Szef wywiadu Ukrainy wbił kij w mrowisko ws. śmierci Prigożyna
Szef ukraińskiego wywiadu Kyryło Budanow nie jest pewien tego, że Jewgienij Prigożin, przywódca militarnej najemnej formacji Grupa Wagnera, faktycznie nie żyje. Powszechna wiedza jest wprawdzie taka, że wojskowy zginął w zeszłym roku w katastrofie samolotowej, jednak pochodzące z Kremla informacje mogą być tylko mistyfikacją.
Kiryło Budanow podzielił się tymi wątpliwościami co do rzeczywistych losów Prigożina z dziennikarzem "Financial Times". W wywiadzie opublikowanym w niedzielnym wydaniu pisma 38-letni wojskowy mówi, że rosyjski watażka wcale nie musi być martwy.
Rozmawiając o problemach w przechyleniu szali zwycięstwa w wojnie z Rosją na korzyść jego kraju, ukraiński dowódca wspomniał, że nadal Kremlowi udaje się mobilizować znaczne siły. I nadal grupy najemników pomagają zapełnić szeregi tam, gdzie brakuje żołnierzy.
"Grupa Wagnera istnieje" – przekonuje Budanow, odrzucając doniesienia o rozformowaniu zbuntowanych oddziałów, które w zeszłym roku szły już na Moskwę. "A mówiąc o Prigożynie, nie wyciągałbym tak pochopnych wniosków" - dodaje.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Trzęsienie ziemi na froncie. Broń z USA zmiażdżyła magazyn Rosjan
Budanow podkreśla w ten sposób, że nie można wierzyć we wszystko, co przekazuje Rosja w oficjalnym medialnym obiegu. Informacje o śmierci Prigożyna pojawiły się po rzekomej katastrofie lotniczej. Szybko jednak okazało się, że zdarzenie, którym zginąć miał buntownik, który chciał stawiać warunki ministrowi obrony Rosji, nie było przypadkowe.
Szef ukraińskiego wywiadu: Prigożyn mógł nie zginąć
Prigożyn, który przewodził nieformalnej, związanej z Kremlem organizacji wojskowej, która angażowała płatnych najemników, walczących na frontach w wielu miejscach światowych konfliktów, pomagał rosyjskiej armii w wojnie z Ukrainą. Jednak był coraz bardziej sfrustrowany swoją pozycją. Poprowadził więc swoje oddziały w marszu protestu przeciwko rosyjskiemu rządowi.
Przerwał jednak swój buntowniczy, śledzony przez świat pochód na Moskwę, zanim dotarł do celu. Konsekwencją było wyprawienie go przez Putina na Białoruś. W sierpniu Kreml potwierdził śmierć Prigożyna, po tym jak znalazł się wśród osób, które zginęły w katastrofie lotniczej. Prezydent Rosji twierdził, że samolot Prigożyna rozbił się w wyniku detonacji granatów ręcznych na pokładzie samolotu.
Według wielu ekspertów zabójstwo zlecone było przez Putina i przeprowadzone bez zbytecznej finezji. Kreml oczywiście zaprzeczył swojemu zaangażowaniu i stwierdził, że testy DNA udowodniły śmierć Prigożyna.
Ale jego ciała nigdy nie pokazano publicznie. "Nie mówię, że nie żyje, ani że żyje. Twierdzę tylko, że nie ma ani jednego dowodu na to, że rzeczywiście zginął" - powiedział Budanow.
WP Wiadomości na:
Wyłączono komentarze
Jako redakcja Wirtualnej Polski doceniamy zaangażowanie naszych czytelników w komentarzach. Jednak niektóre tematy wywołują komentarze wykraczające poza granice kulturalnej dyskusji. Dbając o jej jakość, zdecydowaliśmy się wyłączyć sekcję komentarzy pod tym artykułem.
Redakcja Wirtualnej Polski