Szkoła przetrwania
Dwóch posłów próbuje przeżyć miesiąc za 500 zł - zachęcił ich do tego "Super Express". - Pół tysiąca to mnóstwo pieniędzy. Chcielibyśmy za tyle żyć! - mówi Dariusz z Opola.
Duży kurczak za 9 zł to dla 5-osobowej rodziny Dariusza i Lucyny z Opola porządny obiad na dwa dni. Ich dzieci lubią też naleśniki i makaron z serem - to na szczęście niedrogie potrawy. Dochód rodziny P. wynosi 800 zł miesięcznie.
- W grudniu miałem zawał - mówi pan Dariusz. - Dostaję 400 złotych chorobowego. Żona dorabia, szyjąc na maszynie, mniej więcej tyle samo. Przez cały zeszły rok zarobiła 2 tysiące 200 złotych - to dochód, który nie nadaje się do opodatkowania. Ostatnio dostałem zasiłek rodzinny - całe 137 złotych i 60 groszy! Same opłaty to ponad 250 złotych. Jak ja bym chciał mieć na osobę tyle co ci posłowie! Jeszcze byśmy z tego zaoszczędzili!
Poseł Paweł Poncyliusz z PiS dla "Gazety Wyborczej": "Nie chcę udowodnić, że za takie pieniądze można żyć. Raczej przekonuję się, że jest to trudne i że takie życie to wegetacja. Minęło zaledwie dziesięć dni, a już jestem zmęczony". Posłowie ze swoich 500 zł nie muszą płacić czynszów, telefonów, rat.
Magdalena od pięciu lat sama wychowuje 14-letniego syna. Kobieta pracuje w jednym z opolskim urzędów. Zarabia 1.700 zł miesięcznie, ma też 250 złotych alimentów i ponad tysiąc złotych stałych opłat. Na życie zostaje 950 zł, czyli na dwie osoby niewiele mniej niż dostali na czas eksperymentu parlamentarzyści.
- Dla mnie to nie jest eksperyment tylko codzienność - mówi pani Magda. - Wiem, że i tak mam więcej niż niektórzy moi znajomi, a przecież ledwo wiążę koniec z końcem. Nie mogę oszczędzać na dziecku, więc płacę za zajęcia pozalekcyjne, kupuję ciuchy, bo chłopak szybko rośnie. Na kino daję mu rzadko, bo takie wyjście to ok. 25 złotych. Ja ich po prostu czasem nie mam. Każde wakacje dla syna to kolejny debet na moim bankowym koncie.
Pani Magda próbuje oszczędzać na sobie: nie używa drogich kosmetyków, ubrania kupuje rzadko i w sklepach z odzieżą używaną. Co tydzień przegląda oferty promocyjne sklepów spożywczych. Kawa z promocji świetnie smakuje, kiedy ktoś z ołówkiem w ręku planuje wydatki.
Pani Stanisława i jej mąż są na emeryturze. Razem mają 1500 zł miesięcznie. 700 zł (cały dochód pani Stanisławy) idzie na opłaty. Zostaje 400 zł na osobę. Nie chodzą do kina, do teatru, ostatnią rzeczą dla domu była lodówka wzięta na raty dwa lata temu. Pani Stanisława oszczędza na ubraniach. Po prostu ich nie kupuje. Nie chodzi też do fryzjera. Włosy farbuje samodzielnie w domu, dzięki czemu w portfelu zostaje jej kilkadziesiąt złotych.
- Farba do włosów? Mogę sobie pomarzyć - mówi Lucyna. - Z ubraniami tyle mam szczęścia, że potrafię szyć. Ten zielony sweterek, który Emilka ma na sobie, jest mojej roboty. Czasem jakieś rzeczy dostajemy od znajomych. W miarę jak dzieci dorastają, oddajemy je kolejnym osobom.
Dla pani Stanisławy najgorsze i najdroższe, co może spotkać jej rodzinę to choroba. Już teraz emerytka musi w aptece rezygnować z niektórych lekarstw, bo są za drogie.
Paweł Graś, poseł PO, zwierzył się mediom, że kiedy się przeziębił, szukał w Warszawie taniej apteki, żeby kupić tabletki za 3,88 zł. Parlamentarzysta uświadomił sobie, że gdyby zachorował poważniej, nie miałby pieniędzy ani na leki, ani na prywatnego lekarza.
Lucyna i Dariusz wychowują trójkę dzieci: 13-letnią Emilkę, 10-letniego Patryka i 6-letnią Oliwię. W grudniu chorowały wszystkie, bo nawzajem się pozarażały. Kupno antybiotyku grozi rodzinie katastrofą finansową.
Zła passa rodziny P. nie trwa wiecznie. Parę lat temu pan Dariusz miał kilka samochodów dostawczych, woził towar po województwie, a pani Lucyna mogła się spokojnie opiekować domem i dziećmi.
- W 2000 i 2001 roku w Nysie padło jedenaście sklepów, z którymi współpracowałem, a w Brzegu pięć - mówi mężczyzna. - Stałem się bezrobotny.
Nie samym chlebem człowiek żyje. Kawa i ciasteczka - tak wyglądają "imprezy" w domu Lucyny i Dariusza. W restauracji byli ostatnio siedem lat temu.
- To było przed powodzią - przypomina żonie pan Dariusz. - Byłaś wtedy z Oliwią w ciąży.
Poseł Graś martwi się w "SE", za co wyprawi swoje urodziny, które przypadają na luty. Tymczasem pani Stanisława z Opola już teraz przygotowuje się do majowych urodzin córki: oszczędza, żeby córka, której też jest ciężko, mogła sobie kupić coś ładnego.
Agata Jop
ajop@nto.pl
Posłowie nie odczują biedy
Według danych Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Opolu w ubiegłym roku 578 rodzin (jednoosobowych i większych) nie miało żadnych dochodów, 351 - dochód do 100 zł na osobę, 655 - do 200 zł, a 1466 - od 200 do 300 na jednego członka rodziny. W przypadku rodzin z żadnym lub minimalnym dochodem można mówić o zagrożeniu życia biologicznego. W roku 2002 aż 9,4 procent opolan było w takiej sytuacji. MOPR nie ma danych o tym, ilu z nas ma do dyspozycji 500 zł miesięcznie. - To bardzo dużo pieniędzy - mówi Halina Antczak, kierownik działu pomocy środowiskowej MOPR. - Osoby, które mają tyle na życie, nie licząc opłat, w ogóle do nas nie trafiają! Akcja, w której uczestniczą posłowie, nie jest moim zdaniem miarodajna. Oni w ciągu jednego miesiąca nie odczują tego, co tysiące ludzi odczuwają w ciągu całego roku. Nie doświadczą też upokorzenia towarzyszącego przyjściu do opieki społecznej i wcale im tego nie życzę.