Sześciolatek policjantem? Takie rzeczy tylko we Wrocławiu
Tomasz Gołaski, szef lubińskiej policji, mianował sześcioletniego Marcela Potockiego na stopień starszego aspiranta. Od piątku chłopiec jest honorowym funkcjonariuszem .
08.12.2009 | aktual.: 09.12.2009 10:36
Marcel jeździ na wózku. Urodził się z rozszczepieniem kręgosłupa i ciężkim porażeniem kończyn. Nie chodzi. Odkąd rok temu w grupie przedszkolaków zwiedził lubińską komendę, marzył o pracy w policji. Z marzenia zwierzył się wolontariuszom Fundacji For ART, a oni postanowili je spełnić.
Pomógł podinspektor Tomasz Gołaski, komendant policji w Lubinie. Marcel nawet się nie domyślał, po co sierżant Karolina Harylców wiezie go wózkiem do gabinetu szefa.
- Jaaa! Ale fajne! - wpadł w zachwyt, gdy ujrzał w dłoniach komendanta szablę służącą do mianowania. Chwilę później jej ostrze dotknęło ramienia Marcela. Tomasz Gołaski wypowiedział tradycyjną formułę i jak za sprawą czarodziejskiej różdżki zwykły sześciolatek zamienił się w starszego aspiranta, honorowego funkcjonariusza Komendy Powiatowej Policji w Lubinie.
- Służba nie drużba - komendant skierował go zaraz do obowiązków.
Starszy aspirant Marcel Potocki udał się więc do pokoju techników kryminalistyki, gdzie z pomocą aspiranta sztabowego Mirosława Lupy wykonał zdjęcie do kartoteki sierżant Karolinie Harylców, która tego dnia na mundur założyła płaszcz św. Mikołaja. Na pamiątkę chłopiec dostał formularz z odciskami swoich palców, które cierpliwie odbijał w odpowiednich rubrykach. Potem razem ściągali odciski linii papilarnych ze słoika.
- A ja wiem, kto mógł go dotykać - Marcel zaskoczył wszystkich sztuką dedukcji, której nie powstydziłby się sam Sherlock Holmes. - Pan - wskazał na Mirosława Lupę. I sądząc po uśmiechu policjantów, chyba odkrył prawdę.
Policjanci fantastycznie zajęli się malcem. Obnosili go na rękach po całej komendzie, taszczyli wózek po schodach, tłumaczyli, na czym polega ich praca.
Do stanowiska kierowania nas nie wpuszczono, ale Marcel dostał specjalną zgodę komendanta i mógł z bliska poobserwować, jak oficer dyżurny odbiera telefony z prośbą o interwencje i wydaje dyspozycje.
Potem prawdziwym radiowozem sześcioletni policjant wyruszył na objazd miasta.
- Jak zobaczę złodzieja, to go złapiemy - entuzjazmował się.
Na tzw. maćkałówce wypatrywał kierowców, którzy naruszyli przepisy drogowe. Kilka samochodów zatrzymał, żeby ostrzec przed szybką jazdą.
- Niech pan jeździ ostrożnie, bo będzie mandat - napominał zaskoczonego widokiem sześciolatka w policyjnym mundurze Piotra Patysiaka.
Marcel jest niesamowity, bo wszystko - dosłownie wszystko - budzi jego ciekawość i wywołuje zachwyt. Każde nowe pomieszczenie witał radosnym: "Ooo!", "Jaaa!", "Ale fajnie!". Każdy paluszek chciał zanurzyć w tuszu i odbić na formularzu. Podczas ceremonii mianowania nie mógł oprzeć się pokusie, by dotknąć błyszczącego ostrza szabli.
Policyjne radiowozy i figurki funkcjonariuszy to jego ulubione zabawki, obok samochodów strażackich, którymi gasił wyimaginowane pożary. Do piątku sześciolatek jeszcze się wahał, czy lepiej być policjantem i łapać przestępców, czy strażakiem, który wyciąga ludzi z płomieni. Teraz nie ma wątpliwości, gdzie chciałby pracować.
- On dorasta i zaczyna rozumieć, że nigdy nie pobiegnie za piłką jak jego rówieśnicy - mówi mama chłopca Agata Kowalczyk. - Ale dzięki ludziom, którzy go otaczają, dzięki wolontariuszom z Zespołu Szkół nr 1 w Lubinie i dzięki takim akcjom, Marcel się nie załamuje. Ja już nie słyszę, jak mówi "Mamo, jest mi smutno".