Tajemnica śmierci złomiarzy
Jestem wstrząśnięta. To pierwsze tak tragiczne zdarzenie w tej okolicy – powiedziała nam mieszkanka ulicy Wierzbowej, położonej w niewielkiej pobliżu rzeki Iłownicy na granicy Czechowic-Dziedzic. Policja poinformowała, że w weekend ludzie spacerujący nad brzegiem rzeki Iłownicy zauważyli ciała dwóch mężczyzn - pisze "Dziennik Zachodni".
27.04.2005 | aktual.: 27.04.2005 07:52
– Zwłoki były w daleko posuniętym rozkładzie. Z pierwszych oględzin nie widać, aby były naruszone, nosiły ślady bójki albo szarpaniny – powiedział mł. inspektor Konrad Rożek, komendant Komisariatu Policji w Czechowicach-Dziedzicach. Co innego mówili rodzice jednego z mężczyzn. Podobno miał on wszystkie zęby wybite, olbrzymią szramę na głowie, jakby go ktoś uderzył czymś ostrym i wykręconą szyję, jak od duszenia. Dziś w Pszczynie zostanie przeprowadzona sekcja zwłok obu ofiar.
Młodzi mężczyźni mieszkali w Pszczynie. Przyjaźnili się ze sobą. Razem trudnili się zbieraniem złomu. Ostatni raz byli widziani pod koniec marca w jednym z punktów skupu złomu w rodzinnym mieście. Od tego czasu wszelki ślad się po nich urwał.
– Może dziwić fakt, że od momentu zniknięcia, rodziny nie zgłosiły zaginięcia – stwierdził jeden z policjantów. – Zgłosiliśmy to na policji, ale powiedziano nam, że są dorośli i mogą robić, co chcą – usłyszeliśmy od ojca jednej z ofiar. Złomiarz złomiarzowi krzywdy nie zrobi. Za śmiercią mojego syna na pewno nie stoi żaden z nich – przekonuje Henryk Rozmus.
W niedzielę rano do drzwi jego mieszkania zapukali policjanci i powiedzieli, że najstarszy syn, 18-letni Mariusz nie żyje. – Jego ciało znaleziono w jakiejś rzeczce. Nie mam pojęcia, co się mogło stać. W głowę zachodzę od tego myślenia. Mariusz pod koniec marca pojechał razem z kolegą do Czechowic-Dziedzic. Od kilku już lat razem zbierali złom, mówili że mają tam coś upatrzonego. Sprzedadzą i wracają. Mijały dni, a ich nie było. Zgłosiliśmy to na policji, ale powiedziano nam, że są dorośli i mogą robić, co chcą – opowiada ojciec chłopaka.
Heniek i Tomek, młodsi bracia Mariusza mówią, że brat zbierał złom tylko od czasu do czasu i zawsze w Pszczynie. Nie wiedzą, dlaczego tym razem wybrał się na rowerze do Czechowic. – Szukał złomu, jak potrzebował pieniędzy na papierosy albo inne rzeczy. Zawsze chodził razem z Bartkiem, we dwójkę było im raźniej, bardzo się przyjaźnili – opowiadają. Ciało o dwa lata starszego Bartka policja odnalazła dzień później, też w rzeczce.
– Jego rodzice pojechali na identyfikację zwłok. Mówili, że nie było na co patrzeć. Ciało w całkowitym rozkładzie, tak że aż ciuchy z niego pospadały. Podobno Bartek miał wszystkie zęby wybite, a w dodatku olbrzymią szramę na głowie, jakby go ktoś uderzył czymś ostrym i wykręconą szyję, jak od duszenia. Ciała obu naszych chłopców są w kawałkach. To wygląda na morderstwo, a nie nieszczęśliwy wypadek. Po wypadku tak się nie wygląda! Nie wiem, kto mógł zrobić im coś złego, komu oni zawinili? – zastanawia się matka Mariusza, Krystyna Rozmus.
– Dzisiaj co chwilę słyszy się o takich bestialstwach, ale że to spotka dwóch, młodych i silnych chłopców? Tego nikt z nas się nie spodziewał. W dodatku nasz Mariusz nie był do zaczepki, można powiedzieć, że był mało konfliktowy. Nigdy nie miał żadnych wrogów. Dlaczego ktoś miałby go zamordować? Jest tylko jeden powód: obaj musieli widzieć coś, być czegoś świadkami. Dlatego zginęli – uważa ojciec.
Matka Mariusza płacząc mówi, że chłopak zawsze miał dla niej dużo czasu i pomagał, ile mógł. – Wiedziałam, że jak mi zabraknie pieniędzy, on zawsze mnie poratuje – mówi kobieta. Henryk Rozmus jest przekonany, że za śmiercią syna na pewno nie stoją inni złomiarze. – Może gdzie indziej są jakieś walki o teren, ale nie u nas. W Pszczynie ten zbiera, kto jest pierwszy. Nigdy nie słyszałem o tym, żeby jakiś złomiarz pobił drugiego. Nakrzyczeć to co innego, ale zabić? W życiu! To po prostu niemożliwe! – przekonuje. – A nie słyszałeś jak w Mikołowie dwóch młodych złomiarzy tak pobiło innego, który wszedł na ich teren, że został sparaliżowany? – pyta Tomek.
Tomasz Wolff