"Tak, byłam skorumpowana"
Była marszałek województwa przejdzie do historii jako pierwszy wysoki opolski urzędnik, który się otwarcie przyznał do korupcji. Paradoksalnie, teraz to ona może w największym stopniu przyczynić się do oczyszczenia opolskiego bagna...
26.01.2004 07:59
Tak, byłam skorumpowana, przyznaję się - tak szczerego wyznania Ewy Olszewskiej nie spodziewał się nikt. Zaskoczeni są sami prokuratorzy, z ich szefem Józefem Niekrawcem na czele. Wielkie śledztwo przeciwko byłym władzom Opola, które od wielu miesięcy z mozołem prowadzą, teraz jeszcze bardziej się rozrośnie i nabierze nadspodziewanej dynamiki. Zeznania byłej marszałek pozwolą nie tylko potwierdzić czarny obraz opolskiej władzy, zawarty w dotychczas zebranym materiale dowodowym, ale - co najważniejsze - pomogą dotrzeć do kolejnych macek urzędniczej ośmiornicy, która w latach 90. oplotła ratusz.
Dotąd najbardziej cenne ustalenia opolskiej prokuratury miały swoje źródło w pracy niezależnych mediów i zeznaniach dwóch kluczowych świadków: Grzegorza K., pierwszego prezesa Dobrych Domów Opole, i Mariusza K., prokurenta w tej spółce. W ślad za tymi informacjami poszły działania operacyjne (podsłuchy, przeszukania), ruszyła też informacja skarbowa i bankowa.
Początkowo śledztwo szło z oporami, szczególnie ze strony policji. Pojawiały się też informacje o planowanym odsunięciu od stanowiska prokuratora Józefa Niekrawca, który - w opinii niektórych prominentów SLD - zbyt dosłownie traktował pojęcie niezależności prokuratorskiej. Kluczową dla sprawy była postawa ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego Grzegorza Kurczuka, który wbrew naciskom części SLD, przygnieciony bolesną dla siebie sprawą Rywina, dał prokuratorowi Niekrawcowi wolną rękę, co w śledztwie podobnej wagi jeszcze kilka lat temu byłoby nie do pomyślenia.
Na pierwsze efekty pracy opolskiej prokuratury nie trzeba było długo czekać. Zatrzymani Leszek Pogan i Stanisław Dolata, mimo bardzo wiarygodnych dowodów (co ocenił sąd, podejmując decyzję o ich tymczasowym aresztowaniu) nie przyznali się do winy. Poszli w zaparte, czyli zastosowali taktykę popularną ostatnio w kręgach ludzi władzy, którzy stawali przed wymiarem sprawiedliwości (Sobotka, Długosz, Rywin, Kwiatkowski). Wydawało się, że tak już będzie do końca, prokuratura w pocie czoła będzie ciułać kolejne dowody i poszlaki, ale do jądra układu ratuszowego - ze względu na solidarność podejrzanych - dotrzeć nie zdoła.
Dzięki decyzji Ewy Olszewskiej będzie inaczej. Pytanie, jak daleko była pani marszałek się posunie w mówieniu prawdy, jest teraz roztrząsane szczególnie intensywnie kręgu byłych ratuszowych prominentów. I tych, którzy siedzą w areszcie, i tych - a może przede wszystkim tych - którym dotąd udało się unikać tej bolesnej sankcji. Chodzi np. o urzędników, którzy chwalą się w mediach, że liczne kontrole w ich wydziałach „nic nie wykazały”. Od końca ubiegłego tygodnia oni nie mogą już spać spokojnie...
Ciężar wiedzy Olszewskiej polega na tym, że zna ona od środka mechanizmy, których nie sposób odtworzyć, wertując oficjalne dokumenty. Sposoby „rozprowadzania” przetargów, zapraszania do Opola jednych inwestorów, a wypraszania innych, historie lokalizacji hipermarketów, ale także mniejszych lokali handlowych (jeden z biznesmenów żalił się w naszej gazecie, że za umiejscowienie lokalu na placu Wolności „układ ratuszowy” chciał od niego 100 tysięcy złotych łapówki). Ewa Olszewska nie musiała w tym wszystkim uczestniczyć, ale wiedzę na temat osób i mechanizmów posiada. I ta jej wiedza jest jak tykająca bomba...
