Syryjscy rebelianci pogrążą się w wewnętrznej wojnie?
Czy ugrupowania zbrojne walczące z syryjskim reżimem rozpoczęły między sobą wojnę o wpływy? Sugerować to może zabójstwo jednego z dowódców rebeliantów, który zginął nie z rąk żołnierzy Baszara al-Asada, ale od kul innych powstańców - pisze Reuters.
11.01.2013 | aktual.: 11.01.2013 13:59
Chodzi o Thaera al-Wakkasa, lidera Brygad al-Farouk, jednego z największych ugrupowań wchodzących w skład Wolnej Armii Syryjskiej. Mężczyzna został zabity w środę w położonym przy granicy z Turcją mieście Sermin.
Według świadków zamachowcy przyjechali białym samochodem, wysiedli i zastrzelili rebelianckiego dowódcę, gdy ten przebywał w punkcie dystrybucji żywności.
Al-Wakas był podejrzany o maczanie palców w zabójstwie innego dowódcy - Firasa al-Absiego z Frontu al-Nusra, islamistycznej organizacji walczącej w syryjskim powstaniu, ale powiązanej też z Al-Kaidą. Dlatego rebelianci podejrzewają, że była to zemsta ze strony brata Absiego, który dowodzi własnym oddziałem w mieście Hims - pisze Reuters.
Oficjalnie przedstawiciel Brygady al-Farouk oświadczył, że za śmiercią dowódcy stoi reżim i nie mają zamiaru mścić się na Nusra. Jednak inni rozmówcy agencji przypuszczają, że jak tylko zakończy się żałoba, powstańcy wezmą odwet na islamistach. Jeżeli dojdzie do walk, mogą wziąć w nich udział również obecni w rejonie dżihadyści z Muhajireen al-Szam, organizacji sprzymierzonej z Nusra.
Reuters podkreśla, że u źródeł napięć pomiędzy poszczególnymi ugrupowaniami leży ich zróżnicowany skład. Ekstremistyczne ugrupowania, takie jak Nusra, składają się w większości z miejscowych ochotników, wspartych przez zagranicznych dżihadystów (głównie z Iraku, Libii i Afganistanu), którzy przyjechali do Syrii na wojnę z Asadem.
Natomiast w oddziałach takich jak Brygady al-Farouk, walczą głównie dezerterzy z armii i byli członkowie syryjskich struktur bezpieczeństwa. Niektórzy obawiają się, że z tego powodu są bardziej narażone na infiltrację ze strony agentów reżimu. Stąd nieufność pomiędzy różnymi formacjami.
Nowe wspólne dowództwo Wolnej Armii Syryjskiej, mające swoją siedzibę w Turcji, robi bardzo niewiele, aby zasypać podziały między setkami oddziałów rebelianckich, zwłaszcza w północnych regionach Syrii, które zostały wyzwolone spod władzy Asada - pisze Reuters.
Wewnętrzne konflikty i brak jedności osłabiają wysiłki jednostek powstańczych zmierzające do obalenia reżimu Asada. A powstańcom doskwierają już inne palące problemy - m.in. chroniczne kłopoty z zaopatrzeniem czy braki w uzbrojeniu i rażąca dysproporcja sił.
Jeden z anonimowych członków Wolnej Armii Syryjskiej powiedział agencji Reutera, że spory osłabiają efektywność rebeliantów, przez co nie udało się zdobyć wielu baz wojskowych i lotnisk w prowincji Idlib, mimo ich wielomiesięcznego oblężenia. - Być może teraz zdadzą sobie sprawę z tego, że powinni zakończyć ten nonsens i skupić się na walce z Asadem - powiedział.
Według szacunków ONZ trwające już prawie dwa lata powstanie w Syrii pochłonęło co najmniej 60 tys. ludzkich istnień, w większości cywilów. Setki tysięcy musiały uciekać ze swoich domów, a często - również z kraju.