Szpitalna gorączka
Termometry wskazywały wczoraj w południe 32 stopnie C w cieniu. Był to jeden z najgorętszych dni tego lata. Bardzo odczuli to chorzy i lekarze. Szczególnie na oddziałach zabiegowych w szpitalach, gdzie bloki operacyjne nie mają klimatyzacji.
11.08.2004 | aktual.: 24.05.2018 14:42
– O takim luksusie jak klimatyzacja nie mamy nawet co marzyć, bo to stary przedwojenny budynek – tłumaczy Jacek Osiński, dyrektor szpitala ginekologiczno-położniczego im. Jordana. – Ma grube mury i jest usytuowany wśród drzew, które go osłaniają przed słońcem. Rodzące się dzieci nie odczuwają więc upału panującego na dworze.
Takiego „komfortu” nie mają chorzy ze szpitala im. Pirogowa, gdzie także pomieszczenia nie są klimatyzowane. Szczególnie pacjenci oddziałów, zajmujących południowe skrzydło budynku, a więc laryngologii, interny, urologii.
– Wszędzie są wymienione okna i montowane rolety, które dają częściową ochronę przed słońcem – mówi Jacek Oskulski, zastępca dyr. ds. administracyjnych w „Pirogowie”.
– Na szczęście, zapowiadane jest już ochłodzenie i odetchniemy świeżym powietrzem.
Najgorzej pobyt w szpitalu znoszą osoby chore na serce. Trudno w upale oddychać, podnosi się też ciśnienie tętnicze krwi. – Tam, gdzie leżą najciężej chorzy kardiologicznie, jest klimatyzacja, nie ma więc obaw, że upał pogorszy ich stan zdrowia – zapewnia Zbigniew Bednarkiewicz, zastępca dyr. ds. lecznictwa w szpitalu im. Biegańskiego.
Największy łódzki szpital im. Kopernika z upałem radzi sobie przy pomocy... wiatraczków, które ustawiane są w salach chorych i w administracji. Tylko bloki operacyjne są klimatyzowane, więc gorąco jest także chorym na oddziale intensywnej terapii. – Szpital był budowany z betonowych płyt, które podczas upałów mocno się nagrzewają i długo zatrzymują ciepło – tłumaczy Jerzy Badowski, zastępca dyr. ds. lecznictwa w „Koperniku”. – Ten mechanizm odwrotnie działa w zimie, kiedy są siarczyste mrozy, wychłodzoną płytę trudno ogrzać. Taka jest uroda tego szpitala i nic na to nie można poradzić.
(luk)