Szczęście przychodzi z kominiarzem
W Polsce od lat funkcjonuje mit, że
kominiarze przynoszą szczęście - pisze "Dziennik Zachodni".
Panowie w cylindrach czyszczący przewody kominowe przywykli już,
że na ich widok ludzie łapią się za guziki.
30.12.2006 | aktual.: 30.12.2006 01:08
Zdarza się, że przechodnie pytają czy mogą złapać kominiarza za guzik, a czasem nawet chcą mu ten guzik oderwać - opowiada właściciel Zakładu Kominiarskiego w Bytomiu, były piłkarz "Ruchu Chorzów", Mariusz Śrutwa.
Świątecznym zwyczajem było roznoszenie przez kominiarzy noworocznych życzeń. Wiązało się to z mniejszą ilością pracy w zimie. Teraz kominy czyści się przez cały rok i zwyczajnie nie ma na to czasu - informuje gazeta.
Niektórzy przysyłali nawet życzenia na karteczkach prosząc, żeby wręczył im je kominiarz, bo to miało gwarantować ich spełnienie. Teraz ten obyczaj kultywowany jest jeszcze w niektórych wsiach. Jeśli w mieście zadzwoni do drzwi pan w cylindrze i będzie chciał złożyć noworoczne życzenia to gwarantuję, że będzie to przebieraniec, który chce sobie w ten sposób trochę dorobić - stwierdza Mariusz Śrutwa.
Były piłkarz swoją firmę prowadzi od 15 lat, przejął ją po rodzicach - czytamy w "Dzienniku Zachodnim". Odkąd pamiętam kominiarze zawsze kręcili się po domu, a czy przynieśli mi szczęście? Przez tyle lat grałem w piłkę i omijały mnie poważniejsze kontuzje. Mam wspaniałą rodzinę, więc chyba nie mam prawa narzekać - dodaje Śrutwa. (PAP)