Szczyt w Brukseli będzie testem dla prezydenta
- To będzie test, na ile prezydent dojrzał do tego, żeby tę naszą kohabitację traktować mniej konfliktowo - mówi o wyjeździe na szczyt w Brukseli Donald Tusk. "Gazeta Wyborcza" zamieszcza fragment rozmowy z premierem. Cały wywiad ukaże się w sobotnim wydaniu tego dziennika.
07.11.2008 | aktual.: 07.11.2008 07:59
"GW":Ustąpił pan prezydentowi i to on leci na piątkowy szczyt europejski w Brukseli.
Donald Tusk: - To będzie test, na ile prezydent dojrzał do tego, żeby tę naszą kohabitację traktować mniej konfliktowo, mniej konfrontacyjnie. Prezydent uznał, że chce za wszelką cenę uczestniczyć w kształtowaniu polityki zagranicznej, i to w większym stopniu, niż na to wskazuje jego uprawnienie konstytucyjne. Wszędzie tam, gdzie chodzi o kwestie pojedynku prestiżowego - kto ważniejszy, kto pierwszy - uważam, że najwyższy czas powiedzieć: takich pojedynków nie będzie. Bo one nie tylko psują nastrój polskiej opinii publicznej, ale zaczynają być trochę dwuznaczne, jeśli chodzi o odbiór Polski za granicą. I dlatego wszędzie tam, gdzie jest to możliwe, np. podczas piątkowego szczytu, gdzie będzie wymiana informacji, a nie formalna decyzja - a prezydent deklaruje, że bardzo mu zależy na tym, żeby tam być - to będę ustępować.
Przekazuje pan w ten sposób prezydentowi część swoich obowiązków.
- Obowiązków nie.
A jak trzeba będzie podjąć jakąś decyzję? Jak padnie pytanie do prezydenta? A prezydent nie ma żadnych uprawnień konstytucyjnych, żeby podejmować decyzje na unijnym szczycie.
- Mam nadzieję, że prezydent ma tę świadomość, że to rząd odgrywa rolę kluczową. Tak jak wtedy, kiedy podejmował decyzje w imieniu polskiego rządu na szczytach europejskich, kiedy jego brat był premierem.
Czyli postanowił pan przetestować Lecha Kaczyńskiego w ten piątek?
- Tak. Bo nie mamy wątpliwości, że sytuacja kryzysu finansów publicznych pokazuje, że z punktu widzenia takich państw jak Polska hasło "więcej Europy" naprawdę ma swoje uzasadnienie. Lepiej byłoby, gdyby Europa była wyposażona w instrumenty sprawniejszego działania, żeby nie była tak rozgadana, tylko bardziej decyzyjna. I taki jest też sens traktatu lizbońskiego. Dlatego szybka ratyfikacja traktatu leży w interesie Polski, co do tego nie mam żadnej wątpliwości.
I chce pan sprawdzić, czy takie właśnie stanowisko zaprezentuje Lech Kaczyński w Brukseli, choć od miesięcy nie podpisuje Traktatu Lizbońskiego? A jak prezydent nie przekaże stanowiska rządu?
- To nic. To jest test na dobrą wolę prezydenta.
Jeśli jej nie będzie, to jakie wnioski pan wyciągnie na przyszłość?
- Mogę wyciągnąć tylko jeden praktyczny wniosek: być czujnym i robić swoje. Przez następne dwa lata prezydent Kaczyński będzie pełnił funkcję patrona i lidera opozycji. Ja na taką decyzję nie mam wpływu. Musimy uczyć się z tym żyć. Pytanie tylko, czy na takim zachowaniu prezydenta nie ucierpi Polska.