Talibowie spierali się, co zrobić z porwanym Polakiem?
Jak donosi "Gazeta Wyborcza", według pakistańskich źródeł talibowie, którzy uprowadzili polskiego inżyniera, do ostatniej chwili spierali się, co zrobić z jeńcem. Część z nich uważała, że jego śmierć nie przyniesie żadnych korzyści, ale na życie Polaka miał jednak nastawać dowódca porywaczy.
09.02.2009 | aktual.: 09.02.2009 10:16
Do zabójstwa uprowadzonego cztery miesiące temu 42-letniego Polaka, inżyniera z krakowskiej firmy Geofizyka prowadzącej w Pakistanie badania geologiczne, przyznali się pakistańscy talibowie z okolic Darra Adam Khel, jednej z kilkunastu pasztuńskich krain na afgańskim pograniczu - pisze "Gazeta Wyborcza".
Za uwolnienie jeńca domagali się wypuszczenia z więzienia w Peszawarze ich towarzyszy broni wziętych do niewoli podczas walk latem zeszłego roku. Początkowo żądali zwolnienia ponad 100 więźniów, a ostatnio już tylko kilku.
W zeszłym tygodniu porywacze ogłosili ultimatum - Polak miał zginąć już w środę, gdyby pakistańskie władze nie zgodziły się na spełnienie ich warunków. W ostatniej chwili przesunęli termin ultimatum do piątku.
- Czekaliśmy i czekaliśmy, ale rząd nie spełnił naszych warunków - oznajmił rzecznik talibów Mohammed, gdy ogłaszał, że Polak został zgładzony. Dodał, że talibów dodatkowo rozzłościły naloty amerykańskich bezzałogowych samolotów szpiegowskich na pasztuńskie wsie z afgańskiego pogranicza.
Według źródeł pakistańskich, porywacze do ostatniej chwili spierali się, co zrobić z jeńcem. Wielu uważało, że jego śmierć nie przyniesie nikomu korzyści, i egzekucję odkładano z godziny na godzinę. Na życie Polaka miał jednak nastawać dowódca oddziału porywaczy Tarik Afridi.
Te wiadomości zaskoczyły polski MSZ - jeszcze w piątek w nocy rzecznik resortu Piotr Paszkowski zapewniał "Gazetę Wyborczą", że trwają negocjacje władz pakistańskich z porywaczami. Choć właśnie w piątek wieczorem - według pakistańskich mediów - miał upłynąć termin ultimatum.