Sześć lat więzienia za śmiertelne pobicie "harleyowca"
Na karę sześciu i pół roku pozbawienia wolności skazał Sąd Okręgowy w Krakowie miłośnika motocykli Tomasza M. za śmiertelne pobicie znajomego. Wyrok jest nieprawomocny.
03.06.2008 | aktual.: 03.06.2008 17:52
Sąd zmienił kwalifikację prawną czynu zarzucanego oskarżonemu. Prokuratura twierdziła, że było to zabójstwo i domagała się 25 lat pozbawienia wolności.
Zdaniem sądu, oskarżony nie miał zamiaru zabicia, chciał tylko dać nauczkę znajomemu, podejrzewanemu o kradzieże motocykli i sprzedawanie ich na części. Dlatego za pobicie, które skończyło się śmiercią ofiary, sąd skazał go na karę sześciu i pół roku pozbawienia wolności.
Był to już drugi proces w tej sprawie. W poprzednim czworo współoskarżonych skazanych zostało na kary po cztery i pół roku więzienia za udział w pobiciu, zakończonym śmiercią ofiary. Przy wymierzaniu kary sąd wziął pod uwagę postawę oskarżonych, którzy wyrażali skruchę i przepraszali za to, co zrobili oraz to, że ich przeprosiny przyjął ojciec ofiary. Ich wyroki się uprawomocniły.
Wyrok dla Tomasza M. - w wymiarze pięciu i pół roku pozbawienia wolności - został uchylony przez Sąd Apelacyjny i sprawa trafiła do ponownego rozpoznania.
Także w drugim procesie sąd uznał, iż nie można przypisać oskarżonemu zarzutu zabójstwa, choć powinien był on mieć świadomość, że dwukrotne uderzenie ofiary tępym narzędziem może zakończyć się śmiercią. Wyrok jest nieprawomocny.
Sprawa dotyczyła nieporozumień w gronie miłośników motocykli. Wszyscy oskarżeni byli ich fanami i spotykali się na różnych zjazdach imprezach. W listopadzie 2004 roku postanowili rozliczyć się ze znajomym, którego podejrzewali o kradzieże motocykli i sprzedawanie ich na części. Podstępem zwabili go do garażu i pobili. W wyniku odniesionych ran ofiara zmarła trzy dni później w szpitalu.
Zdaniem sądu było to pobicie ze skutkiem śmiertelnym, w którym najbardziej aktywną rolę odegrał inicjator spotkania, Tomasz M.