Tankujemy tylko do baku
Zakaz sprzedaży alkoholu na stacjach benzynowych to pomysł na likwidację pijaństwa za kierownicą, jaki powstał w krakowskiej prokuraturze. Małe stacje paliw już czują się zagrożone - pisze "Gazeta Krakowska".
07.10.2006 | aktual.: 07.10.2006 00:51
Pomysł, który jeszcze nie znalazł się w Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, już budzi kontrowersje. Koncerny paliwowe obawiają się, że taki zakaz nie zmieni nawyków kierowcow jadących na podwójnym gazie, a zmniejszy ich dochody. A jest o co walczyć - w Małopolsce jest ok. 850 stacji paliw.
Takie działania niczego nie dadzą- przekonuje rzecznik PKN Orlen Dawid Piekarz. Kierowca ma wiele innych możliwości kupienia alkoholu. Poza tym z naszych obserwacji wynika, że kierowcy nie piją zakupionego u nas alkoholu. Zazwyczaj są to droższe alkohole, które są wożone jako prezent lub na imprezę - dodaje Piekarz.
Częściowo potwierdza te spostrzeżenia podinsp. Krzysztof Dymura. Rzadko widzimy takie przypadki. Zdarza się, że już pijany kierowca jedzie się "dopić" i kupuje alkohol na stacji. Natomiast każda akcja, która może zmniejszyć ryzyko, jest dobra. W ub.r. przez pijanych kierowców zginęły 23 osoby - tłumaczy Dymura.
Rzecznicy dużych koncernów paliwowych zaznaczają, że sprzeciwem wobec inicjatywy prokuratury nie jest chęć zysku. Największe dochody pochodzą ze sprzedaży benzyny, alkohol to jedynie ok. 10% zysków ze sprzedaży artykułów spożywczych - mówi Piekarz.
Kłopoty z dochodami będą miały małe stacje. Łukasz Bilski, właściciel stacji w Głowaczowie przyznaje, że alkohol stanowi ok. 30% dochodów ze sprzedaży pozapaliwowej.
Ten pomysł jest dyskryminujący. Dlaczego akurat stacje, a już przydrożne sklepy z alkoholem nie? - pyta. Dlaczego nie zabronić sprzedaży w dyskotekach? Tam wszyscy jeżdżą samochodami i piją o wiele więcej - mówi. (PAP)