Tańczący z gwiazdami
Myślicie, że ostatni "Taniec z gwiazdami" wygrali "Mroczkowie"? Nieprawda. Dotarliśmy do prawdziwych zwycięzców: niesamowitego małżeństwa z Lublina.
18.05.2006 | aktual.: 18.05.2006 15:42
Najsmutniej było, kiedy odeszła Joasia. W mieszkaniu państwa Bugajów w bloku Lubelskiej Spółdzielni Mieszkaniowej zrobiło się wtedy cicho, rozmowa się nie kleiła, pani Annie nie chciało się nawet zrobić herbaty, a następnego dnia pan Waldemar nie napisał ani jednego wersu, nie złożył ani jednego rymu. - Czuliśmy taki straszny żal. Nie taki pogrzebowy, ale tak jak człowiek, który bardzo czeka na coś dobrego, a spotyka go coś bardzo przykrego - mówią oboje, powoli dobierając słowa.
- Zaczęłam się wtedy zastanawiać, jakimi kryteriami kierują się "wydający SMS-owe wyroki", na co patrzą, co nimi kieruje - mówi pani Anna. - Ale takie jest nasze życie - wchodzi jej w słowo mąż - z pewnymi rzeczami trzeba się pogodzić, tak jak ja muszę się pogodzić, że muszę przepracować jeszcze siedem lat za małe pieniądze, zanim będę mógł przejść na emeryturę. Jednym słowem, smutek straszny - podsumowuje.
Był 30 kwietnia i walkę o półfinał "Tańca z gwiazdami" Joanna Jabłczyńska nieoczekiwanie przegrała z Joanną Koroniewską.
Od niedzieli do niedzieli
Ale program Bugajowie oglądali dalej. W końcu prawie od początku kibicują parze numer pięć: Anecie Piotrowskiej i Rafałowi Mroczkowi, zwanym przez Bugajów "Mroczkami". Nie opuścili ani jednego odcinka, podobnie jak kilka milionów Polaków włączających co niedzielę o 20.05 TVN. Państwo Bugajowie do tej chwili przygotowują się cały dzień. W sobotę wieczorem pani Anna gotuje niedzielny obiad. Zjadają go przed piętnastą, żeby zdążyć na "Na dobre i na złe". Potem krótki przegląd seriali komediowych i około wpół do ósmej zaczynają się przygotowania właściwe.
Pan Waldemar idzie się ogolić na poniedziałek, pani Anna przygotowuje słabą herbatę z cytryną dla siebie i kawę sypaną z dwiema łyżkami cukru dla męża, na talerz wykłada wafle z czekoladą, w tym czasie pan Waldemar wyprowadza psa, żeby potem błagalnie prosił najwyżej o pogłaskanie, rozkładają wersalkę, żeby wygodniej się siedziało. Pani Anna siada po lewej stronie, pan Waldemar po prawej, koło stojącej lampy ze sznurkowym abażurem, Misiek - długowłosy jamnik - układa się na środku i nawet 32-letnia córka Bugajów Kasia wraca od swojego Ryśka, żeby zdążyć na "Taniec".
Program oglądają w skupieniu i z zachwytem, a pan Waldemar dodatkowo jeszcze z ołówkiem w ręku. Podczas każdego programu wysyłają po kilka SMS-ów na ulubione pary, nie tylko na Mroczków (- Bo za każdym razem kogoś innego trzeba wspomóc, gdy jury okaże się zbyt surowe - tłumaczy pani Anna). Czasem proszą też o to córkę, która narzeka potem, że przez "Taniec z gwiazdami" przyjdzie jej zbankrutować, ale gdy szanse tańczących par są szczególnie wyrównane, sama dzwoni do znajomych, żeby SMS-owo kibicowali, komu trzeba.
Podczas trwania programu Bugajowie na bieżąco wymieniają się spostrzeżeniami, a pani Anna rzuca co jakiś czas: "Zwróć uwagę na te wysokie obcasy" albo: "Strój w tym tygodniu ma wyjątkowo nietwarzowy". Każda uwaga może okazać się bezcenna, gdy następnego dnia pan Waldek zasiądzie do pisania.
