"Szkodliwa gra PiS"
Większość piątkowych gazet ogólnopolskich, komentując dwudniowy sejmowy kryzys, jaki rozpętał się wokół terminu debatowania nad budżetem, zarzuca Prawu i Sprawiedliwości działanie szkodliwe dla państwa. Jedynie "Nasz Dziennik" widzi sprawę inaczej.
13.01.2006 | aktual.: 13.01.2006 10:50
Publicystka "Gazety Wyborczej" jest zdania, że nadszedł już czas, aby przemówił prezydent Lech Kaczyński i zachęcił do PiS do zmiany sposobu uprawiania polityki. Ewa Milewicz zarzuca rządzącej partii, że wobec innych ugrupowań stosuje pokaz siły.
"Polityka nie polega na tym, aby grozić ludziom wsadzeniem w kamasze. Nie polega na napawaniu się władzą. Polityka to sztuka załatwiania spraw ważnych dla ludzi. To zaś wymaga wymaga umiaru i szukania porozumienia" - czytamy w dzienniku.
Ewa Milewicz zwraca uwagę, że w chaosie ostatnich dni nie da się przeżyć trzech lat i dziewięciu miesięcy tej kadencji Sejmu. Podkreśla, że PiS powinien w końcu pojąć, że nie da się rządzić bez stabilnej większości, a opozycja to pełnoprawny składnik Sejmu, a nie wychowankowie poprawczaka o zaostrzonym rygorze.
Redaktor naczelny "Rzeczpospolitej" uważa, że PiS uprawia grę szkodliwą dla państwa. Zdaniem Grzegorza Gaudena rządząca partia posługuje się procedurami sejmowymi w sposób, który podrywa autorytet najwyższego organu w państwie.
Według Gaudena, przełamanie obecnego kryzysu państwa jest w rękach Marka Jurka. Zdaniem publicysty na marszałku Sejmu spoczywa osobista odpowiedzialność za państwo demokratyczne. "Za parlament, a nie za partie. Parlament to nasze wspólne dobro" - czytamy w "Rzeczpospolitej".
Redaktor naczelny "Trybuny" pisze, że "Jarosław Kaczyński i jego wierni giermkowie robią sobie żarty z demokracji". Zdaniem Wiesława Dębskiego rząd, parlament i prawo są dla nich wyłącznie instrumentami do budowy wielkiego PiS-u.
Publicysta uważa, że władze tej partii lekceważą własnych wyborców, którym obiecywano moralną politykę i czyste państwo, a serwuje się cyniczne gry. "I na tym nie koniec. Nie sądzę by Kaczyński złożył broń. Kolejne starcia przed nami" - czytamy w "Trybunie".
Tylko dziennikarz "Naszego Dziennika" Mikołaj Wójcik widzi sprawę z innej perspektywy: "Wydarzenia środowego wieczoru w Sejmie tylko pozornie mogły spowodować konflikt w w tej izbie. Być może wywołała go potęga plotki w powiązaniu z sondażem przedwyborczym, według którego w wyborach parlamentarnych, gdyby odbyły się dzisiaj, Prawo i Sprawiedliwość mogłoby liczyć na reprezentację ponad 230 posłów".
Według Wójcika dla pozostałych ugrupowań był to "sygnał do działania". "LPR i PSL walczą o przetrwanie, bo dodatkowe głosy PiS miałoby zyskać głównie dzięki ich nieobecności w parlamencie. Samoobrona wie, że wówczas nie byłaby potrzebna do niczego i tak misternie budowany nowy wizerunek okazałby się zbędny. Platforma Obywatelska, a raczej jej politycy powiązani z Donaldem Tuskiem, zdają sobie sprawę, że w takiej sytuacji PiS dodatkowo zasilą jeszcze posłowie bliscy Janowi Rokicie i Platforma na lata pozostanie w opozycji. To musiało spowodować wybuch" - czytamy w "Naszym Dzienniku".
Dodatkowym komentarzem tej gazety do wydarzeń w Sejmie jest domniemana instrukcja dla posłów PO na temat tego, w jaki sposób mają odnosić się do kryzysu: "Stracone 100 dni Sejmu", "Marszałek Sejmu służy partyjnym interesom PiS" "PiS wpędził państwo w kryzys instytucji" - oto sentencje jakie według "Naszego Dziennika" mają powtarzać posłowie Platformy.