ŚwiatSzef MON: pozostanie w Afganistanie to nasza racja stanu

Szef MON: pozostanie w Afganistanie to nasza racja stanu

Prokuratura wojskowa wszczęła w poniedziałek z urzędu śledztwo w sprawie śmierci polskiego żołnierza w Afganistanie. Czynności w tej sprawie będzie prowadziła Żandarmeria Wojskowa na miejscu tragedii - poinformował szef MON Bogdan Klich. - Polscy żołnierze, zaatakowani w Afganistanie przez talibów zachowali zimną krew i postępowali właściwie - podkreślił minister.

Szef MON: pozostanie w Afganistanie to nasza racja stanu
Źródło zdjęć: © PAP

12.08.2009 | aktual.: 12.08.2009 15:32

Minister poinformował, że za około miesiąc ma być znany raport w sprawie ostrzału polsko -afgańskiego patrolu w Adżiristanie.

W poniedziałkowym ataku na polsko-afgański patrol zginął polski oficer. Jego ciało znaleziono 18 godzin później. Klich podkreślił, że była to pierwsza ofiara śmiertelna w szeregach polskiego kontyngentu od sierpnia 2008 r. - Chciałem w imieniu swoim i kierownictwa MON przekazać wyrazy wielkiego uznania i ogromnego szacunku - powiedział szef MON.

Minister zapewnił, że polscy żołnierze zostaną w Afganistanie, bo - jak mówił - wojskowa obecność w Afganistanie to polska racja stanu. Podkreślał, że istotą współczesnych konfliktów asymetrycznych jest ochrona granic tysiące kilometrów od nich.

- Sukces NATO w Afganistanie to nasz sukces. Porażka w Afganistanie, to porażka Polski, bo zostanie podważona wiarygodność naszego głównego filaru bezpieczeństwa, Sojuszu Północnoatlantyckiego - podkreślił szef MON podczas konferencji.

Klich zapowiedział również, że ze względu na wybory wysoki stan zagrożenia w Afganistanie dla naszych żołnierzy może się utrzymywać przez następne tygodnie. - Taka sytuacja może potrwać do końca września - mówił minister.

Minister dodał, że w środę przedstawił premierowi Donaldowi Tuskowi pisemny raport w sprawie starcia w Afganistanie, w którym zginął polski oficer.

Poinformował również, że pośmiertnie awansował poległego oficera, Daniela Ambrozińskiego do stopnia kapitana. Wyjaśnił, że Ambroziński był porucznikiem, ale w Afganistanie zajmował stanowisko odpowiednie dla rangi kapitana.

Uczestniczący w konferencji prasowej szef sztabu generalnego, gen. Franciszek Gągor wyjaśnił, że pierwsze wsparcie ze strony amerykańskiej pojawiło się po 50 minutach walki. Jednak ze względu na trudny teren samoloty bojowe nie mogły namierzyć celów przeciwnika, dlatego zrzuciły bomby obok miejsca walk jako pokaz siły. - Nasi żołnierze są wdzięczni sojusznikom za wsparcie oraz naszym pilotom, którzy pod ostrzałem przylecieli po rannych - powiedział gen. Gągor.

Generał wyjaśnił także, że polskie śmigłowce Mi-17 były w Karabachu, gdy wybuchły walki. Odbywało się tam spotkanie gubernatora prowincji w sprawie zapewnienia bezpieczeństwa w dniu wyborów. Zanim śmigłowce ruszyły na pomoc polskim żołnierzom, musiały wrócić do bazy, zmienić załogę i zatankować.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)