Współpracy z prokuraturą byłej pani marszałek obawiać się też powinna grupa opolskich przedsiębiorców, którzy, aby z sukcesami funkcjonować na rynku, stosowali się do ratuszowego „prawa koperty”. Między nimi a skorumpowanymi urzędnikami ratusza funkcjonowała do tej pory wspólnota interesu. Nawet zmieniony od lipca ubiegłego roku kodeks karny, uwalniający od kary człowieka, który sam się zgłosi do organów ścigania z informacją, że dawał łapówki, nie przekonał opolskich przedsiębiorców do wizyt w prokuraturze. Czy teraz to się zmieni? Jest szansa, że tak. Grupa opolskich biznesmenów (tych od wręczania kopert) musi teraz poważnie rozważyć, czy jednak nie wybrać się do pracowników Józefa Niekrawca z informacjami „komu, kiedy, ile”. Opolski biznes już wie, że Ewa Olszewska nie tylko chętnie odpowiada na pytania prokuratury, ale i dzieli się nieznanymi jej dotąd wątkami. Zobowiązuje ją do tego umowa z prokuraturą. Jeśli zatai jakieś przestępstwo, a prokuratorzy dowiedzą się o nim z innego źródła (na przykład od
skruszonego przedsiębiorcy), do sądu pójdzie wniosek o jej aresztowanie.
Pozostaje pytanie: co z SLD? Partią, z której wyszła Ewa Olszewska. Andrzej Namysło, szef opolskiego Sojuszu, wyraził na łamach sobotniej „NTO” przekonanie, że zeznania byłej marszałek nie zagrożą pozytywnie zweryfikowanym członkom SLD. Być może tak będzie, jednak z pewnością Sojusz nie uniknie jednego - jeszcze większego spadku społecznej akceptacji na Opolszczyźnie.
Dlaczego? Część szczególnie wiernych zwolenników lewicy wierzyła dotąd w wyimaginowany antylewicowy spisek z udziałem prokuratury i mediów, które „wydają wyroki przed sądem”. Fakt, że Olszewska, do niedawna najjaśniejsza gwiazda lewicy, która w wyborach do Sejmiku Województwa Opolskiego pobiła wszystkich innych opolskich polityków, przyznała oficjalnie, że była urzędnikiem skorumpowanym, stanowi cios dla najwytrwalszych wyznawców Sojuszu. To koniec ich złudzeń. Zwolennicy lewicy zawiedli się również na liderach partii, i to zarówno Jerzym Sztelidze, jak i Andrzeju Namyśle, jego długoletnim partyjnym zastępcy. Trudno uwierzyć w ich zapewnienia, że o niczym nie wiedzieli. Co prawda poseł Szteliga oponował przeciwko usadzeniu na fotelu wojewody Leszka Pogana, walczył też politycznie z prof. Dolatą. Ale ani on, ani żaden inny lider lewicy nie wpadł na pomysł, aby pójść do prokuratury, np. wtedy, kiedy ich biura poselskie nawiedzali niedoszli lokatorzy Dobrych Domów i wykiwani przez tę spółkę opolscy
przedsiębiorcy.
Szefom SLD nie przeszkadzała też nominacja Ewy Olszewskiej na najwyższy fotel w województwie, choć była ona przez lata bliskim współpracownikiem Leszka Pogana. Bez cienia żenady opolskie SLD zgodziło się również na desant „grupy ratuszowej” na urząd marszałkowski. Anna Denkiewicz, szefowa powszechnie krytykowanego wydziału architektury, dostała u Olszewskiej po dobrej znajomości fotel dyrektora wydziału polityki regionalnej, a Grzegorz Szymański, kolejny bliski znajomy i współpracownik Olszewskiej z ratusza, który odpowiadał tam za inwestycje, teraz mógł się zająć gospodarką całego województwa. No i Grażyna Frister, była sekretarz w ratuszu, która otrzymała od koleżanki marszałek fotel dyrektora generalnego. To zawłaszczenie przez grupę przyjaciół z ratusza najważniejszego w województwie urzędu odbywało się za pełną aprobatą władz wojewódzkich partii. Teraz przyjdzie im za to zapłacić politycznie.
