Szaleńcy za sterami służby zdrowia?
Było fatalnie, ciężko, siermiężnie, nadużycia i zużycia, aż pojawił się On,
wybawiciel, reformator. Zaczęła się naprawa służby zdrowia. Wiadomo, że
jak chce się coś naprawić to trzeba na początek popsuć. Pomajstrować, poszabrować, powymieniać, pozamieniać i ... będzie cud. Kiedyś mówili na takie manewry, że „ktoś robi sobie siupy i pójdzie do ciupy”.
Na szczęście uspokoiłem się. Prezes funduszu - co go nie było a jest, nie ma zaś tego co było i działało, choć jest to co nie działa - uspokoił naród, 10 województw ma zapewnioną opiekę zdrowotną!!! Naczytał się biedak o szklance do połowy pełnej, czy co? Może by tak pod jego wodzą połączyć, no bo ja wiem - dystrybucję wody i ogłosić, że na wschód od Wisły woda w przyszłym roku będzie. Znowu sukces? Pacjentom tej reszty (nie zapewnionej) coraz to straszniej, nie tylko dlatego że nie ma lekarza, ale dlatego, że urzędnicy są! Są nadal! Zadowoleni, zrównoważeni, przy zdrowych zmysłach, tylko czy aby na pewno?
Najważniejsze jak się coś wali, to wskazać winnych. No bo przecież samo się nie zawaliło. Tu przytomni urzędnicy wykryli sprawców zamieszania i nie omieszkali ich wskazać. Winni braku opieki zdrowotnej są lekarze(!!), którzy - uwaga, uwaga - zastrajkowali i to „po prostu”, jak objaśnił prezes NFZ.
Strajk, jak głosi definicja to : "zbiorowe, dobrowolne zaprzestanie pracy przez pracowników". Lekarze jednak nie są pracownikami prezesa NFZ, tylko stroną negocjującą z nim umowy. Nie zastrajkowali więc, ani po prostu, ani po krzywemu. Natomiast to co się dzieje ze służbą zdrowia, na pewno wymaga uproszczenia, bo krzywe, jeśli nie szalone, są tłumaczenia i działania włodarzy nią kierujących.