Szpital Stoczniowy przestaje istnieć
Na czwartym piętrze - harmider, żarty, uśmiechy. Na trzecim - przygnębienie, ukradkiem ocierane łzy, słowa pełne goryczy. Tak wyglądał ostatni dzień istnienia Szpitala Stoczniowego w Gdańsku.
01.10.2003 08:45
W połowie września radni sejmiku województwa pomorskiego podjęli pierwsze decyzje o likwidacjach i przenosinach placówek służby zdrowia. Na pierwszy ogień poszedł właśnie Szpital Stoczniowy. Postanowiono, że interna trafi do Szpitala Kolejowego, a kardiologia - do Szpitala Studenckiego. Wczoraj nadszedł dzień przeprowadzki.
Kardiologia walczyła do końca. Listy do radnych, doniesienie do prokuratury, w którym zarzucano dyrekcji niegospodarność, protesty. Nie pomogło.
- Dramat - mówi z goryczą dr Anna Kit-Bieniecka, ordynator kardiologii. - W Szpitalu Studenckim nie ma dla nas miejsca. Rozrzucą nas po internie, rozdzielą zespół.
Od 10 dni nie przyjmowano tu już pacjentów. Leżących sukcesywnie wypisywano do domów. Wczoraj pozostało tylko sześciu chorych. - Nie przewozimy ich - twierdzi ordynator. - Wszyscy wychodzą do domów.
W ostatnim dniu wymówienie z pracy złożyło 13 pielęgniarek na 16 zatrudnionych. Sześciu lekarzy idzie do Szpitala Studenckiego. W salach jeszcze wczoraj stały łóżka. W ścianach zamontowane były monitory, służące do intensywnego nadzoru kardiologicznego.
- Zostawiamy majątek w murach - wzdycha dr Kit-Bieniecka. - To boli...
Piętro wyżej szafę taszczy zaprzyjaźniony ginekolog, dr Piotr Tomczyk. Wózek z lżejszym sprzętem przesuwa równie zaprzyjaźniony były pacjent Jan Kania. To nie jedyni wolontariusze. Ordynator interny dr Ewa Massalska Błęcka ściągnęła do pomocy przy przeprowadzce trzech rosłych synów. Ostatnia pacjentka, Genowefa Chmielowiec czeka na korytarzu na dr Błęcką. - Niech pani mnie nie oddaje - prosi.
- Proszę się nie martwić - uśmiecha się ordynator. - Wszyscy tam idziemy. Cały oddział.
Doktor jednym tchem wymienia plusy: dobre warunki, serdeczne przyjęcie, życzliwość dyrekcji i kolegów z Kolejowego. - Nie przechodzimy z pustymi rękami - uśmiecha się ordynator. - Przenosimy kontrakt z NFZ na 1,5 miliona złotych, a do tego posag.
Posag jest imponujący. Założone przed laty na internie Stowarzyszenie "Dla dobra pacjenta" współpracuje z podobnym stowarzyszeniem w Szwecji. Traf chciał, że we wrześniu Szwedzi przysłali 10 ton darów: wózki inwalidzkie, chodziki rehabilitacyjne,łóżka, sprzęt do rehabilitacji dziecięcej, a nawet... 13 metrów sześciennych kul.
- Część przekazujemy do Kościerzyny, na Zaspę, do AMG, do Hospicjum Dziecięcego - mówi ordynator. - Reszta zostaje w kolejowym. Niezły posag, prawda?
Dorota Abramowicz