Szpital zapłaci za poparzenia na radioterapii
Pacjentkom poparzonym w czasie radioterapii w Białostockim Centrum Onkologii należy się od tego szpitala zadośćuczynienie - orzekł Sąd Apelacyjny w Białymstoku.
Obniżył jednak kwoty zasądzone przez sąd pierwszej instancji.
03.06.2004 | aktual.: 04.06.2018 14:43
Sąd pierwszej instancji przyznał trzem pacjentkom od 70 do 100 tys. zł zadośćuczynienia z odsetkami. Sąd Apelacyjny zadośćuczynienie w kwocie 70 tys. zł obniżył do 50 tys. zł, zaś w kwocie 100 tys. zł (zasądzone dwóm kobietom) - do 80 tys. zł.
Sąd Apelacyjny utrzymał też zobowiązanie Białostockiego Centrum Onkologii do ponoszenia w przyszłości odpowiedzialności za skutki zdarzenia. To oznacza, że będzie on odpowiedzialny za zdrowie poszkodowanych pacjentek.
Orzeczenia apelacyjne są nieprawomocne (stronom przysługuje kasacja do Sądu Najwyższego), ale wykonalne, co znaczy, że szpital ma wypłacić pieniądze. Szpital może jednak złożyć wniosek o wstrzymanie wykonalności, który wtedy byłby rozpatrywany przez sąd. Stanowisko szpitala w tej kwestii nie jest jeszcze znane.
Uzasadniając zmniejszenie kwot zadośćuczynienia sąd wskazał, że wina szpitala była, ale niewielka. Sąd uznał, że taka awaria aparatu do naświetlań, jaka miała tam miejsce - gdy zawiodły jednocześnie dwa systemy zabezpieczeń - to sytuacja wyjątkowa, poza tym po wypadku szpital zajął się pacjentkami, zapewniając im leczenie, co wiązało się z kosztami.
Sędzia Jadwiga Chojnowska oceniła, że "co do zasady" stanowisko sądu pierwszej instancji w kwestii winy było trafne, ale w sposób niepełny uwzględnił on m.in. stopień zawinienia pracowników szpitala, którzy odpowiadają karnie za wypadek.
"Stopień winy tych osób nie jest wielki i w związku z tym ta apelacja została uwzględniona przy obniżeniu wysokości zadośćuczynienia" - uzasadniła sędzia. Dodała, że na wysokość zasądzonych kwot miał też wpływ fakt, iż leczenie pacjentek "w zasadzie" zostało zakończone, a ich sytuacja zdrowotna "ustabilizowała się".
Biorąc też pod uwagę koszty, które szpital poniósł, sąd uznał, że zadośćuczynienia dla dwóch pacjentek, u których obrażenia po wypadku były podobne (obie przeszły w Paryżu skomplikowane operacje z przeszczepami skóry, usuwano im żebra)
80 tys. zł będzie stosownym zadośćuczynieniem.
Zadośćuczynienie dla trzeciej pacjentki sąd zmniejszył z 70 do 50 tys. zł, bo uznał, że w porównaniu do pozostałych pacjentek stan jej zdrowia jest lepszy, a skutki napromienienia mniejsze.
Podczas ogłoszenia wyroku w sądzie nie było przedstawiciela szpitala. Wicedyrektor szpitala Marzena Juczewska powiedziała, że jeszcze nie rozmawiała z prawnikami, czy i jakie kroki podejmie teraz szpital. Powiedziała jedynie, że zasądzone kwoty przewyższają ubezpieczenie szpitala. "Szpital nie ma pieniędzy ani nawet kontraktu na leczenie z Narodowym Funduszem Zdrowia w tej chwili i na dobrą sprawę powinien być zamknięty" - dodała Juczewska.
Powiedziała też, że szpitalowi chodzi bardziej o kwestie moralne niż finansowe, bo nie czuje się winny za wypadek. "Płatność ma wynikać z naszej winy, a my nie czujemy się winni" - powiedziała Juczewska. Podkreśliła, że szpital zajął się poszkodowanymi, wydawał pieniądze na ich dalsze leczenie. "Zrobiliśmy wszystko, żeby im pomóc" - dodała.
W sądzie nie było też żadnej z poszkodowanych kobiet. Ich pełnomocnik mecenas Mikołaj Zdasiuk powiedział, że o tym, czy będzie składał kasację, musi z nimi porozmawiać. Nie chciał oceniać wysokości zasądzonych kwot, ale powiedział, że ważne jest, iż sąd uznał winę szpitala.
Do zdarzenia doszło w lutym 2001 roku. Po nagłym wyłączeniu zasilania wysłużony aparat do naświetlań Neptun podał zbyt dużą dawkę promieniowania i zanim go wyłączono, pięć poddawanych radioterapii kobiet doznało obrażeń. Wszystkie wystąpiły do sądu o odszkodowania. Trzy procesy się zakończyły, sprawa czwartej pacjentki przeciwko szpitalowi jest jeszcze w sądzie pierwszej instancji. Piąta poszkodowana zmarła; jej sprawa jest na razie zawieszona.