PolskaSześciolatki do szkoły?

Sześciolatki do szkoły?

Podstawówka od szóstego roku życia, obowiązkowa zerówka już dla pięciolatków – ministerstwo edukacji pracuje nad projektem takiej ustawy tłumacząc, że chce wyrównać szanse dla wszystkich dzieci. Psychologowie mają wątpliwości, czy maluchy poradzą sobie w szkole emocjonalnie.

Sześciolatki do szkoły?
Źródło zdjęć: © SP-GW

08.03.2005 | aktual.: 08.03.2005 09:11

Kasia ma dziewięć lat. Kiedy miała cztery, potrafiła składać literki i liczyć do dwudziestu. Rok później rozwiązywała rebusy językowe i radziła sobie z tabliczką mnożenia. Jednak nie takie dzieci jak Kasia miało na myśli ministerstwo, kiedy rozpoczęło pracę nad nową ustawą. Myślało raczej o Antku, który mieszka na wsi i pierwszy kontakt z literami będzie miał dopiero, gdy pójdzie do obowiązkowej zerówki.

– Chcemy wyrównywać szanse edukacyjne. Wiejskie dzieci mają trudniejszy start, choćby przez to, że niewiele z nich ma możliwość chodzenia do przedszkola – przyznaje Mieczysław Grabianowski, rzecznik Ministerstwa Edukacji Narodowej i Sportu. – Objęcie obowiązkiem szkolnym młodszych dzieci ma wpływ na ich późniejszą edukację. Zmiany chcemy wprowadzać stopniowo. Najpierw konieczne będzie upowszechnienie edukacji pięciolatków, potem obniżenie wieku szkolnego – dodaje. Kiedy takie uregulowania miałyby wejść w życie, nie wiadomo. Ministerstwo nie podaje żadnego terminu, choć zapis znalazł się w Narodowym Planie Rozwoju na lata 2007-2013.

Psychologowie i pedagodzy mają wątpliwości, czy kilkulatek poradzi sobie emocjonalnie z szybszym pójściem do szkoły. – Jestem spokojna, jeśli chodzi o rozwój intelektualny, umysłowy. Dziś dzieci są bystrzejsze niż rodzice w ich wieku. Jednak maluch może mieć problemy z emocjami, z radzeniem sobie ze stresem. Jest pod tym względem niedojrzały – przewiduje Ewa Szałaj, dyrektorka Przedszkola nr 119 przy ul. Łódzkiej we Wrocławiu. Podkreśla również, że pierwszym ruchem ministerstwa powinno być stworzenie programów nauczania dla pięcio- i sześciolatków, bo takich teraz nie ma. – Przy okazji przypomina mi się taki oto dowcip rysunkowy: dziadek odprowadza wnuczka do szkoły. Przy wejściu mówi do niego „Idź, wnusiu, idź. Odpoczniesz sobie na emeryturze”.

– Takie rozwiązanie ma plusy i minusy – uważa Kinga Skiba-Kuna, dyrektor Wydziału Nadzoru Kształcenia Podstawowego, Gimnazjalnego i Specjalnego w Kuratorium Oświaty we Wrocławiu. – Bardzo dużo dzieci pozostaje w domu i byłaby to dla nich okazja zaistnienia w grupie rówieśników, socjalizowania się. Z obniżeniem wieku szkolnego wiążą się jednak kolosalne pieniądze. Gminy mogą sobie z tym nie poradzić. Pod tym względem może to być eksperyment na samorządach. Kto zapłaci? Ministerstwo na razie nie mówi o pieniądzach. Mieczysław Grabianowski wspomina, że wraz ze zmianą przepisów musiałyby powstać nowe uregulowania finansowe. – Gdyby obniżyć wiek szkolny, rozwiązałoby to kilka naszych problemów. Na przykład wyludnione podstawówki.

Pytanie jest tylko takie, czy na pięciolatki i sześciolatki dostaniemy pieniądze z budżetu państwa, czyli subwencję oświatową? – zastanawia się Lilla Jaroń, dyrektor Wydziału Edukacji w Urzędzie Miejskim we Wrocławiu. Jaroń przewiduje, że duże miasta, takie jak Wrocław, raczej sobie poradzą. Im mniejsza gmina, tym większy kłopot. Zgadza się z tym Edward Bielec, zastępca wójta Świętej Katarzyny. – Nowe zadania idą do samorządów, pieniądze za nimi już nie. W wielu gminach subwencja oświatowa wystarcza jedynie na pensje dla nauczycieli. Do pozostałej działalności muszą dopłacać z gminnych pieniędzy – mówi Bielec. – Poza tym, czy kraje, w których dzieci znacznie szybciej poszły do szkoły, mogą się pochwalić wysokim odsetkiem geniuszy? Nic mi o tym nie wiadomo.

Komentarz:
Paweł Relikowski (tata ośmioletniej Gabrysi i pięcioletniego Grzesia):
A może lepiej zrobić na odwrót? Zamiast szybciej posyłać dzieci do szkoły, zróbmy wszystko, żeby je tam jak najdłużej zatrzymać? W szkolnej ławie uczcijmy trzydzieste piąte urodziny, wykształćmy się w czterech profesjach, z pracą nie będzie problemu. Budżet odsapnie, a zamiast emerytury wystarczy zasiłek pogrzebowy, kiedy kostucha zabierze nas z miejsca pracy.

Elżbieta Guzowska

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)