Tajemnice tarnowskiego zegara
Wskazówki tarnowskiego zegara ratuszowego zostaną najprawdopodobniej pozłocone. Zdecydowano się na to po odkryciu, iż już w przeszłości były one pokryte tym szlachetnym kruszcem. Odkrycia dokonano podczas prac konserwacyjnych elementów unikalnego w skali kraju mechanizmu. - Fronty, zarówno wskazówki godzinowej jak i minutowej, były złocone - mówi Piotr Jamrozik, zajmujący się konserwacją zegara. - Do dziś tego złota zachowało się już bardzo niewiele. - Trudno powiedzieć jaka to była pozłota - dodaje drugi z konserwatorów Klaudiusz Stachaczyński. - Trzeba byłoby robić badania laboratoryjne. Zegar był okazały.
23.11.2005 | aktual.: 23.11.2005 11:22
Prawdopodobnie pozłocono go pod koniec XIX wieku, kiedy Ratusz został przebudowany. Wskazówki po dokładnym wyczyszczeniu, uzupełnieniu braków, pomalowaniu farbą podkładową - znów zostaną pozłocone. Pomalowana będzie też tarcza zegarowa. Cyfry mają być naniesione na wzór tych pierwotnych. Nie wiadomo, kto wykonał zegar. Powstał na początku XVII wieku. Pierwszy zegar, jaki odmierzał tarnowianom czas, był dużo mniejszy. Prawdopodobnie uległ zniszczeniu podczas pożaru. Wczasie prowadzonych tu prac archeologicznych natrafiono na jego fragmenty.
Tarnowski zegar to unikat w skali kraju. Mechanizm zajmuje całą ratuszową wieżę. Oś minutowa przechodzi przez cały strych - tarcze zegara umieszczone są z dwóch stron: południowej i północnej. W górnej części wieży znajdują są zegarowe dzwony, a jego wagi sięgają do piwnic. Ostatni remont przeprowadzono tu w latach 70. ubiegłego stulecia.
Teraz przy okazji remontu Ratusza, kiedy wokół budynku stanęły rusztowania, nadarzyła się okazja, by zająć się zewnętrzną częścią - wskazówkami i tarczą. Udało się zdjąć wskazówki. Zdjęcie tarczy okazało się jednak niemożliwe. - Ekran tarczy jest zrobiony z klepek drewnianych, obito go blachą, którą włożono pod kamieniarkę - wyjaśnia Piotr Jamrozik. - To jakieś dziwactwo. Bo tarcze montuje się zawsze z zewnątrz, do kamieniarki czy elewacji. - Przy tarczach na zewnątrz nikt z nas nigdy nie był - tłumaczy Klaudiusz Stachaczyński. - Okazuje się, że mają one wymiary dwa metry na dwa. Są więc spore. Z dołu nie wyglądają na takie duże.