Sytuacja w Faludży komplikuje się
Wojska amerykańskie okrążyły partyzantów w południowo-zachodniej części Faludży i zapowiedziały, że do soboty zakończą zdobywanie miasta. W krwawych walkach według ocen dowództwa sił USA zginęło tam od poniedziałku około 600 partyzantów.
11.11.2004 | aktual.: 11.11.2004 20:35
Jednak rebelianci starają się otworzyć drugi front i zaatakowali w Mosulu, Samarze, Bajdżi, Tikricie, Bakubie i w kilku dzielnicach Bagdadu. W walkach i zamachach zginęło tam w ciągu ostatnich dwóch dni ogółem przeszło 30 osób. W Mosulu i Bajdżi wprowadzono godzinę policyjną.
W trzymilionowym Mosulu, 360 km na północ od Bagdadu, napastnicy podpalili kilka komisariatów policyjnych i zaatakowali gwardzistów irackich strzegących tam mostów na Tygrysie. Pięciu gwardzistów poległo. W Bagdadzie w eksplozji samochodu-pułapki zginęło 19 osób, a co najmniej 20 zostało rannych.
W szturmie na Faludżę, dotychczas główny bastion partyzantki irackiej, uczestniczy do 15 tysięcy żołnierzy amerykańskich i irackich. Od poniedziałku według gen. Richarda Natonskiego, dowódcy 1. Dywizji Piechoty Morskiej USA, zginęło 18 żołnierzy amerykańskich i pięciu irackich, a 69 amerykańskich i 34 irackich zostało rannych.
Jednak informacje o rannych mogą nie być kompletne. Rzeczniczka amerykańskiego szpitala w Landstuhl w Niemczech, dokąd przewozi się z Iraku ciężko rannych, powiedziała, że w ciągu poniedziałku, wtorku i środy dotarło tam z Iraku 125 żołnierzy USA, w czwartek rano 54, a wieczorem miało przybyć jeszcze 49, w większości z Faludży.
Podczas środowych starć w Faludży snajperzy rebelianccy ostrzeliwali żołnierzy amerykańskich i irackich z minaretów meczetu Chulafah Al-Raszid, jednej z 77 islamskich świątyń Faludży. Amerykańscy marines wezwali na pomoc lotnictwo i samolot F-18 zrzucił na meczet 200-kilogramową bombę, niszcząc oba jego minarety.
Liczba ofiar wśród cywilów jest nieznana, ale pracownicy organizacji charytatywnych w Iraku powiedzieli Reuterowi, że walki w Faludży doprowadziły do katastrofy humanitarnej, bo dziesiątki niewinnych ludzi umierają z braku pomocy lekarskiej.
Zaniepokojenie z powodu strat wśród ludności cywilnej w Faludży wyraził Egipt i Syria. W Bagdadzie uprowadzono 75-letniego stryjecznego brata premiera Ijada Alawiego, i dwie inne jego krewne, w tym kobietę w ostatnim miesiącu ciąży, i porywacze zagrozili, że zabiją zakładników, jeśli rząd nie doprowadzi w ciągu 48 godzin do wstrzymania ofensywy. Rząd oświadczył, że tego nie zrobi.
W środę wojska szturmujące Faludżę odkryły w kilku domach miejsca, gdzie porywacze przetrzymywali i zabijali cudzoziemskich zakładników. Były tam kasety wideo ze scenami egzekucji, rejestr zakładników i czarne ubiory terrorystów. W czwartek w innej kryjówce znaleziono przykutego łańcuchem do ściany żywego, choć ciężko pobitego i wygłodniałego zakładnika, według amerykańskiej telewizji ABC irackiego taksówkarza.
Amerykanie od dawna mówili, że w mieście znajduje się baza wypadowa ugrupowania jordańskiego terrorysty Abu Musaba al- Zarkawiego, które w ostatnich miesiącach przyznało się do zgładzenia wielu cudzoziemców. Jednak gen. Thomas Metz, dowódca korpusu sił wielonarodowych w Iraku, powiedział, że Zarkawi zdołał prawdopodobnie wymknąć się z Faludży.
Faludża znalazła się w rękach rebeliantów w kwietniu i była odtąd symbolem zbrojnego oporu partyzantów sunnickich. Rząd Alawiego i Amerykanie mają nadzieję, że zdobycie tego miasta ułatwi pacyfikację reszty tzw. trójkąta sunnickiego na zachód i północ od Bagdadu i zapewni względny spokój przed wyborami powszechnymi, które zapowiedziano na koniec stycznia.
Jednak kontrofensywa partyzantów w miastach regionu sunnickiego może oznaczać, że znaczna część rebeliantów opuściła Faludżę jeszcze przed amerykańskim szturmem i usiłuje otworzyć gdzie indziej drugi front.
Nieznane są na razie koszty polityczne operacji Upiorna Furia (jak szturm na Faludżę nazwali Amerykanie), ale Alawi musi się liczyć z utratą poparcia wśród irackich sunnitów. Czołowe ugrupowanie sunnickie, Iracka Partia Islamska, cofnęło swe poparcie dla rządu tymczasowego i zarzuciło mu, że zezwolił na "ludobójstwo ze strony Amerykanów".
Rada Ulemów, skupiająca duchownych z 3 tysięcy sunnickich meczetów w Iraku, wezwała do bojkotu wyborów. Jej przedstawiciel, Harith Dari, oświadczył, że głosowanie "odbyłoby się na szczątkach ludzi zabitych w Faludży".
Izraelski politolog Szlomo Awineri, komentując ofensywę w Faludży i nasilenie się ataków partyzanckich, napisał na łamach środkowego londyńskiego "Financial Times", że to, co dzieje się teraz w Iraku, "jest prawdopodobnie wojną, którą Saddam Husajn planował od samego początku".
"Rozmaite jednostki wojskowe i paramilitarne oraz służby bezpieczeństwa wcale nie +zostały rozbite+ [podczas wojny wiosną zeszłego roku], lecz zeszły do podziemia, znikając jak ryby w wodzie zgodnie z regułą partyzantki maoistowskiej" - obawia się Awineri. Uważa on, że teraz zwolennicy Saddama przystąpili do działania i usiłują wywołać chaos w kraju w nadziei na storpedowanie amerykańskich planów wobec Iraku.