Zaczyna jeszcze w pracy, gdzie każdą wolną chwilę poświęca na napisanie choć krótkiego fragmentu wiersza. Kończy po powrocie do domu, a wieczorem przepisuje wiersze z brudnopisu do komputera. Z tygodnia na tydzień było ich mniej, ale pan Waldemar nadrabiał długością i coraz bardziej zmyślnymi środkami poetyckimi. A wszystko zaczęło się od konkursu na najzabawniejszą rymowankę o "Tańcu", który na początku trzeciej edycji programu ogłosił "Kurier Lubelski".
- Uznałem, że jedna rymowanka w żaden sposób nie odda wszystkiego, co przez tyle tygodni dzieje się na ekranie. Za dużo w nim się dzieje, za dużo emocji, par, tańców - tłumaczy pan Waldemar. Dlatego każdej parze w każdym etapie poświęcił po jednym wierszu. Co tydzień wszystkie odpowiednio opisywał (data, etap, imiona i nazwiska tancerzy, numer pary), drukował i wpinał do specjalnego skoroszytu. - Choć gdy w sobotę oglądaliśmy powtórkę programu i mieliśmy z żoną dużo innych spostrzeżeń, trzymałem się zasady, że raz napisanej rymowanki już nie zmieniam - mówi pan Waldek, który słowa "poezja" i "wiersz" unika jak ognia, "bo on nie jest Miłoszem czy Szymborską, ale skromnym Waldusiem Bugajem". Pracę magisterską na polonistyce pisał właśnie o poezji Haliny Poświatowskiej, która wtedy była na topie.
- Dryg do rymu miał zawsze jak mało kto. Na wszystkie jubileusze, urodziny, imieniny, chrzciny, śluby i pogrzeby miał gotowy wiersz - zachwyca się Stanisław Głąb, kierownik magazynów we Współpracy spółce z o.o., od 24 lat kolega z pracy pana Waldka, który pracuje kilka pokoi dalej na stanowisku kadrowca, księgowego oraz specjalisty do spraw bhp i ppoż. Poeta w podróży
Ale poezja na dobre zmieniła życie państwa Bugajów wiosną 2000 roku, gdy dzięki walentynkowemu wierszowi o miłości wygrali pięciodniową wycieczkę do Paryża. Panu Waldkowi wcześniej dość często zdarzało się jeździć służbowo po świecie, ale jego żona - pielęgniarka w wojewódzkiej stacji krwiodawstwa i krwiolecznictwa - nie miała dotąd okazji. Od 2000 roku zwiedzili już prawie całą Europę (oprócz Grecji i Chorwacji) - część wycieczek była wygraną w konkursach, na część idą wszystkie oszczędności i premie jubileuszowe.
Na każdym wyjeździe kupują polskie książki o danym kraju i widokówki, które wkładają do albumów na zdjęcia, wszystkie odpowiednio opisując. Przede wszystkim jednak sami robią zdjęcia - z 14-dniowej objazdówki po sanktuariach alpejskich przywieźli 23 rolki filmów (każdy robi swoim aparatem), które zajęły dziewięć dużych albumów. Większość fotografii mieści się w umieszczonej pod stołem pomarańczowej walizce o wymiarach 90 na 110 centymetrów (nagroda w konkursie walentynkowym). Stoi obok czterech zielonych tekturowych pudeł, w których znajduje się "dokumentacja papieska", czyli gazety, albumy, płyty, książki i wszelkie wydania specjalne, które wyszły w Polsce po śmierci Jana Pawła II.
Bugajowie, szczególnie pan Waldek, mają naturę zbieraczy. W ich mieszkaniu znajduje się między innymi kolekcja fajansu (talerze i inne ozdoby zajmują ściany w dużym pokoju, przedpokoju, kuchni, łazience, reszta jest w piwnicy), rodzina 25-centymetrowych ceramicznych krasnoludków pamiętających jeszcze lata 80. (zwanych przez Bugajów "maszkarami"), seria przewodników dodawanych do "Gazety Wyborczej" i kolekcja Budki Suflera, zajmujące dziewięć segregatorów kursy angielskiego i niemieckiego, figurki z europejskich sanktuariów, w wersalce znajduje się seria chińskich temperówek z przełomu lat 60. i 70. (część wniosła w posagu pani Anna, resztę zaś zbierali wspólnie), a za wersalką sterta gazet z ostatniego miesiąca, które czekają na wyniesienie ich na makulaturę.