Niektórzy liderzy SLD, sądząc po ich oficjalnych wypowiedziach, zdają się nadal nie rozumieć do końca tego, co się dzieje. Poseł Namysło na przykład publicznie się cieszył z decyzji prokuratury o wypuszczeniu Ewy Olszewskiej na wolność, ale przy okazji uznał, że prokuratura popełniła błąd, nie traktując w podobnie humanitarny sposób Leszka Pogana i Stanisława Dolaty. Szef opolskiego Sojuszu jakby przeoczył, że Dolata i Pogan do niczego się nie przyznali i bynajmniej nie pomagają prokuratorom w śledztwie. A tylko takie okoliczności przy podobnie ciężkich zarzutach mogą skłonić prokuraturę do pójścia na rękę podejrzanym.
W Opolu wrze. W kręgach dawnych partyjnych i biznesowych znajomych Ewy Olszewskiej powtarza się, że okazała ona słabość, decydując się na szczerą spowiedź przed prokuratorami. Że dała się podpuścić, wystraszyć, złamać. Że mogła, jak Leszek Pogan i Stanisław Dolata, wszystkiemu zaprzeczać, przetrzymać dzielnie areszt i w sądzie, z pomocą dobrych adwokatów, zbijać kolejne argumenty prokuratury.
Tymczasem Ewa Olszewska największą słabość okazała wtedy, kiedy brała łapówki. Decyzji o współpracy z prokuraturą - nawet, jeśli podjęła ją tylko ze strachu przed aresztem - można jej pogratulować. Przeżywa teraz osobisty dramat, ale sama jest sobie winna. Ze szczytu spadła na dno, ale od niego można się już tylko odbić. Olszewska musi teraz do bólu wyspowiadać się z tego, co przez lata się działo w zaciszu ratuszowych gabinetów. I - to równie ważne - oddać majątek, który zdobyła na drodze przestępstwa. Tylko wtedy ludzie uwierzą w jej „nawrócenie”. Wtedy też będzie sobie mogła znaleźć nowe, godne miejsce w życiu, niekoniecznie publicznym.
Krzysztof ZYZIK
Dałeś łapówkę? Lepiej się przyznaj
- Po przyznaniu się Ewy Olszewskiej do korupcji na tych opolan, np. z kręgu biznesu, którzy załatwiali w ratuszu rozmaite interesy za pomocą łapówek, padł blady strach. Ma pan dla nich radę?
Odpowiada prokurator Roman Wawrzynek:
- Ponawiamy apel o zgłaszanie się do nas osób, które mają wiedzę w sprawach, w jakich toczy się śledztwo. Szczególnie jest to w interesie tych osób, które były uczestnikami przestępstw korupcyjnych, np. dawali urzędnikom łapówki. Prokuratura ma coraz obszerniejszą wiedzę w tej sprawie, dlatego zdecydowanie lepiej samemu do nas przyjść, niż zostać „wyciągniętym za uszy”.
Przypominam, że dobrowolne zgłoszenie się do prokuratora jest zawsze podstawą do złagodzenia kary, a często do jej całkowitego uniknięcia.
Rezerwacje u adwokatów
Na byłych prominentów z urzędu miasta strach padł już w sierpniu ub.r. Po aresztowaniu Leszka Pogana i Stanisława Dolaty ludzie z ratusza zaczęli tłumnie odwiedzać najlepszych opolskich adwokatów. W rozmowach oficjalnie przyznawali, że niczego się nie boją i żaden adwokat nie jest im potrzebny. Co innego twierdzili prawnicy.
- Zgłosiło się do mnie kilka osób, ale części z nich musiałem odmówić. Nie wyrobiłbym się z pracą - opowiadał nam jeden z opolskich mecenasów.
Niektórzy mają po jednym kliencie, inni po dwóch...