Szalik klubu na szyi i różaniec w ręku. Nowy pomysł ks. Wąsowicza: nie ważne, czy ktoś będzie widział w tym groteskę
Kibic, szalik klubu i różaniec w ręku. Ruszył nowy pomysł księdza Jarosława Wąsowicza, który ściśle związany jest ze środowiskiem kibicowskim. "Chcemy chrześcijańskiej Europy, bo tylko odwołanie się do fundamentalnych wartości, które kształtowały tożsamość Starego Kontynentu, może pomóc jej dzisiaj obronić się przed unicestwieniem" - czytamy na stronie internetowej rozanieckibicow.pl. Wirtualna Polska rozmawia z pomysłodawcą projektu.
25.01.2017 | aktual.: 25.01.2017 15:18
WP: Monika Rozpędek: Na stronie internetowej, oprócz podstawowych informacji i zakładki z księgą na wpisywanie intencji, jest też miejsce na galerię zdjęć kibiców, pozujących z różańcami. Może wyjść groteskowo.
Ks. Jarosław Wąsowicz: - Nieważne czy ktoś będzie widział w tym groteskę czy nie. To propozycja dla ludzi odważnych i swego rodzaju sposób na manifestację, która w takiej formie jest przecież żywo obecna w sieci. Chociażby na Facebooku, gdzie ludzie często pozują z kartkami, na których widnieje hasztag i napis: jestem za tym czy za tamtym. To znak czasu. Teraz w taki sposób ludzie wyrażają swoje poglądy.
WP: Skąd pojawił się u księdza pomysł na "wręczenie" kibicom różańców w dłoń?
- W tym roku obchodzimy setną rocznicę objawień w Fatimie i okrągłą rocznicę objawień w Gietrzwałdzie. W obu przypadkach Matka Boska zachęcała do modlitwy różańcowej, kiedy jest nam ciężko i nie potrafimy poradzić sobie z problemami życia. To dobra okazja, by także wśród kibiców rozpowszechnić tę formę modlitwy.
WP: Jest już jakiś odzew?
- Niemały. Dostałem informację, że zapisało się już 60 kibiców. Ale przecież to nie chodzi o liczbę. Liczy się sama inicjatywa. Środowisko kibiców jest bardzo złożone. Jest w nim wiele dobra, ale też wiele zła. Nie ma jednak sensu wytykać kogoś palcem czy potępiać. To nic nie da. Za to modlić się możemy.
WP: Ale czy możemy poczuć się wśród kibiców bezpiecznie? Ludzie wciąż postrzegają ich jako chuliganów.
- Można. Sam jestem kibicem od lat 80. Jeździłem na mecze wyjazdowe. Bardzo zżyłem się z tym środowiskiem i identyfikuję się z nim. Jest jak w rodzinie - raz lepiej, raz gorzej. Ale na pewno kibice są bardzo solidarną grupą, w której można czuć się dobrze. O tym świadczą przyjaźnie. Nikt, kto nie jest wewnątrz tego środowiska, nie jest w stanie tego zrozumieć.
WP: Mimo to kibice od zawsze mają złą prasę.
- Trochę za swoją krnąbrność i chuligaństwo. Dobro i zło często się miesza. Trzeba próbować to jakoś ogarnąć ale, nie oszukujmy się, pewnych rzeczy nie da się wyeliminować. Tak jak chuligaństwa stadionowego, które istniało od czasów starożytnych. Kiedy spojrzymy na historię, sport zawsze budził silne emocje, a w konsekwencji bójki. Niestety. Tacy jesteśmy. Represjami nic tu nie zmienimy. Za to pozytywnymi działaniami owszem. I to właśnie w środowisku kibiców się dzieje. Dają temu wyraz angażując się w wiele charytatywnych akcji. Nie chodzi o to, by się nimi chwalić. Ale takie gesty pokazują, że pozytywne działania są antidotum na zło.
