Tandetne trepy uwierają polską armię
Porządny but jest, obok karabinu, najlepszym
przyjacielem żołnierza. W polskiej armii ta przyjaźń jest
przymusowa. Bywa także bolesna - uważa "Życie Warszawy".
16.02.2006 | aktual.: 16.02.2006 07:06
Może o tym zaświadczyć kilkunastu żołnierzy, którzy odmrozili stopy na poligonach w Drawsku Pomorskim i Nowej Dębie. Żandarmeria i prokuratura wojskowa szukają winnych. Kary grożą bezpośrednim dowódcom poszkodowanych. - Na razie nie rozważamy powołania biegłych do zbadania jakości butów, które nosili żołnierze. Sprawdzamy, czy przestrzegano przepisów - mówi zastępca szefa Wojskowej Prokuratury Garnizonowej w Lublinie ppłk Artur Chitrosz.
Jednak to nie dowódcy plutonów odpowiadają za to, w jakich butach polscy żołnierze, niezależnie od pory roku i pogody wyruszają w pole. Jak ustaliło "ŻW", do dyspozycji mają jeden model butów, szumnie nazwany "trzewikami desantowca wz. 919". Maszerują w nich wtedy, gdy termometr wskazuje plus 30, i wtedy, gdy jest minus 30 stopni Celsjusza.
Według "ŻW", pod względem wyposażenia w buty, nasza armia jest lepiej przygotowana do defilad niż do boju. Żołnierze Batalionu Reprezentacyjnego WP mają do dyspozycji dwa rodzaje butów - letnie i zimowe. Podobny "luksus" jest także dostępny dla pilotów. Piechota, saperzy i czołgiści mają jeden rodzaj kamaszy.
- W dziedzinie butów w naszej armii cofnęliśmy się - wzdychają oficerowie, którzy rozpoczynali służbę w latach 80. Dziś z rozrzewnieniem wspominają wykonane z solidnej skóry, zapinane na klamry "opinacze", w których chodzili 20 lat temu.
- Może te odmrożenia przemówią komuś do wyobraźni. Ciekawy jestem, ile armię będą kosztować odszkodowania za amputowane palce i ile za to można by kupić naprawdę dobrych butów - mówi jeden z codziennych użytkowników "trzewików desantowca". (PAP)