Szwecja uznała Palestynę. Pójdą za nią inne kraje?
Szwecja uznała w czwartek państwowość palestyńską i rozgniewała tym samym Izrael, który natychmiast wezwał na konsultacje swojego ambasadora ze Sztokholmu. Czy zgrzyt dyplomatyczny będzie jedyną reakcją na decyzję skandynawskiego państwa? A może za przykładem Szwecji pójdą inne kraje? - na te pytanie odpowiada Wirtualnej Polsce dr hab. Adam Bieniek, arabista z Instytutu Orientalistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego.
31.10.2014 | aktual.: 31.10.2014 12:36
WP: Szwecja uznała państwowość Palestyny. Inne kraje też tak zrobią?
Dr hab. Adam Bieniek: Myślę, że tak. To było nieuchronne od momentu utworzenia Autonomii Palestyńskiej.
WP: Sztokholm liczył, że jego decyzja wpłynie na wznowienie rozmów pokojowych na Bliskim Wschodzie. Na razie efektem jest jednak zgrzyt dyplomatyczny między Szwecją a Izraelem. Czy to się zmieni i negocjacje pokojowe z Palestyńczykami zostaną reaktywowane?
Na pewno. Izrael już dawno przyjął taktykę agresywnego reagowania na wszelkie próby uznania państwowości palestyńskiej czy poszerzenia zakresu jej autonomii. Ale kiedy akt uznawania państwowości palestyńskiej obejmie kilka krajów, Izrael będzie zmuszony do wznowienia rozmów.
WP: Jakie mogą być następne kraje, które uznają Palestynę?
Trudno w tej chwili spekulować. Kraje skandynawskie często prowadzą zbliżoną politykę, więc nie zdziwiłbym się, gdyby to były państwa z tego regionu. Mogą to być również inne kraje UE. Blisko do takiego kroku byłoby Wielkiej Brytanii bądź Francji - nie tylko ze względu na znaczącą mniejszość muzułmańską, ale i na dotychczasową politykę zagraniczną.
WP: Czy decyzja Szwecji ma szansę w najbliższym czasie jeszcze coś zmienić w relacjach izraelsko-palestyńskich?
Na pewno nie. To będzie zależało od długofalowej polityki. Problem polega na tym, że dotychczasowe spory izraelsko-palestyńskie rozwiązuje się w systemie kadencyjnym, czyli w długości trwania kadencji parlamentarnej lub prezydenckiej w najważniejszych krajach, które biorą udział w tym dialogu. Podczas gdy proces pokojowy, biorąc pod uwagę pokolenia wyrosłe na wzajemnej nienawiści, musiałby objąć co najmniej kilkanaście lat. W tej chwili jedynym państwem, które mogłoby w znaczący sposób przyspieszyć proces pokojowy są Stany Zjednoczony - Izrael jest silnie od nich uzależniony.
WP: Wydaje się, że ostatnio stosunki amerykańsko-izraelskie nie są najlepsze. Niedawno magazyn "The Atlantic" opublikował wypowiedź anonimowego wyższego urzędnika administracji Baracka Obamy, który nazwał premiera Izraela Benajmina Netanjahu "cykorem". Izrael traci sojuszników?
Nie. To, że Izrael i Stany Zjednoczone poróżniły w tej chwili pewne napięcia, nie zmienia faktu, że oba kraje są połączone silnym sojuszem. Na pewno Amerykanie są zniecierpliwieni bardzo ostrą i bezkompromisową polityką Izraela wobec Palestyńczyków, ponieważ odbija się to echem w całym regionie i przydaje kłopotów administracji waszyngtońskiej, która już ma problemy nie tylko z Al-Kaidą, ale przede wszystkim z Państwem Islamskim. Budzi to (postawa Izraela - red.) sprzeciw Arabów i muzułmanów, utrudniając prowadzenie (USA - red.) polityki bliskowschodniej.
WP: Kiedy dwa lata temu Zgromadzenie Ogólne ONZ przyznało Palestyńczykom status nieczłonkowskiego państwa obserwatora, USA głośno protestowały. Teraz, po kroku Szwecji, Amerykanie milczą. Czy można to jakoś interpretować?
Jak najbardziej. Zwróćmy uwagę na to, co wydarzyło się w świecie muzułmańskim w ciągu tych dwóch lat. Mamy narodziny kolejnych kalifatów, emiratów, Państwa Islamskiego i coraz trudniejszą sytuację Stanów Zjednoczonych w całym regionie. Dowodzi to faktu, że polityka zbrojnej pięści, stosowana przez Izrael i uprzednio przez Stany Zjednoczone w odniesieniu tak do krajów objętych tzw. Arabską Wiosną, jak i wcześniej do Afganistanu i Iraku, nie spełnia wymogów współczesnej areny działań dyplomatycznych.
Rozmawiała Małgorzata Gorol, Wirtualna Polska