Szczyt Merkel-Putin. Powrót koncertu mocarstw?
Weekendowe rozmowy Angeli Merkel i Władimira Putina sygnalizują koniec ostracyzmu rosyjskiego prezydenta i jasny gest wobec Ameryki. Dla Polski to sygnał ostrzegawczy.
Oficjalnie w Mesebergu nie zapadły właściwie żadne praktyczne decyzje, co zresztą zapowiadano jeszcze przed spotkaniem Merkel z Putinem. Jednak ton wypowiedzi, "intymny" format spotkania i poruszane tematy mówiły o jednym: to nowe rozdanie w stosunkach z Rosją. I zwrot w stronę pragmatyzmu.
Koniec ostracyzmu
- Sposób organizacji tego szczytu przypominał trochę XIX-wieczną dyplomację w XXI-wiecznym wydaniu. Wygłosili oświadczenia, po czym zamknęli się na ponad trzy godziny, dyskutując w wąskim gronie. I w zasadzie otwarcie ustalenia są poufne - mówi WP dr Janusz Sibora, badacz dyplomacji z Uniwersytetu Gdańskiego. - Z kolei Merkel mówiąc o rozmowach z Rosją zaznaczyła nie tylko, że są konieczne, ale że będą stałe. To zostało odczytane przez niemieckich komentatorów jako powrót do bardziej normalnych stosunków. Era ostracyzmu się skończyła - dodaje.
Spotkanie w brandenburskiej rezydencji rządowej miało dwóch głównych aktorów. Ale jego bohaterem był też ktoś inny, nieobecny w Mesebergu prezydent USA Donald Trump. Według dr Marcina Zaborowskiego, spotkanie Putin z Merkel to m.in. efekt jego polityki podważającej podstawy sojuszu transatlantyckiego.
- W takiej sytuacji Europejczycy, nie mogąc w pełni polegać na tym potężnym przyjacielu, muszą myśleć o śwecie, w którym dają sobie radę bez USA. W takiej sytuacji naturalne jest, że należy ułożyć sobie relacje z Rosją. Na to wskazuje strategiczna kalkulacja - tłumaczy były szef Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. - Ale nie ma przecież mowy o całkowitej normalizacji. Nikt nie mówi o zniesieniu sankcji. I Niemcy są tu główną siłą sprawczą, która utrzymuje je w miejscu - zaznacza.
Gest Angeli wobec Donalda
Mimo to, w Mesebergu podjęto szereg tematów: od Syrii, gdzie Putin i Merkel dyskutowali nad stworzeniem nowego formatu rozmów (bez USA, za to z Francją i Niemcami) do Ukrainy, gdzie ponownie pojawił się temat wysłania misji ONZ. Jednak głównym sygnałem dla Ameryki były dyskusje nad projektem Nord Stream 2. Gazociąg od dawna jest na celowniku administracji Trumpa, (między innymi ze względu na amerykańskie ambicje dostarczania Europie gazu). Firmom zaangażowanym w inwestycje grożą potencjalne amerykańskie sankcje, zaś podczas ostatniego szczytu NATO Donald Trump niezwykle ostro skrytykował postawę Niemiec, nazywając ten kraj "zakładnikiem Rosji". Zdaniem Zaborowskiego, ten komentarz tylko scementował przyszłość projektu.
- Tak naprawdę jednak tu nie doszło do zmian. Od dawna była wiadomo, że Niemcy będą niestety ten projekt realizować. Trump sprawił tylko, że odwrót stał się jeszcze mniej możliwy. Taki ruch byłby w Niemczech potraktowany jako ugięcie się pod presją znienawidzonego przez wszystkich prezydenta - mówi ekspert.
Nic się nie zmieniło?
Nie wszyscy jednak są przekonani co do wagi sobotniego szczytu. Według Gustava Gressela, analityka Europejskiej Rady Stosunków Międzynarodowych w Berlinie, w Mesebergu nie doszło do znaczącego zwrotu.
- Fakty są takie, że to, co Merkel powiedziała Putinowi, to w dużej mierze to samo, co mówiła od 2014 roku. W dużych sprawach, jak w sprawie Ukrainy, kanclerz nie ma złudzeń co do Putina. Rosja błaga Europejczyków o pieniądze na odbudowę Syrii Asada, ale Merkel postawiła tu warunki, których on nie spełni, takie jak wolne wybory czy reforma konstytucyjna - argumentuje Gressel. - Z punktu widzenia niemieckiej kanclerz, taktycznie lepiej jest móc powiedzieć, że próbowała rozmawiać z Putinem i oferować współpracę, ale nie przynosi ona efektu. W ten sposób zabezpiecza się ze strony prawicy i "Putinverstehers" - "rozumiejących Putina" - wyjaśnia.
Według Gressela, także podziały między Niemcami i USA oraz wypowiedzi Merkel o tym, że na Ameryce nie można już w pełni polegać, są głównie dyktowane opinią publiczną.
- Ciekawy jest w tym wszystkim fakt, że antyamerykański skręt niemieckiej opinii publicznej nie jest podzielany przez elity tak jak było to w 2003 roku. Rządzący są świadomi, że koszt strategicznej niezależności wobec USA jest wysoki i Niemcy nie chcą go płacić. Z drugiej strony mają też świadomość, że Ameryka to nie tylko Trump i komplikacje z nim związane można albo obejść, albo je przeczekać - mówi.
Co na to Polska
Co spotkanie Merkel-Putin może oznaczać dla Polski? Każde zbliżenie między Niemcami i Rosją - szczególnie na gruncie większego pragmatyzmu i realnej polityki - budzi złe skojarzenia. A według ekspertów, sytuacja jest tym trudniejsza, że Polska nie jest przygotowana na ewentualny zwrot.
- To powinien być dla nas dzwonek alarmowy, by przemyśleć swoją politykę. W tej chwili tak naprawdę nie wiadomo, jaka jest nasza polityka wschodnia. Podczas gdy Niemcy i inni rozmawiają z Putinem, my jesteśmy zupełnie na uboczu - mówi Sibora.
Zgadza się z nim Zaborowski.
- W przypadku obecnej ekipy rządzącej polityka zagraniczna jest w całości podyktowana względom wewnętrznym. W sprawie Rosji z jednej strony mamy całkowity brak kontaktów oficjalnych i politykę opartą na żądaniu zwrotu wraku, a z drugiej strony nieoficjalne sugestie, takie jak te ze strony ojca premiera, że Rosja jest wspaniała i musimy być jej przyjacielem - ocenia ekspert. - Trudno przewidzieć, czym to się może skończyć.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl