Tajemnicze spotkanie ludzi Orbana w siedzibie KGB. Związki z Rosją ściślejsze niż myślano
Niedługo przed objęciem władzy przez Viktora Orbana, jego dwaj najbliżsi współpracownicy spotkali się z wysokim rangą oficerem rosyjskiej FSB. Doszło do niego na Łubiance. To rzuca nowe światło na relacje premiera Węgier z Putinem.
Dotychczas powszechnie przyjmowano, że węgierskie "otwarcie na wschód" dokonało się jakiś czas po wygranych przez Fidesz wyborach w 2010 roku. Jednak według portalu śledczego Direkt36, do zbliżenia szefa partii z rosyjskim przywódcą doszło już wcześniej.
Jeszcze na kilka tygodni przed wyborami w siedzibie Federalnej Słuzby Bezpieczeństwa - spadkobierczyni KGB - doszło do tajemniczego spotkania. Gospodarzem był wysoki rangą oficer służby, jego gośćmi najbliżsi współpracownicy Orbana - oligarcha Lajos Simicska (obecnie największy wróg premiera) oraz jego współpracownik i przyjaciel rodziny Orbanów Zsolt Nyerges. Według źródeł rządowych, na które powołuje się portal, spotkanie miało charakter "zapoznawczy". Chodziło o to, by ułatwić przyszłe biznesowe kontakty między nową rządzącą elitą w Budapeszcie a Rosjanami. Oficer miał zresztą zapewnić Węgrów, że w tym względzie "mogą liczyć na Rosję".
- W kontekście robienia przyszłych interesów takie spotkanie miałoby sens - mówi WP były funkcjonariusz służb. Ale wiadomo też, że dla Rosjan zapoznanie się nie było konieczne, bo posiadali szczegółową wiedzę na temat tego, co się dzieje na Węgrzech. Rok przed spotkaniem na Łubiance, Putin spotkał się z socjalistycznym premierem Węgier Gyurcsany'em. Podczas rozmowy dał do zrozumienia, że wie o jego planach zrezygnowania z urzędu (i oferował też przyszłą współpracę), mimo że Gyurcsany mówił o tych zamiarach tylko najbliższym.
W mniej więcej tym samym czasie doszło do zapoznawczego spotkania Orbana i Putina w Sankt Petersburgu. Rosyjski prezydent niezbyt często spotyka się z politykami zagranicznej opozycji - wśród wyjątków była np. Marine Le Pen przed ubiegłorocznymi wyborami we Francji - ale na korzyść Orbana zadziałał specjalny łącznik. Był nim Ernő Keskeny, węgierski dyplomata o bardzo prorosyjskim nastawieniu. Keskeny znał Putina jeszcze z Petersburga z lat 90-tych (był tam wówczas konsulem) i to on miał być głównym motorem dążącym do zbliżenia obu przywódców. Mimo swoich prorosyjskich sympatii - niektórzy podejrzewali go wręcz o działalność na rzecz Moskwy - po objęciu władzy przez Orbana został ambasadorem w Kijowie.
Zobacz także: Premier otacza się eleganckimi rzeczami. "Po jego komunikacji widać, że nie wie, jak się żyje w Polsce"
Interesy i ambicja
Według portalu, tym, co napędzało coraz bliższe relacje Węgier z Rosją były pieniądze oraz ambicje Orbana. Za sprawą kilku dużych rosyjskich transakcji, węgierski premier zdołał usunąć drażliwe kwestie dzielące oba kraje, zdobyć dominującą pozycję względem Simicski (którego zaczął postrzegać jako potencjalnego rywala) oraz wzbogacić lojalnych wobec siebie graczy. Według portalu Direkt36, Orban podziwiał system, który zbudował w Rosji Putin. System, w którym biznesowa elita kraju - oligarchowie - są osobiście podlegli szefowi rządu.
O otwarciu na wschód zdecydowały też względy godnościowe. Już podczas swojego pierwszego okresu u władzy w latach 1998-2002 węgierskiego premiera irytowało wytykanie przez Zachód węgierskiego antysemityzmu. Zaś po wojnie w Gruzji, kiedy kraje Zachodu szybko przeszły z oburzenia do robienia interesów z Moskwą, Orban uznał to za hipokryzję. Tym bardziej, że - jak się okazało - Rosjanie podchodzili do Węgrów ze znacznie większym szacunkiem, podczas gdy oficjele z USA nie traktowali Budapesztu jako równorzędnego partnera.
"Otwarcie na wschód" miało to zmienić. We flircie z Rosją i - przynajmniej w swoim mniemaniu - rozgrywaniu wielkich potęg Orban widział dla siebie i dla Węgier szansę na odegranie znacznie większej roli. Według rozmówców portalu, premier od dawna widział się jako przywódca światowego formatu, "k...sko znudzony węgierską polityką", który "gdyby nie urodził się Węgrem, byłby światowym przywódcą".
Problem w tym, że zdaniem krytyków, to nie Orban jest rozgrywającym tych gier. Wręcz przeciwnie, sam jest rozgrywany. Portal cytuje opinię jednego z dyplomatów z kraju Europy Wschodniej, który zauważa, że Budapeszt często tłumaczy swoje relacje z Rosją jako czysto biznesowe. Tymczasem dla Rosjan, "operujących według logiki imperium", za każdym biznesem stoi polityka.
- Ten tekst wywołał spore zamieszanie na Węgrzech - przyznaje w rozmowie z WP Janos Szeky, dziennikarz tygodnika "Elet es Irodalom". - Ale trudno powiedzieć, jaki będzie to miało efekt - dodaje.
Czas ukazania się artykułu nie jest jednak dla władz w Budapeszcie korzystny. Choć Fidesz w sondażach wciąż ma olbrzymią przewagę nad opozycją - jego notowania wahają się między 45-55 proc. - w ostatnim miesiącu zanotował znaczny spadek. W lutym kandydat partii przegrał też wybory na burmistrza miasta w swoim tradycyjnym bastionie. Tymczasem do wyborów 8. kwietnia zostało jeszcze niecałe trzy tygodnie.