Szwecja obawia się "francuskich" rozruchów
Po wydarzeniach we Francji, w Szwecji
rozległy się głosy ostrzegające, że i w tym kraju możliwe są
podobne rozruchy. Taką opinię wyraził w wywiadzie dla
publicznej szwedzkiej telewizji Lars Leijonborg, przywódca
opozycyjnej Ludowej Partii Liberałów (FP).
Leijonborg, jeden z weteranów szwedzkiej sceny politycznej, powiedział, że i w Szwecji są podobne do francuskich dzielnice z dużą przestępczością i dużą liczbą jej ofiar. By uniknąć zagrożenia poważnym konfliktem, FP chce już dzisiaj wystąpić w parlamencie z konkretnymi propozycjami.
Leijonborg zapowiedział, że partia wskaże ponad 100, znajdujących się głównie w dużych miastach, niebezpiecznych rejonów. Wyróżniają je wysokie bezrobocie, fatalne szkolne wyniki tamtejszych uczniów oraz niewielkie zainteresowanie mieszkańców życiem społecznym i politycznym kraju. To ostatnie przejawia się np. niską frekwencją wyborczą.
Przed rokiem FP przedstawiła program integracji ze szwedzkim społeczeństwem mieszkańców takich dzielnic. Teraz chce pójść dalej wprowadzając np. gwarancje pracy, zaostrzając antydyskryminacyjne ustawodawstwo, zwiększając dostępność do nauki języka szwedzkiego dla dorosłych itp.
Bez pokonania bariery językowej nie ma mowy o znalezieniu lepiej płatnej pracy i wydostaniu się z cudzoziemskiego getta. Niezależni eksperci podkreślają jednak, że inne postulaty są wręcz nierealne. Bo jak można w gospodarce rynkowej ustawowo gwarantować zatrudnienie? A jak potraktować wezwanie do potrojenia liczebności policji w tych rejonach i to w celu nawiązania "przyjacielskich" stosunków z potencjalnymi demonstrantami?
Leijonborg wyjaśnia, że "nie chodzi o policję do zwalczania rozruchów, ale o przyjaznych dzielnicowych, którzy zapobiegną kryzysowi, zdobywając zaufanie swoim postępowaniem".
Istnienie zagrożenia rozruchami potwierdza Diabate Dialy Mory, młody człowiek pracujący z młodzieżą w Rosengord najgęściej zamieszkałej przez cudzoziemców dzielnicy Malmoe. Zamieszki uliczne mogą tu wybuchnąć z szybkością pożaru stepu - powiedział Mory dziennikarzowi popołudniówki "Expressen". Podobna sytuacja panuje - według niego - także w innych rejonach tego miasta zamieszkałego m.in. przez 100 tys. muzułmanów, uważnie obserwujących rozwój francuskich wydarzeń.
Kryminolog szwedzki, prof. Jerzy Sarnecki, twierdzi, że po "lekcji francuskiej" ewentualne rozruchy młodzieży cudzoziemskiej mogą być bardziej gwałtowne niż wszystkie dotychczasowe podobne wypadki w Szwecji.
Niecałe dwa miesiące temu jedno z podmiejskich osiedli Szokholmu stało się widownią wielogodzinnych rozruchów po tym, jak trzech młodych ludzi zostało zatrzymanych po chuligańskim wybryku. Tłum młodzieży zaatakował policję kamieniami a nocą ostrzelano posterunek policji z broni maszynowej. Teraz byłoby dużo gorzej - powiedział prof. Jerzy Sarnecki.
Michał Haykowski