Szpital im. Rydygiera idealnym celem ataku terrorystycznego?
Krakowski Szpital im. Rydygiera to największa placówka medyczna w Małopolsce. Oprócz tego, że leczy się w niej rocznie tysiące pacjentów z całej Polski, notuje się w niej takie same zdarzenia, jak np. w każdym mieście. Np. kradzieże, agresywne zachowania pacjentów, często pseudokibiców, którzy poturbowani w ulicznych zadymach, trafiają do szpitalnego oddziału ratowniczego. Dyrekcja szpitala jest w stanie poradzić sobie jedynie z częścią tych problemów.
07.09.2005 | aktual.: 07.09.2005 08:23
Zgodnie z procedurami 20 sierpnia złodzieje wynieśli 40 metrów miedzianych rur z instalacji gazów medycznych. Na szczęście nie uszkodzili doprowadzającej tlen pod ciśnieniem pięciu atmosfer, bo szpital mógł wylecieć w powietrze. Policja początkowo zbagatelizowała sprawę i dopiero inter wencja głównego dyspozytora szpitala sprawiła, że pojawiła się w szpitalu ekipa dochodzeniowo-śledcza. Inna sprawa, że według policji, zadziałała ona zgodnie z procedurami, wysyłając najpierw do szpitala patrol.
- Najbardziej bulwersujące jest to, że niebezpieczne sytuacje, jakie zdarzają się w szpitalu w ciągu ostatnich czterech lat, traktowane są przez policję, jak kradzież w ogródkach działkowych. Tak było w przypadku kradzieży zagrażającej ludzkiemu życiu, chociaż oszacowano, że w punkcie skupu złomu złodzieje dostaną za te rury tylko kilkadziesiąt złotych. Odnoszę wrażenie, że najlepiej byłoby, gdyby to szpital prowadził dochodzenie, zabezpieczył ślady, schwytał sprawców i przekazał ich policji - tłumaczy Krzysztof Kiciński, dyrektor Szpitala im. Rydygiera.
Idealny cel Specjalista od bezpieczeństwa po dokładnym obejrzeniu szpitalnego budynku stwierdził, że jest on idealnym celem np. ataku terrorystycznego. Teraz, na swój koszt, montowany jest w szpitalu monitoring. Wcześniej uporano się z napaściami rannych pseudikibiców i blokersów na przyjmujący ich personel medyczny. - Wynajęliśmy firmę ochroniarską. To jednak tylko grupy interwencyjne, ale bezpieczeństwo personelu znacznie się poprawiło - mówi dyr. Kiciński. Wskazuje on na to, że doskonale układa się współpraca szpitala ze strażą pożarną. Znacznie gorzej współpracuje on z policją, która, według dyrektora, nie jest w stanie dopasować biurokratycznych procedur do współpracy z taką instytucją, jak szpital.
Policyjne pytanie - Po naszych monitach policja przez chwilę wzmocniła aktywność. Na szpitalnym parkingu pojawiał się radiowóz, a do naszego dyspozytora dzwoniono z pytaniem, czy w szpitalu nie dzieje się nic złego. To jednak szybko ustało. Chcieliśmy też oddać bezpłatnie pomieszczenia na posterunek, ale usłyszałem od rzecznika policji, że nie wchodzi to w grę, bo inne szpitale też chciałyby mieć u siebie takie posterunki. Ciekawe więc, kto poniesie odpowiedzialność, gdy któryś z fałszywych alarmów bombowych w szpitalu stanie się faktem lub wyleci on w powietrze po kradzieży instalacji gazów. Powiem jasno - ja nie będę się czuł za to odpowiedzialny, bo robimy wszystko, by w miarę naszych możliwości szpital zabezpieczyć - kończy Krzysztof Kiciński.