Szturm na apteki
Po kilka, a czasem kilkanaście recept na raz, przynoszą pacjenci do aptek i wykupują leki na zapas. Ten zwiększony od kilku tygodni popyt wynika z tego, że od 1 grudnia zaczną obowiązywać nowe listy leków refundowanych i co najgorsze, nowe limity cen na te leki. Ministerstwo Zdrowia kolejny raz przerzuca na pacjentów koszty leczenia.
Podrożeje insulina, leki dla schizofreników i specyfiki przeciwastmatyczne. Nie będzie to podwyżka symboliczna. Z kieszeni przewlekle chorych zostanie co miesiąc wyrwane kilkadziesiąt, a czasami nawet ponad sto złotych. Stracą zresztą wszyscy, bo podrożeje większość leków.
Tajemnicze limity
Ministerstwo Zdrowia usiłuje przekonać pacjentów, że ceny leków od 1 grudnia zostaną obniżone. Na nowej liście zmniejszono ceny urzędowe wielu specyfików. - Są to na ogół obniżki o kilkadziesiąt groszy - wyjaśnia Aleksander Czarniawy, prezes Podkarpackiej Okręgowej Izby Aptekarskiej. - Rzadko przekraczają złotówkę. Znaczący skutek dla ceny płaconej przez pacjenta mają jednak limity cen leków wydawanych: bezpłatnie, za opłatą ryczałtową, lub częściową odpłatnością. Te limity, niestety również zostały obniżone.
Ministerstwo ustala limity do jakich refunduje lek. Jeżeli rzeczywista cena specyfiku jest wyższa to całą różnicę musi dopłacić pacjent. Obniżenie tych limitów spowoduje, że dopłacać trzeba będzie więcej.
Skreślone z listy
Mniej lub więcej Fundusz dopłaca tylko do leków znajdujących się na wykazie refundowanych środków medycznych. Za specyfiki spoza tej listy pacjent płaci całą cenę. Z przygotowywanej od kilku miesięcy listy, przed trzema tygodniami skreślono ponad 240 medykamentów. Skutek jest taki, że za np. zyprexę, popularny lek na schizofrenię kosztujący obecnie 33,50 zł, pacjent będzie płacił około 50 zł, a nawet 100 zł za silniejszą dawkę (obecnie 52 zł).
Zdaniem specjalistów spowoduje to, że wielu pacjentów przestanie zażywać niezbędne leki, bo nie będzie ich na to stać. Wkrótce więc stan zdrowia chorych ulegnie pogorszeniu i trafią do szpitali. W efekcie NFZ, zamiast zaoszczędzić, będzie musiał na leczenie wydać więcej.
Astmatycy, za foradil lub fixotide płacą obecnie 2,50 zł. Po zmianie będą musieli wydać ok. 20 zł. Z kieszeni diabetyków również zostaną wyciągnięte pieniądze, bo podrożeje importowana insulina. Na ryczałt będzie można kupić tylko specyfik produkowany w Polsce przez firmę Bioton. Za zagraniczne insuliny trzeba będzie płacić nawet po kilkadziesiąt złotych za opakowanie. Bardzo wielu chorych nie będzie na to stać.
Walka o kasę
Ministerstwo Zdrowia tłumaczy, że chodzi o popieranie rodzimego przemysłu farmaceutycznego. Zwiększony popyt na krajowe leki spowoduje wzrost produkcji, a więc zatrudnienia. – To są polityczne tłumaczenia – uważa Aleksander Czarniawy. – O to, jakie leki będą objęte refundacją toczy się walka na płaszczyźnie gospodarczej. Chodzi o 6 mld zł, które w przyszłym roku fundusz dopłaci do leków refundowanych. Trwają targi, które firmy farmaceutyczne zgarną te pieniądze.
Ponieważ do refundowanych leków dopłacają również pacjenci, batalia toczy się o znacznie większe pieniądze. Szacuje się, że o 12 mld zł. W tej finansowej walce interes pacjentów zupełnie się nie liczy. Ile pacjent zapłaci Jeżeli jakiś lek, sprzedawany na tzw. ryczałt, kosztuje np. 100 zł i tyle samo wynosi obecnie ministerialny limit, to pacjent płaci za niego 2,50 zł. Po zmianie limitu na 80 zł, za ten sam lek trzeba będzie zapłacić 22,50 zł.
Jeżeli medykament o cenie 100 zł znajduje się na liście leków sprzedawanych z odpłatnością 30 proc. to obecnie płaci się za niego 30 zł. Po obniżeniu limitu pacjent zapłaci 44 zł.
KRZYSZTOF ROKOSZ