Tajna umowa między Iranem i USA. Podzielili Irak między siebie?
• USA mają niepisaną umowę z Iranem - dowiedziała się WP
• Umowa dotyczy podziału stref walki z Państwem Islamskim w Iraku
• Wpływy Iranu i szyickich bojówek na sunnickich terenach budzą obawy przed masakrami na tle religijnym.
15.06.2016 | aktual.: 15.06.2016 20:27
Stany Zjednoczone i Iran nie należą do najlepszych przyjaciół jeśli chodzi o relacje międzyrządowe, ale coraz częściej potrafią się porozumieć w ważnych kwestiach. Potwierdziła to umowa dotycząca irańskiego programu atomowego. Ale to niejedyny przykład. Jak dowiedziała się Wirtualna Polska, niepisane porozumienie USA z Islamską Republiką obowiązuje też w kwestii Iraku, gdzie Waszyngton i Teheran podzieliły podzieliły kraj na "swoje" sektory walki z Państwem Islamskim.
Jak potwierdzają źródła w irackiej administracji, za wyzwalanie północnej części kraju odpowiedzialni są Amerykanie, wspierani głównie przez kurdyjskich Peszmergów, zaś Iran gra czołową rolę w środkowej części, głównie prowincji Anbar.
- To Amerykanie wyzwolą Mosul - mówią wprost Irakijczycy. Mowa tu o największym mieście będącym pod kontrolą Daesz. Obecne w Iraku wojska amerykańskie nie są oczywiście tak liczne, by samodzielnie odbić to niegdyś ponadmilionowe miasto, ale to do nich należy inicjatywa: opracowanie strategii, koordynacja i logistyka trwającej od kilku miesięcy ofensywy. Rolę odgrywają też Turcy, którzy szkolą lokalne sunnickie bojówki, chcąc w ten sposób zapewnić sobie wpływ na przyszłość tej części Iraku.
Jednak to nie Mosul jest obecnie centrum operacji przeciw Państwu Islamskiemu w Iraku, ale położona niemal na obrzeżach Bagdadu Faludża. A tam rola Amerykanów i międzynarodowej koalicji ograniczyła się do wsparcia z powietrza. Główny wpływ z zewnątrz wywiera Iran poprzez szyickie milicje Haszd Szabi (Siły Mobilizacji Ludowej).
- Umowa ta ma wybitnie nieformalny i niedopowiedziany charakter, warto też zresztą pamiętać że oficjalnie Waszyngton prezentuje zupełnie inną linię polityczną i stanowisko wobec kwestii udziału szyickich milicji w operacjach na terenie prowincji sunnickich - mówi WP Tomasz Otłowski, ekspert ds. bezpieczeństwa międzynarodowego i Bliskiego Wschodu. - Ale USA nie mają już wielkiego wpływu na to co dzieje się w Iraku, tak w sensie militarnym, jak i politycznym: rząd iracki jest zdominowany przez siły proirańskie i lobby amerykańskie ma niewielkie pole manewru - dodaje.
Udział szyickich bojówek, którym zarzuca się brutalność i zbrodnie wojenne na irackich sunnitach, budzi duże kontrowersje. Faludża jest bowiem najbardziej sunnickim, religijnym i plemiennym miastem Iraku. I to właśnie to, w połączeniu z obawami przed dominacją szyitów w kraju sprawiło, że miasto tak łatwo - jako pierwszy duży ośrodek - poddało się pod kontrolę ekstremistów z Daesz w 2014 roku.
- Faludża jest dla Pastwa Islamskiego ważniejsza nawet niż Mosul. Bo oni wiedzą, że w Mosulu są gośćmi, podczas gdy w Faludży czują się jak u siebie - mówi nasz informator.
To jednak powoduje obawy, że udział szyickich sił w wyzwalaniu miasta doprowadzi tylko do większego rozlewu krwi i przemocy na tle religijnym. Obawy te już się potwierdziły: oddziały Haszd Szabi - które formalnie wchodzą w skład irackich sił bezpieczeństwa, lecz w praktyce operują właściwie niezależnie - oskarżane są o stosowanie przemocy, tortur, a nawet o zabijanie sunnickich cywilów z miejscowości wokół Faludży. Iraccy oficjele podkreślają co prawda, ze incydentów jest dużo mniej niż wcześniej, a ich sprawcy zostaną pociągnięci do odpowiedzialności, jednak niewielu to uspokaja.
- Jeśli Bagdad chce wyzwolić tereny sunnickie zajęte przez kalifat, to musi się posługiwać formacjami szyickimi, które są obecnie najbardziej efektywnymi siłami jakie ma do dyspozycji - mówi WP Tomasz Otłowski, ekspert ds. bezpieczeństwa międzynarodowego i Bliskiego Wschodu. - To wszystko oznacza z kolei milczące przyzwolenie na “akty przemocy” wobec sunnitów ze strony szyickich bojowników, i to się właśnie zaczyna dziać i w Faludży - dodaje.
Czynnikiem ograniczającym ryzyko masakr jest decyzja dowódców Haszd Szabi o tym, że kiedy przyjdzie czas na wejście do centrum wyzwalanego miasta, szyiccy bojówkarze zostaną z tyłu, pozwalając na odbicie Faludży przez połączone siły irackich antyterrorystów, armii oraz sunnickich sił plemiennych. Na moment ten będzie można jeszcze sporo poczekać, bo choć miasto jest okupowane przez nie więcej niż 3 tysiące bojowników Daesz (podczas gdy siły oblegające mogą liczyć nawet kilkanaście tysięcy), ofensywa trwa już prawie miesiąc, a według naszych informatorów potrwać może jeszcze dłużej. Wszystko ze względu na taktykę terrorystów, którzy traktują cywilów jako żywe tarcze, a całe miasto jest obwarowane minami i bombami-pułapkami.
- Dlatego to zajmuje tak długo. Iracka armia nie ma wystarczających zasobów, by szybko rozminować centrum. Kiedy wyzwalano Ramadi, samo to trwało dobrych kilka tygodni, po czym miasto to wyglądało mniej więcej tak, jak wyglądała Warszawa po powstaniu warszawskim - mówi WP informator.
Mimo to, los Państwa Islamskiego - przynajmniej w Faludży i przynajmniej w bliskiej przyszłości - wydaje się przesądzony. Dżihadyści są oblężeni i odcięci od dostaw i posiłków. Wyzwolenie bastionu Daesz jest tylko kwestią czasu. Nie oznacza to jednak końca problemów ani dla miasta, ani dla samego Iraku.
- Iraku – w sensie granic i obszaru - sprzed 2014 roku nie da się już odtworzyć - mówi Otłowski - Nawet jeśli większość ziem sunnickich zostanie odbita, będzie tam wieczna wojna sunnicko-szyicka i rywalizacja saudyjsko-irańska, a także wylęgarnia kolejnych wcieleń dżihadu. Obraz jaki się rysuje jest mocno niewesoły - podsumowuje ekspert.