"Szturman" na pokładzie samolotu Tu‑154? Niekoniecznie
Z danych 36 Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego, na które powołuje się "Nasz Dziennik" wynika, że od roku 2002 żaden polski samolot wojskowy nie miał na pokładzie rosyjskiego tzw. lidera. A to dlatego, że byłoby to niezgodne z procedurami NATO.
W tym kontekście gazeta krytykuje polskiego akredytowanego przy MAK płk. dr. Edmunda Klicha, według którego jedną z przyczyn katastrofy smoleńskiej był brak w składzie załogi polskiego wojskowego samolotu rządowego rosyjskiego nawigatora. Ów "szturman" miałby, według Klicha, prowadzić korespondencję z "Korsarzem" (wieża lotniska) i kontrolować manewry dowódcy polskiej załogi mjr. Arkadiusza Protasiuka przy podejściu do lądowania.
Można by zakładać, że Edmund Klich, jako były pilot wojskowy, powinien słyszeć o procedurach NATO, obligatoryjnych dla wszystkich lotów wojskowych państw Sojuszu. Zgodnie z nimi lider wprawdzie może być członkiem załogi, ale nie może (tak jak wyobraża to sobie Edmund Klich) wykonywać jej obowiązków i - dajmy na to - prowadzić korespondencji radiowej. A taką rolę Klich nagminnie przypisuje liderowi.
Lider także - według procedur NATO - nie może być w załodze nawigatorem, ponieważ nie ma prawa korzystać z zainstalowanych w samolocie urządzeń nawigacyjnych. Nie może też - jak to sugeruje Klich - niczego kapitanowi zabronić ani występować w roli kontrolera jego działań. Może tylko patrzeć i notabene pozbawić w ten sposób załogę nawigatora, zasiadając zamiast niego w środkowym fotelu. A poza tym musiałby też nauczyć się odczytywania wskazań amerykańskich urządzeń nawigacyjnych, całkowicie odmiennych od stosowanych w rosyjskich, wojskowych Tu-154.