Konkurs za konkursem
Każdego dnia w drodze do pracy kupują "Kurier Lubelski", "Dziennik Wschodni", "Fakt", "Super Express", poza tym regularnie "Tinę", "Tele Tydzień" i "Życie na Gorąco". - Mam jeszcze cichy układ z zaprzyjaźnioną kioskarką, która niezafoliowane gazety pożycza mi wieczorem. Oddaję je następnego dnia rano albo kupuję, gdy jest w nich coś, co nas szczególnie zaciekawi - zdradza pan Waldek.
Dzięki takiej codziennej prasówce państwo Bugajowie mają skoroszyt z napisem "Taniec z gwiazdami, trzecia edycja", jeszcze grubszy od tego z wierszami. Na białych kartkach starannie ponaklejali wszystko, co znaleźli w gazetach na temat programu - szczególnie ładne zdjęcia i część artykułów na temat uczestników programu, oczywiście odpowiednio ułożone. Gdy popołudniami wycina i dokleja kolejne materiały, panu Waldkowi przypominają się czasy, gdy kupował spod lady "Film" i wycinał fotosy z ulubionymi aktorami oraz artykuły, z których korzystał potem przy przygotowaniu autorskiego programu w lubelskim radiu akademickim.
Osobnym rytuałem jest wyszukiwanie w gazetach konkursów z nagrodami. Bugajowie szczególnie lubią te z układaniem wierszy, ale w innych też biorą udział. Właściwie przez ostatnie sześć lat nie przegapili ani jednego. SMS-y konkursowe wysyłają z trzech komórek (jedna jest wygraną w konkursie sklepu z telefonami), pocztówki z naklejonymi kuponami konkursowymi prawie każdego dnia nosi na pocztę pani Ania, a do gazet zwykle dzwoni pan Waldek. - Nie znam go osobiście, ale gdy słyszę w słuchawce charakterystyczny niski radiowy głos, pan Bugaj właściwie nie musi się już przedstawiać. Zwłaszcza że słyszymy się często, bo na każde zadane przez nas czytelnikom pytanie muzyczne czy filmowe zna odpowiedź - uśmiecha się Artur Borkowski z "Kuriera Lubelskiego". Jeśli jej nie zna ani on, ani żona, pan Waldek pyta kolegów w pracy. W ostateczności prosi szefa o możliwość skorzystania z Internetu (jest tylko na jego biurku) i szybko wrzuca pytanie w Google.
Nagrody zdarzają się często, ale tylko rzeczowe - Bugajowie nigdy nie mieli szczęścia do pieniężnych. Każdą informację o wygranej wycinają z gazety, przyklejają na karton i wkładają do odpowiednich kopert. Jak dotąd zdobyli między innymi: telewizor 29-calowy, robot kuchenny, odtwarzacz mp3, mikser wraz z kompletem ciast w proszku, krem nawilżający do twarzy, odkurzacz, perfumy damskie i męskie, zestaw płyt, magnetowid, nabiał (komplet mleka, śmietany i masła), książki kucharskie, radio, krawat. Nie wiedzą, ile tego było, ale gdy odbierali w "Kurierze" ostatnią wygraną, usłyszeli, że tylko w tej gazecie mają ich na koncie ponad 360. W redakcji byli po zaproszenia na półfinał "Tańca z gwiazdami" - główną nagrodę, którą dostali za "minitomik" wierszy na temat tańczących par. Analiza i interpretacja utworu poetyckiego
Każdy utwór cyklu "Taniec z gwiazdami, edycja trzecia" jest rymowany, 12- lub 13-zgłoskowy, toniczny, a najczęściej sylabotoniczny - pisany heksametrem lub trochejem (zwłaszcza przy bardziej skocznych tańcach). Dominują dokładne rymy żeńskie ("kreacje-owacje", "zachwyceni-ocaleni"). Podmiot liryczny - siedząca przed telewizorem para - ujawnia się zwykle w dwóch ostatnich wersach utworu (SMS-ować umiemy i wierzymy oboje / że jeszcze ich czekają widowni podboje).
