewczyny wymieniają olej, filtry, usprawniają to, co wskażą piloci. Zdarza się, że swoje umiejętności zawodowe wykorzystują w życiu prywatnym. Jowita po pierwszej wymianie filtrów w silniku samolotu wymieniła je również w samochodzie.
Iwona pracuje w warsztacie badań nieniszczących. - Sprawdzam wytrzymałość części samolotu podatnych na uszkodzenia wewnętrzne, żeby popękana śrubka nie stała się przyczyną tragedii - wyjaśnia. Praca personelu naziemnego wymaga ogromnej odpowiedzialności. Dziewczyny zdają sobie sprawę, jak wiele od nich zależy. Jowita za każdym razem, gdy po przeglądzie podpisuje dokumenty, sprawdza wszystko wielokrotnie. Czasami, jak przyznaje, robi to z drżeniem rąk. Dlatego przeglądy najczęściej wykonuje się w parach, aby druga osoba mogła ponownie wszystko sprawdzić. One do tej pory nie musiały ponosić konsekwencji swoich błędów. Nigdy ich nie popełniły. Bez względu na płeć
Kobieca drobiazgowość jest w tej zdominowanej przez mężczyzn profesji doceniana. Podkreśla to kapitan Piotr Gawrysiak, dowódca klucza technicznego. - Dziewczyny są zdyscyplinowane, świetnie zorganizowane i pracują na równi z mężczyznami. Mam do nich pełne zaufanie, bo wiem, że są profesjonalistkami. Zwracają uwagę na szczegóły - to zaleta, która ma znaczenie w pracy w lotnictwie - mówi.
Dziewczyny cenią sobie obecność kolegów po fachu. - Mężczyźni, z którymi pracujemy, są trochę naszymi guru. Mają olbrzymią wiedzę, wykształcenie i doświadczenie. Często nam pomagają, pokazują, jak coś zrobić, przy tym nigdy nie sugerują, że jesteśmy gorsze - stwierdza Jowita. Iwona dodaje: - Nie ma między nami bariery, nie wstydzimy się pytać, bo też nigdy nie usłyszałyśmy: "a bo ty jesteś kobietą", "wszystko muszę ci tłumaczyć".
- Nauczyli nas, że jeśli czegoś nie wiemy, mamy śmiało pytać. I często z tego korzystamy - podsumowuje Monika. Być może ze względu na tak dobre relacje z kolegami dziewczynom trudno przypomnieć sobie trudniejsze momenty w ich służbie. Zawsze mogą na nich liczyć, są traktowane po partnersku. No, prawie zawsze. Zdarzają się bowiem momenty, w których czują się wyjątkowo, trochę jak rodzynki w cieście. Na przykład w Dzień Kobiet, kiedy zostały obdarowane kwiatami i czekoladkami. Cieszą się takimi chwilami, bo miło im jest, że koledzy dostrzegają także ich kobiecość. Ale jeszcze przyjemniejsze jest to, że przez cały rok doceniają ich fachowość.
Podpułkownik pilot Rafał Zadencki, dowódca 3 Eskadry Lotniczej, przyznaje, że nie ma dla niego znaczenia, czy pilotuje samolot obsługiwany przez kobietę czy mężczyznę. - Nasza mentalność bardzo się zmieniła. Poważnie podchodzimy do pracy, u nas liczą się umiejętności i uprawnienia, a nie płeć czy wiek. Wojsko nadal jest wojskiem, ale układy między poszczególnymi grupami, które pracują przy F-16, są bardziej partnerskie. Mamy wspólny rachunek, musimy być spójni. Płeć nie ma tu nic do rzeczy - zapewnia ppłk Zdanecki.
Plany na przyszłość
Po ośmiu godzinach skupienia w pracy przy sprzęcie odcinają się od spraw służbowych. Monika wraz ze swoim chłopakiem, który też służy w Krzesinach, niemal nie rozmawiają o pracy. - Nieczęsto zdarza mi się otwarcie mówić, gdzie służę. Wiem, jakie pytania za chwilę padną, a nie chcę na nie odpowiadać. Mam zasadę, że sprawy służbowe zostawiam za bramą jednostki - stwierdza. Jowita także nie przenosi pracy do domu, ale w odróżnieniu od koleżanki nie unika pytań o to, czym się zawodowo zajmuje. - Chętnie mówię o tym, jak wygląda moja praca. Miłe jest to, że wiele osób podziwia mnie za to, co robię - mówi. Iwona, choć męża-żołnierza ma u boku i wydawać by się mogło, że cały dniami mogą mówić o armii, też uważa, że osiem godzin dziennie wystarczy. Wszystkie trzy przyznają jednak, że ich zawód robi wrażenie na nowo poznanych znajomych. "Ale to raczej czysta ciekawość naszej profesji niż zainteresowanie nami jako kobietami".
Dziewczyny z Krzesin chcą się rozwijać. Po głowie chodzą im myśli o awansie do korpusu oficerskiego. Chciałyby także ukończyć kolejne kursy. Iwona planuje zostać specem od struktury samolotu. Obecnie razem z mężem studiują inżynierię produkcji. Później być może przyjdzie kolej na awans. Monika nie wyobraża sobie służby ani w innym zawodzie, ani w innym miejscu. Podobnie jak Jowita, studiująca obecnie filologię angielską: Nie zmieniłabym niczego, tej pracy również. Atmosfera jest tak dobra, że codziennie chce się tu przychodzić.
A gdyby miały raz jeszcze stanąć przed drzwiami szkoły w Dęblinie i zdecydować: wejść czy nie? Szybko podejmują prawdziwie męską decyzję: wszystkie bez zastanowienia jeszcze raz przekroczyłyby próg uczelni.
Szkolenie personelu naziemnego zaczyna się od nauki angielskiego, bo cała dokumentacja samolotu jest sporządzona w tym właśnie języku. Po zdaniu egzaminu (według kryteriów ECL) przyszły technik kierowany jest do Dęblina na kurs teoretyczny prowadzony przez instruktorów, którzy uzyskali uprawnienia w USA. Szkolenie praktyczne odbywa się bezpośrednio na terenie 31 BLT. Kończy je kompleksowy egzamin i nadanie uprawnień do wykonywania obsług na sprzęcie lotniczym w danej specjalności.
Paulina Glińska, Ewa Korsak, "Polska Zbrojna"