ŚwiatTarczyński zaprosił do sejmu amerykańskich uczniów. Stali się bohaterami prawicy

Tarczyński zaprosił do sejmu amerykańskich uczniów. Stali się bohaterami prawicy

Poseł PiS Dominik Tarczyński zaprosił do Sejmu kontrowersyjną grupę uczniów ze szkoły katolickiej w Covington w USA. Przyłączył się tym samym do wielkiej awantury zapoczątkowanej przez błahy incydent podczas marszu w Waszyngtonie.

Tarczyński zaprosił do sejmu amerykańskich uczniów. Stali się bohaterami prawicy
Źródło zdjęć: © Youtube/HAYLEY HANKS
Oskar Górzyński

Sprawą uczniów ze szkoły katolickiej z Covington w stanie Kentucky w Waszyngtonie od trzech dni żyje cała Ameryka. Wszystko za sprawą ich scysji podczas Marszu dla Życia w Waszyngtonie. Kontrowersję zapoczątkował krótki film, opublikowany na Twitterze przez anonimowego trolla. Na filmie było widać, jak grupa chłopców odzianych w czapki z hasłem Donalda Trumpa ("Make America Great Again") otacza i zdaje się prześmiewczo napastować starszego Indianina, Nathana Philipsa, wykrzykując prowokacyjne hasła. Sprawa wywołała falę reakcji i potępień ze strony komentatorów i liberalnych mediów, którzy zarzucali uczniom rasizm. Uczniowie i szkoła zaczęli otrzymywać też pogróżki.

Wkrótce okazało się jednak, że nagranie nie przedstawiało całej prawdy. Po ukazaniu się dłuższych ujęć, okazało się, że to Philips podszedł do uczniów, którzy w tym czasie wymieniali się bluzgami z grupą czarnoskórych aktywistów z ruchu "czarnych hebrajczyków".

Tarczyński w ślady Trumpa

Tak z pozoru błaha kontrowersja urosła do tego stopnia, że we wtorek w sprawie wypowiedział się sam prezydent, biorąc w obronę nastolatków z Covington.

"Nick Sandmann [uczeń w centrum zamieszania - OG] i uczniowie z Covington stali się symbolami Fake News i ich nikczemności. Przykuli uwagę świata i wiem, że zrobią z tego dobry pożytek - może nawet godząc ludzi. Zaczęło się nie przyjemnie, ale może skończyć się marzeniem" - napisał Trump na Twitterze.

A zaraz potem do Trumpa dołączył poseł PiS, który zwrócił się do uczniów z Covington i zaprosił ich do Sejmu.

"Po obejrzeniu tego wideo, wstawiam się za tymi niesłusznie oskarżonymi młodymi mężczyznami i z wami wszystkimi! Serdecznie was zapraszam, abyście przyszli i powiedzieli o tym, w co wierzycie!" - napisał poseł. I udzielił wywiadu amerykańskiemu portalowi pro-life, w którym zachęcał uczniów do bycia "odważnymi tak jak ich prezydent" oraz podkreślał swoje przywiązanie do wiary katolickiej - a także swój sprzeciw wobec "rozdziału wiary od państwa".

- Ci młodzi ludzie potrzebują wsparcia i przestrzeni dla wyrażania poglądów - stwierdził polityk PiS.

Aniołki z Kentucky

Za sprawą głośnego na cały kraj sporu, chłopcy z Kentucky stali się symbolami: antybohaterami lewicy i bohaterami prawicy. Ale prawda jest bardziej skomplikowana, a poparcie ze strony Tarczyńskiego może być dość problematyczne.

Choć uczniowie faktycznie zostali ofiarami medialnej manipulacji i braku rzetelności mediów, to obraz incydentu nie jest zupełnie czarno-biały. Jak pokazał pełny zapis incydentu w Waszyngtonie, choć to nie byli prowodyrami zajścia, to faktycznie naśmiewali się z Indianina, m.in. wykonując wobec niego obraźliwe gesty. Sam fakt, że uczniowie założyli czapki z trumpowskim hasłem "Make America Great Again" jest traktowany przez niektórych komentatorów jako prowokacyjny.

Potem pojawiły się także inne oskarżenia. Na jednym z nagrań widać, jak nastoletni uczestnik marszu krzyczy do kobiety, że "to nie gwałt jeśli ci się to podoba" (choć nie wiadomo, czy należał on do grupy z Covington). Krytycy dopatrywali się także rasizmu w tym, że część uczniów z Covington w przeszłości malowała twarz na czarno podczas szkolnych meczów koszykarskich. Zaś główny bohater, 15-letni Sandmann, w wynajął firmę PR specjalizującą się w zarządzaniu kryzysowym, aby pomogła mu w sterowaniu narracją na temat wydarzenia.

Czego to dowodzi? Zdaniem publicystki "Washington Post" Molly Roberts, sam fakt, że absurdalnie błahy incydent z udziałem nastolatków stał się powodem awantury głośnej na cały świat, jest symbolem nowej rzeczywistości politycznej.

"Ta historia pokazuje naszą chęć do dopasowywania każdej kulturowej kontrowersji w ramy, które powiedzą nam jakąś prawdę na temat stanu tego kraju. Ale prawdy (...) nie da się tak łatwo wydestylować. Prawdziwa opowieść jest trudniejsza do opowiedzenia - i właśnie dlatego tak niewielu próbuje to robić" - podsumowała Roberts.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (36)