Puenta wiersza to często życzenia lub rada dla opisywanej pary (Jeżeli Ola zachowa psychologa postawę / Może sobie zdobyć swoją własną sławę; na koniec wniosek nasuwa się taki / że z "Tańca z gwiazdami" nie robi się draki; dla tych co zostali pozostaje rada / o szansach w turnieju wcześniej się nie gada) albo też bardziej uniwersalne myśli (nie tak się powinna kończyć z gwiazdami zabawa; dzieci sobie rodziców nie wybierają / jak sobie pościelą tak już w życiu mają).
Autor wielokrotnie stosuje porównania, nierzadko bardzo metaforyczne (zatańczyli jak na imieninach Eltona; partner nakręca kluczem dziewczynę / a ta wyjątkowo ma mocną sprężynę).
Kilkakrotnie występują odwołania do wydarzeń politycznych (jive Kwaśniewskiej i Maseraka miałby podbić serca tych z PiS-u jak i z LPR-u) i medialnych (Kulisy treningów "Tele Tydzień" odsłania; Ja zaś w EMPiK-u zakupię "Playboya"/ Nie chciał Rafał Magdy, będzie więc moja).
Z etapu na etap autor (podmiot liryczny) coraz sprawniej porusza się w terminologii tanecznej (do poprawy rama i taneczne kroki; kuper w lewo, kuper w prawo; choreografia prawie doskonała; figury do samby raczej niepodobne) i coraz bardziej bezkompromisowo ocenia uczestników.
Najmniej litości ma dla Paola Cozzy, o którym mówi między innymi: ciężki materiał - dwie lewe nogi / ledwo podnoszone od śliskiej podłogi czy Paolo od tańca woli makarony / a walca nie pojmie nawet przy boku żony.
Nie kryje za to ogromnej sympatii do Mroczków - już po pierwszym etapie deklaruje: Jeżeli nadal pokażą swą klasę / mogą liczyć na finał i na sporą kasę!
Obdziela nią jednak także inne pary, zwłaszcza gdy żegnają się z programem: Szkoda nam tej pary, przyznajemy szczerze / Niestety nie pomogły klepane pacierze (cytat z "Ostatniej samby Anety").
W pełnym rynsztunku
Na wygrany w "Kurierze" półfinał "Tańca z gwiazdami" w studiu Bugajowie przygotowali się perfekcyjnie. Dla Anety i Rafała mieli przygotowanego pluszowego misia i słonia, do których przyczepili koperty z wierszami.
Ponieważ pan Waldek przezornie umieścił w kopercie swój numer telefonu, następnego dnia dostali od Mroczków SMS z podziękowaniem za wsparcie poetyckie. Dwa dni później na jednym z honorowych miejsc albumu z wycinkami Bugajowie umieścili zdjęcie z "Faktu", na którym Mroczkowie trzymają obie maskotki.
Wiersz, który podarowali jury, znajduje się na stronie Iwony Pavlović, a skoroszyty z wierszami i wycinkami obiegły całą ekipę TVN. - Gdy Rafał zabrał do pokazania reszcie ekipy i nie było go ponad 20 minut, zaczęliśmy się martwić, choć tłumaczyliśmy sobie, że to dobry chłopak i na pewno zaraz wróci. Ale powoli rozglądaliśmy się za Hubertem, żeby w razie czego jakoś zainterweniował - wspomina pan Waldek. Rafał Mroczek jednak wrócił, przynosząc przy okazji komplet dedykacji i autografów.
Bugajowie, choć obejrzeli wszystkie edycje programu, do ostatniej przywiązali się najbardziej. Mówią, że nawet "Europa da się lubić", którą oglądali, gdy nie było "Tańca" w TVN, nie zastąpi im "kochanych Mroczków", Olki i Rafała, Mimozy (Renaty Dancewicz), Czarnej Mamby (Iwony Pavlović), a nawet "Cappuccino" (Paola Cozzy) nieudolnie próbującego tańczyć walca. Dlatego wiersz "Kochane Mroczki" który wręczyli zwycięzcom w ostatnią niedzielę, kończył się:
Droga ANETO, drogi RAFALE
Wielkie to szczęście być tutaj z Wami
Szczerząc uśmiechy przed kamerami.
Kryształowa Kula niech was łączy, a nie rozdziela
Bo teraz już smutna będzie każda kolejna
niedziela.
Milena Rachid Chehab
Dziękuję za pomoc Katarzynie Barylak z TVN