Szlak do Unii
Liczę, że kampanii przed referendum w sprawie wejścia Polski do Unii Europejskiej nie będzie prowadził tylko rząd, lecz także różne organizacje, partie i osoby prywatne - powiedział premier Leszek Miller w wywiadzie udzielonym "Gazecie Wyborczej".
16.04.2003 | aktual.: 17.04.2003 11:17
Premier, ktory podpisze dzisiaj w Atenach traktat akcesyjny, powiedział dziennikowi, że trzeba zrobić wszystko, by znaleźć poparcie społeczne dla integracji europejskiej. Dodał, że stwarzanie równych warunków dla zwolenników i przeciwników Unii byłoby nieporozumieniem.
Jak podkreślił, w ramach zasadniczej kampanii unijnej, która ma się rozpocząć jutro, zostaną wydane obszerniejsze materiały informacyjne oraz ulotki, w tym jedna przeznaczona specjalnie dla mieszkańców wsi. W każdej gminie mają też pracować pełnomocnicy rządu ds. informacji o Unii Europejskiej. Ma również powstać grafik wyjazdów dla każdego ministra, podczas których mają oni prowadzić w całym kraju kampanię unijną.
Za swój największy sukces w negocjacjach z Unią Europejską, Leszek Miller uznał uelastycznienie polskiego stanowiska, co pozwoliło na przyspieszenie rozmów. "Kopenhaga też była wielkim sukcesem" - dodał rozmówca gazety. Leszek Miller przyznał też, że sądził, iż uda się osiągnąć więcej w obszarze pracy.
Mówiąc o "liście ośmiu", w którym przywódcy ośmiu państw europejskich, w tym Polski, wyrazili bez wcześniejszej konsultacji ze wszystkimi członkami Unii swoje poparcie dla amerykańskiej polityki wobec Iraku, premier powiedział, że nie spodziewał się, iż Niemcy i Francja nie znały jego treści. "Wyobrażałem sobie, że list jest prezentowany wszystkim i jedni go akceptują, inni nie" - powiedział.
Premier dodał, że jego zdaniem bardziej niż publikacją listu, Francja jest zirytowana zwycięstwem amerykańskiego myśliwca F-16 a nie francuskiego Mirage 2000 w przetargu na samolot wielozadaniowy dla polskiej armii.
Dodał, że jest przekonany, iż sprawa naszego zaangażowania w Iraku nie przełoży się na trwałe oziębienie kontaktów z Niemcami. "Pewne jest też, że jeżeli sprawy w Iraku będą biegły tak, jak biegną, to ocena tej interwencji będzie ewoluować, również wśród jej przeciwników. Trochę szybciej w Niemczech, trochę wolniej we Francji. To już się zaczyna" - powiedział premier. (mk)