Taksówkarza zamordowali narkomani
62-letni taksówkarz z Rydułtów na Śląsku,
który zaginął w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia, nie żyje. Z
ustaleń policji i prokuratury wynika, że zamordowało go dwoje
młodych narkomanów. Odpowiedzą za zabójstwo ze szczególnym
okrucieństwem. Grozi im od 12 lat więzienia do dożywocia.
29.12.2003 15:05
"Zarzuty współsprawstwa w zabójstwie taksówkarza, dokonanym ze szczególnym okrucieństwem, postawiliśmy 22-letniemu Markowi Sz. z Rudułtów i jego znajomej, 18-letniej Patrycji F. z pobliskiego Pszowa" - powiedział prokurator rejonowy w Wodzisławiu Śląskim, Józef Pałka.
Oboje zatrzymani należą do środowiska narkomanów, Marek Sz. był wcześniej karany za rozboje. Patrycję F. poznał kilka dni wcześniej. Z jego relacji wynika, że to dziewczyna namówiła go do zbrodni. Potrzebowali pieniędzy, prawdopodobnie na narkotyki. Marek Sz. nie pracuje i nie uczy się. Żyje z renty po rodzicach w wysokości 1.200 zł. Patrycja F. również nie uczy się i nie pracuje.
W drugi dzień świąt Bożego Narodzenia dziewczyna zadzwoniła do taksówkarza, prosząc o przyjazd na postój taksówek. Marek Sz. znał go wcześniej - korzystał z jego usług, obiecał też załatwić silnik do jego mercedesa i wziął na ten cel pieniądze. Według policji, niespłacony dług wobec taksówkarza mógł być jednym z motywów zbrodni.
Podejrzani zwabili taksówkarza do domu, gdzie mieszkał Marek Sz. Dziewczyna twierdzi, że to Marek Sz. pierwszy zaatakował tam taksówkarza nożem, mężczyzna - że to Patrycja F. pierwsza uderzyła metalową rurką. Skrępowali później swą ofiarę, zawlekli do piwnicy i tam udusili sznurem. Potem oboje wsiedli do auta taksówkarza i podróżowali po regionie. W jednym z lokali w Krzyżanowicach Marek Sz. przechwalał się dokonanym zabójstwem.
Policja natrafiła na ślad zabójców dzięki sygnałom od osób, które widziały samochód zaginionego taksówkarza. Był zaparkowany przy stacji benzynowej w Raciborzu. Krótko potem w pobliżu, w innym samochodzie, zatrzymano cztery osoby, w tym Marka Sz. i Patrycję F. Oboje przyznali się do zabójstwa. Niebawem w piwnicy policjanci odkryli zwłoki zaginionego.
Zniknięcie taksówkarza Józefa Jochema zgłosił policji w sobotę rano jego zięć. Ostatni raz taksówkarza widziano na rynku w Rydułtowach w drugi dzień świąt ok. 18. Przyjechał tam z domu na telefoniczne zlecenie klienta. Do taksówki ktoś wsiadł. Potem ślad się urwał. W niedzielę zaginionego szukało już blisko 150 policjantów i leśników z powiatów wodzisławskiego, rybnickiego i raciborskiego.
Morderstwo śląskiego taksówkarza to kolejny podobny przypadek w ostatnim czasie. Przed tygodniem ofiarą bandytów padł 80-letni taksówkarz, którego samochód samochód znaleziono w pobliżu przejścia granicznego w Rosówku koło Szczecina. Do mordu przyznali się dwaj mieszkańcy podszczecińskiej miejscowości, w wieku 18 i 24 lat. W listopadzie zamordowany został 44-letni taksówkarz z Warszawy. Znaleziono go powieszonego na stelażu podtrzymującym taksówkowego "koguta" w lesie niedaleko Wólki Radzymińskiej pod Warszawą.
Za zabójstwo grozi kara dożywotniego więzienia. Na początku maja Sąd Okręgowy w Szczecinie skazał na 25 lat pozbawienia wolności 30-letniego Bułgara Adriana A., oskarżonego o zabicie (motywem był rabunek) szczecińskiego taksówkarza w sierpniu ubiegłego roku. Takiej kary domagał się prokurator.(iza)