Ta historia wręcz poraża. "Leżał w lochu przez 42 dni"
Ukraińskie media żyją historią jednego ze swoich żołnierzy. Ołeksij Hordiejew po tym, jak został ranny w walkach, trafił do niewoli. Ponad 40 dni leżał w "lochach" jednego z budynków w okolicach Bachmutu. Historia jego walki o przetrwanie wręcz poraża. Tak samo jak nagranie z jego odnalezienia.
Ołeksij Hordiejew trafił do niewoli wraz z innymi ukraińskimi żołnierzami. Jak przekazał dziennikarz Andrij Tsaplienko, wojskowy miał rany postrzałowe i odłamki w udzie oraz w plecach. To niczego nie zmieniało w perspektywie Rosjan i mężczyzna nie miał co liczyć na lepsze traktowanie.
Tak wygląda niewola u Rosjan. "Pił wodę z kałuży i grzejnika"
Ołeksij przez 42 dni miał być karmiony okruszkami, pijąc wodę z kałuży i trujący płyn z zepsutego grzejnika. Mężczyzna w tym czasie stracił połowę wagi - obecnie to zaledwie 42 kilogramy. Od głodowej śmierci miał go uratować jeden z rosyjskich żołnierzy, który czasami dzielił się z nim swoją porcją żywnościową.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Brawurowy moment ataku czeskich Mi-24. Piloci pokazali nagranie
Jeszcze bardziej zdumiewająca jest sprawa odkrycia Hordiejewa. Podczas walk pod Bachmutem Siły Zbrojne Ukrainy zajęły rosyjskie pozycje. To wówczas do piwnicy, gdzie był przetrzymywany Ołeksiej, wszedł ochotnik z Nowej Zelandii, a jednocześnie przyjaciel żołnierza.
W sieci pojawił się film pokazujący moment odnalezienia Hordiejewa. Słysząc język angielski, Ołeksiej rozpoznał głos przyjaciela i powiedział: - Och! Nowa Zelandia jest tutaj. - Mój brat - usłyszał w odpowiedzi. Warto podkreślić, że Nowozelandczyk uznawał ukraińskiego kolegę za zmarłego.
Ołeksij przebywa w szpitalu w Dnieprze. Przeszedł operację, jest leczony w związku z zatruciem i dystrofią. Docelowo ma trafić do Kijowa.
Źródło: Andrij Tsaplienko, Telegram, Kanał 5
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski