Szok i smutek wśród chorzowskich sąsiadów Karoliny Glueck
Szok, smutek i niedowierzanie, że akt terroru dotknął kogoś z bliskich sąsiadów - tak na wieść o potwierdzeniu śmierci 29-letniej Karoliny Glueck reagowali mieszkańcy osiedla w Chorzowie Batorym, gdzie dorastała ofiara zamachu w londyńskim metrze.
18.07.2005 | aktual.: 18.07.2005 19:40
W poniedziałkowe popołudnie na chorzowskim osiedlu przy ul. Jubileuszowej trudno było spotkać kogoś, kto nie słyszałby o tragedii państwa Glueck i nie współczuł im. Sąsiedzi wspominali Karolinę jako inteligentną, sympatyczną i zawsze roześmianą dziewczynę.
Rodziców ofiary zamachu nie było w poniedziałkowe popołudnie w domu. Już wcześniej, kiedy śmierć ich zaginionej córki nie była jeszcze pewna, prosili reporterów o spokój i niechętnie mówili o swojej tragedii. Z niepokojem śledzili wiadomości dochodzące z Londynu. Jeszcze kilka dni temu nie tracili nadziei, że ich córka odnajdzie się np. w szpitalu.
Wszystkim jest bardzo przykro. Mieszkamy na tym samym piętrze drzwi w drzwi, jesteśmy bliskimi sąsiadami. Znałam Karolinę od dziecka, zawsze była bardzo grzeczna, mądra. Uczyła się, potem studiowała, chodziła na angielski - mówiła sąsiadka, Gizela Matwiejew.
Pani Gizela nie może uwierzyć, że zamach terrorystyczny dotknął jej sąsiadów. Nie kryła żalu z powodu śmierci Karoliny. Nie chce na razie pytać o to sąsiadów, domyślając się, jak głęboko przeżywają tragedię.
Sąsiadka mieszkająca piętro wyżej, Stefania Tlałka, o tym, że Karolina na pewno nie żyje, dowiedziała się od dziennikarzy. To straszne. Wszyscy to przeżywamy, wszyscy sąsiedzi bardzo żałują i współczują rodzinie - mówiła łamiącym się głosem.
To straszne, co się dzieje. My, szarzy ludzie, nie mamy na to wpływu. Nigdy bym nie pomyślała, że takie zjawiska jak terroryzm mogą dotknąć każdego z nas, sąsiadów. To naprawdę smutne - powiedziała pani Stefania. Jej mąż Alojzy uważa, że dla sprawców zamachów nie powinno być litości. Zginęło przez nich tylu niewinnych ludzi - ubolewał.
Początkowo sąsiedzi nie mogli uwierzyć, że wśród poszukiwanych jest Karolina - osoba, którą znali od dziecka, patrzyli jak dorastała. Z czasem dotarło do nich, że to prawda. Państwo Tlałka wspominają Karolinę i jej siostrę-bliźniaczkę Magdę jako spokojne, wesołe i inteligentne dziewczyny.
Inna sąsiadka, która po powrocie z wczasów nie wiedziała, że Karolina jest wśród poszukiwanych osób, nie spała całą noc, gdy powiedzieli jej o tym sąsiedzi. Wiadomość o śmierci córki sąsiadów przyjęła płaczem.
W poniedziałek brytyjska policja potwierdziła, że wśród śmiertelnych ofiar zamachów 7 lipca w Londynie jest 29-letnia Polka Karolina Glueck. Zginęła prawdopodobnie w wyniku eksplozji bomby w pociągu metra na linii Piccadilly, pomiędzy stacjami King's Cross i Russel Square.
Karolina Glueck skończyła w Polsce studia na kierunku marketing i zarządzanie. Przyjechała do Londynu trzy lata temu, do swej siostry bliźniaczki - Magdy. Chciała doskonalić język angielski i dostać dobrą pracę. Pracowała w biurze w Goodenough College na Mecklemburgh Square w Londynie. Jej kariera rozwijała się, niedawno awansowała.
7 lipca rano około godz. 8.30 pożegnała się z narzeczonym, wychodząc do pracy. Jeździła metrem ze stacji Finsbury Park. Około 8.50 w trzech pociągach metra zamachowcy-samobójcy zdetonowali ładunki wybuchowe. Jeden ładunek eksplodował w autobusie miejskim. W zamach zginęło co najmniej 55 osób.
Przez tydzień w całym Londynie widać było plakaty ze zdjęciem Karoliny - blondynki, z krótko obciętymi włosami, rozlepione przez poszukujących ją przyjaciół i rodzinę. Policja przydzieliła rodzinie Karoliny specjalnego oficera łącznikowego.
Karolina Glueck to druga polska ofiara zamachów w Londynie. W sobotę potwierdzono, że w eksplozji bomby w metrze na linii Piccadilly zginęła 23-letnia Monika Suchocka z Dąbrówki Malborskiej. Wśród zaginionych po zamachach, o których wiadomo, że znajdowali się w miejscach eksplozji jest jeszcze 43-letnia Anna Brandt.