Szpital nie przyjął 8‑latka w krytycznym stanie. Dziecko zmarło. Są wyniki pierwszej kontroli
Ciężko ranny 8-letni chłopiec z Oleśnicy trafił nie tam, gdzie trzeba. Błąd został popełniony już na etapie koordynacji akcji ratunkowej - to jeden z wniosków zakończonej właśnie kontroli w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym we Wrocławiu, którą uczelnia wszczęła po śmierci dziecka.
31.10.2014 | aktual.: 31.10.2014 13:12
Ośrodek był sprawdzany po tym, jak 22 września lekarze ze Szpitalnego Oddziału Ratunkowego szpitala przy ul. Borowskiej odesłali do innej placówki śmigłowiec z umierającym 8-latkiem rannym w wypadku w Oleśnicy. Chłopiec zmarł.
Komisja powołana przez władze uczelni przekazała swoje wnioski rektorowi. - Jest też wniosek krytyczny wobec dyżurujących lekarzy - przyznaje rzeczniczka uczelni Jolanta Grzebieluch.
Zdaniem komisji, skoro w wyniku błędów organizacyjnych dziecko w tak ciężkim stanie znalazło się na płycie lądowiska Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego, powinno być w pierwszej kolejności poddane czynnościom resuscytacyjnym oraz szybkiej diagnostyce.
Rzeczniczka poinformowała, że członkowie komisji, po wysłuchaniu lekarzy i przeanalizowaniu zdarzenia uznali, że dziecko w ogóle nie powinno trafić do Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego, gdyż nie ma tam oddziału chirurgii dziecięcej. Pacjent powinien być skierowany do szpitala specjalistycznego im. Marciniaka, z całodobowym dyżurem oddziału chirurgii dziecięcej oraz neurochirurgii.
Pilna potrzeba opracowania precyzyjnych zasad funkcjonowania i współpracy wszystkich wrocławskich szpitali, które mają ratować pacjentów w stanie zagrożenia życia - to jeden z wniosków po zakończeniu uczelnianej kontroli w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym.
Lekarze, którzy tego dnia dyżurowali na SOR są nadal zawieszeni i nie pełnią dyżurów przy Borowskiej. Kontrole w szpitalu nadal prowadzą NFZ i Ministerstwo Zdrowia. Sprawę bada także prokuratura.
8-latek potrącony przez dwa auta
Do wypadku doszło 22 września w Oleśnicy (Dolnośląskie). Według informacji policji, chłopiec w niedozwolonym miejscu wtargnął na jezdnię, gdzie został potrącony przez jadącą fordem focusem 37-letnią kobietę. Chwilę później dziecko uderzył jeszcze nadjeżdżający z przeciwnej strony ford mondeo, kierowany przez 33-latkę. Obie kobiety nie były pod wpływem alkoholu i nie zostały zatrzymane.
Chłopca z miejsca wypadku transportował do Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu przy ul. Borowskiej śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Według LPR, informacja o tym, że szpital nie może przyjąć pacjenta, została przekazana dopiero, gdy śmigłowiec wylądował już na szpitalnym lądowisku. Zanim ośmiolatek trafił do drugiej placówki, w której udzielono mu pomocy, minęło prawie 20 minut.
Bogusław Beck, dyrektor szpitala, który nie przyjął dziecka tłumaczył, że na dyżurze był tylko jeden neurochirurg. - Do operacji dziecka potrzeba dwóch. Ściągnięcie go zajęłoby około 40 minut - mówił Beck TVN24. Zdaniem szpitala, ośmiolatek szybciej by otrzymał pomoc w innej placówce.
Dyrektor dodał, że w tym dniu ostry dyżur neurochirurgiczny sprawował inny szpital i dlatego Szpitalny Oddział Ratunkowy odesłał dziecko właśnie tam.
Tymczasem według LPR, Szpital Uniwersytecki najpierw wydał zgodę na przyjęcie pacjenta, a dopiero po wylądowaniu śmigłowca poinformował o tym, że nie ma dyżuru neurochirurgicznego i odesłał dziecko do Szpitala Wojskowego przy ul. Weigla. Transport trwał kolejne cenne minuty, a stan ośmiolatka był na tyle ciężki, że nie udało się go uratować mimo 1,5-godzinnej reanimacji w drugiej placówce.
Zobacz też: Uniwersytecki Szpital Kliniczny we Wrocławiu udostępnił nagranie z monitoringu