Szokujące plakaty na ulicach
Nieznani sprawcy rozwiesili nocą plakaty w języku niemieckim, zarzucające Polakom i Czechom mordowanie Niemców.
10.05.2004 | aktual.: 10.05.2004 11:36
Plakaty zawierają groźby ścigania przez niemieckie prawo. Rozlepiono je nocą z piątku na sobotę ma słupach ogłoszeniowych w Jeleniej Górze, Karpaczu i Podgórzynie. Duże, czarno-białe, prymitywnie wydrukowane zawierają zdjęcia grobów ofiar masowych zabójstw oraz pojedynczych ciał zamordowanych ludzi, a także teksty zarzucające Polakom i Czechom ludobójstwo na Niemcach.
Jest na plakatach fotografia, na której cywile w lesie strzałami w tył głowy zabijają dwie klęczące nagie osoby. Inna fotografia przedstawia pielęgniarkę i troje śmiertelnie zagłodzonych dzieci, na jeszcze innej żołnierz w rogatywce prowadzi pod rękę zrozpaczoną kobietę, obok idzie mężczyzna z dzieckiem na ręce. Teksty w języku niemieckim zostały złożone różną czcionką. Nie ma wątpliwości, że wycięte zostały z różnych publikacji. Pod nagłówkiem czytamy:„Polen und Tschechen herzlich willkommen in der EU” (Polacy i Czesi, serdecznie witamy w UE). Poniżej jest pogróżka: nasze prawo pracuje skrupulatnie, morderstwo nie przedawnia się. Na jednej z list owych „zbrodni” widnieje informacja o śmierci 2 milionów Niemców w sowieckich obozach koncentracyjnych, miliona w amerykańskich, 120 tys. we francuskich, 100 tys. w jugosłowiańskich oraz 22 tysiące w polskich i czeskich. W innych tekstach powtarzają się zarzuty masowych morderstw na Niemcach. W nagłówku drugiego plakatu mówi się o 3,5 milionach wymordowanych
Niemców. W sobotę w Karpaczu miniatury tych plakatów ktoś porozrzucał w miejscach popularnych wśród turystów jako ulotki.
W Jeleniej Górze plakaty naklejone zostały na miejskich słupach ogłoszeniowych. Na pierwszy rzut oka widać, że nie zrobiła tego firma dzierżawiąca je. Pracownicy umieszczają nowe plakaty w taki sposób, żeby nie zasłaniać wcześniej wywieszonych, ale wciąż aktualnych. Wypatrzone przez nas na ruchliwej ulicy Bankowej w centrum Jeleniej Góry naklejone zostały na świeżo umieszczonych tam plakatach 57. Wyścigu Pokoju.
Prokurator analizuje
Prokurator rejonowy Andrzej Reczka powiedział, że dopiero po analizie treści plakatów będzie mógł ocenić, czy mamy tu do czynienia z przestępstwem.
– W Polsce zakazane jest propagowanie faszyzmu – powiedział. – Gdyby tego typu treści znalazły się na plakatach, sprawa byłaby jasna. W Karpaczu plakaty pojawiły się w sobotę na miejskich tablicach ogłoszeniowych, natomiast w niedzielę rozrzucane zostały jako ulotki. Marcin Goetz, którego firma ma wyłączność na oklejanie tablic nic o plakatach nie wiedział. Burmistrz Bogdan Malinowski, który stara się codziennie przejść ulicami swego miasta, zobaczył plakaty w sobotę przed południem i zarządził, żeby straż miejska je zerwała.
– Plakaty mogą zwiększyć obawy przed tym, że po wejściu do Unii na te ziemie powrócą Niemcy – powiedział. – Szczególnie wśród ludzi starszych. O tym, że była to zorganizowana akcja, a nie wybryk świadczy ilość plakatów oraz rozrzucanie ulotek.
Policja nie interweniowała
Prezydent Jeleniej Góry Józef Kusiak o plakatach dowiedział się w niedzielę po południu od nas. Ani policja, ani straż miejska nie poinformowały go, choć oficer dyżurny twierdził w niedzielę, że już w sobotę policja znała sprawę.
– Uważam to za wybryk kogoś, kto chce akurat teraz skłócić Polaków i Niemców – powiedział prezydent. Ani policja, ani straż nie próbowały zrywać plakatów w Jeleniej Górze. W kilku miejscach zrobili to spontanicznie przechodnie, ale my widzieliśmy je jeszcze w sobotę wieczorem. Reakcje ludzi były wszędzie podobne: gniew, oburzenie, poczucie krzywdy. Kilka osób potraktowało fakt wywieszenia w Polsce niemieckojęzycznych plakatów jako przejaw niemieckiej narodowej buty. Inni zwracali uwagę na to, że autorzy plakatów nie reprezentują wszystkich Niemców, ale nieliczne organizacje działające na marginesie życia politycznego i społecznego Niemiec.
Mniejszość niemiecka: nie wszystko wyjaśniono
Przewodnicząca mniejszości niemieckiej w Jeleniej Górze Joanna Kulisiewicz plakatów nie widziała, więc, jak powiedziała, nie może się do nich jednoznacznie ustosunkować.
– Nie jest to akcja rządowa – zapewniła. – Zrobiła to jakaś mała grupa. Choć trzeba powiedzieć, że nie wszystkie sprawy polsko-niemieckie zostały wyjaśnione. Ponieważ plakaty są komputerowym montażem tekstów i fotografii z różnych źródeł, spróbowaliśmy dowiedzieć się, skąd pochodzą materiały wykorzystane w nich. Część tekstów i zdjęć znaleźliśmy w książce zatytułowanej „Der Tod sprach polnisch” (Śmierć mówiła po polsku), wydanej przez Arndt-Ferlag. Lista alianckich obozów koncentracyjnych, w których milionami i setkami tysięcy mieli ginąć Niemcy, wzięta została z prawdopodobnie z książki „Der zweite Weltkrieg: ursachen und anlass” (Druga wojna światowa: przyczyny i powody) autorstwa Georga Franza-Willinga, wydanej w 1979 roku przez Druffel Verlag.
Miejmy nadzieję że się nie zaczęło
– To objaw kompletnej głupoty, wybryk grupki idiotów. Mam nadzieję, że nie stoi za tym jakaś poważna organizacja. – powiedział radny wojewódzki PiS-u Andrzej Pawluszek, który plakaty widział w Karpaczu. – Niektórzy Polacy mogą jednak te plakaty odebrać jako sygnał, że weszliśmy do Unii i zaczęło się, najpierw Niemcy zarzucają nam zbrodnie, potem zechcą nas wypędzać z domów. W świetle prawa jest to niemożliwe, ale takie obawy słyszy się na Dolnym Śląsku coraz częściej.
Wojciech Jankowski