Tadeusz Różewicz doktorem honoris causa Uniwersytetu Gdańskiego
Tadeusz Różewicz doktorem honoris causa Uniwersytetu Gdańskiego
Uroczystość nadania tytułu doktora honoris causa, zawsze podniosła, jest podwójnie honorowa: dla laureata i dla społeczności honorującej. Rzadziej trafia się przełamanie atmosfery oficjalności, bo nie każdy laureat ma poczucie humoru i dystansu wobec siebie.
02.06.2006 | aktual.: 02.06.2006 08:56
Tak się składa, że doktorowie uhonorowani przez Uniwersytet Gdański, jak pamiętam, ową cenną cechę mieli. Maria Janion, Guenter Grass, Lech Wałęsa, Andrzej Wajda, Ryszard Kapuściński, Władysław Bartoszewski i - wczoraj - Tadeusz Różewicz. Nie chcąc zbyt poważnie kończyć pierwszej części obowiązkowego wykładu doktorskiego, odwołał się do swego mistrza, wieszcza Adama Mickiewicza, i zacytował - poniekąd proroczy - toast Sędziego, zawierający pochwałę gdańskiej wódki. Tu wszedł mu w słowo rektor Andrzej Ceynowa i zwrócił uwagę, że już drugi doktor honorowy wygłasza ten toast (pierwszym był Władysław Bartoszewski), pewnie więc z tym coś trzeba będzie zrobić. - Wypić! - wypalił Różewicz, skwitowany huraganem braw.
Myśl jednak ogólna laureata nie była wesoła. Podobnie jak cała jego twórczość, choć jest znana i ceniona na całym świecie, Australii nie wyłączając. Jest przekładana na inne sztuki. - Film czy teatr to rzecz pospolita, ale co najmniej dwa wiersze Różewicza - mówiła prof. Małgorzata Czermińska, laudatorka - doczekały się przekładu na znak plastyczny. W Helsinkach wiersz "Opowiadanie o starych kobietach" został wykuty w trzech językach: po polsku, po fińsku i po angielsku na granitowym obelisku stojącym w parku. Natomiast w Lejdzie, mieście urodzenia Rembrandta, gdzie piętnastu artystów ozdobiło ściany budynków 43. freskami, w których ważną rolę odgrywają teksty i krój alfabetów, znalazł się wiersz Tadeusza Różewicza ,Pisałem".
- Wciąż piszę - mówił mistrz z Radomska. - I wciąż chciałbym poprawiać swoje niektóre wiersze, bo wydają mi się na przykład za długie, w których widzę dziś, że skończyła się poezja, ale nie skończył się wiersz. Więc np. na spotkaniach autorskich opuszczam zbędne fragmenty lub słowa. I nikt - dodajmy - zapewne nie ma mu tego za złe. Nie każdy wiersz musi być zaraz kuty w granicie. Sprawdziliśmy u pani Stanisławy Różewiczowej, pierwszej edytorki wierszy - wtedy jeszcze tylko zadurzonego w niej kolegi z partyzantki. Potwierdziła.
Tadeusz Skutnik