WP: Którego, jak ksiądz mówił przed chwilą, nie można całkowicie wyeliminować. Zatem agresja wśród kibiców jest i będzie.
- Przecież nie tylko kibice się biją, nie tylko w tym środowisku są narkotyki czy rozróby. W ich miejsce moglibyśmy postawić każdą inną grupę społeczną. Taki jest świat. Ale poprzez działanie prewencyjne możemy go zmienić. Nie siłą, nie karami, ale dobrym sercem.
WP: Wróćmy jeszcze do pomysłu różańca kibiców. Przedsięwzięcie jest nietypowe, już nie tylko ze względu na środowisko, ale także jeśli chodzi o wykorzystane narzędzie w postaci strony internetowej. W dzisiejszych czasach księża muszą się uciekać do takich rozwiązań?
- Oczywiście, że tak. Co najmniej od czasów papieża Pawła VI Kościół mówi o tak zwanej nowej ewangelizacji. Chodzi o to, by nowymi metodami, w nowych miejscach, głosić tę samą, niezmienną ewangelię. W ramach owej nowej ewangelizacji Kościół jest bardzo żywo obecny w sieci. Dziś takich propozycji jest bardzo wiele - od większych portali internetowych, po drobne inicjatywy. Mamy narzędzia, które trzeba wykorzystywać. Internet to medium, pozwalające na bardzo szybki przekaz informacji. I to jest ważne zwłaszcza, kiedy człowiek działa środowisku kibiców, nie dysponującym żadnymi tygodnikami, gazetami. Wszystko opiera się tu na portalach i forach kibicowskich. Gdyby nie tego rodzaju media, nasza pielgrzymka nie rozrosłaby się tak bardzo.
WP: Kibice potrafią księdzu zaufać? Opowiedzieć o wszystkich swoich słabościach, które czasem rozładowują na trybunach stadionowych?
- O słabościach rozmawia się w konfesjonale. Ale mogę powiedzieć jedno: w całej Polsce ze środowiska kibiców mam wypróbowanych przyjaciół. W każdym niemal klubie. Kwestia zaufania jest kwestią wiarygodności. A zdobywa się ją, gdy jest się przy przyjaciołach nie tylko w momencie ich sławy, ale także, gdy mówi się o nich źle. Trzeba wówczas stanąć z nimi w jednym szeregu, bo tego wymaga honor, braterstwo i przyjaźń. A takie wartości są dla nich bardzo ważne.
WP: Mówią o księdzu "kapelan kibiców".
- Nie, ja po prostu jestem kibicem. I kiedy trzeba, służę swoim kapłaństwem. Nie robię nic szczególnego. Mogę śmiało powiedzieć, że wśród kibiców odpoczywam. To grupa, w której się wychowałem, w której jest mi dobrze. Cieszę się, że mogę służyć moim przyjaciołom.
WP: Jak na tę pasję reagują inni księża?
- Na naszej pielgrzymce kibiców jest ich coraz więcej. Zaczynają przyjeżdżać księża, którzy kiedyś, jako młodzi chłopcy, chodzili na mecze, byli związani z konkretnym klubem. Zaczynają zdawać sobie sprawę, że kapłanom łatwiej jest dotrzeć do środowiska i zrozumieć tych ludzi, wśród których dorastali. To wydaje się oczywiste.
WP: Jakim typem kibica był ksiądz za młodu?
- Wprawdzie byłem ministrantem, w szkole podstawowej działałem w oazie, ale byłem także zagorzałym kibicem Lechii, działem w Federacji Młodzieży Walczącej. Zebrałem mnóstwo ciekawych doświadczeń, które na pierwszy rzut oka niekoniecznie sprzyjały formacji kapłańskiej. Dzisiaj, kiedy jestem zakonnikiem już prawie 25 lat widzę, że to wszystko miało sens. Przecież cały czas jestem wśród tych ludzi, jestem dla nich, z nimi, jestem jednym z nich.