Synowa Wyspiańskiego wyląduje na bruku?
Synowej twórcy "Wesela" grozi eksmisja. 87-latka jest na łasce urzędników marszałka.
09.10.2009 | aktual.: 09.10.2009 13:38
Urząd Marszałkowski w Krakowie skierował do sądu pozew o eksmisję Leokadii Wyspiańskiej, synowej Stanisława Wyspiańskiego. - Dlaczego nie chcą mi dać spokojnie umrzeć? - dramatycznie pyta schorowana 87-latka.
34-metrowe mieszkanie w wielorodzinnym bloku przy ul. Babińskiego w Krakowie kobieta wynajmowała od lat. Nigdy nie zalegała z opłatami. - Nie miała tam żadnych wygód. Ot, takie zwyczajne mieszkanie, jakich wiele. Pokój, kuchnia, łazienka. Bez luksusów - opowiada dr Bożena Werner, opiekunka Leokadii Wyspiańskiej. O wypowiedzeniu stosunku najmu lokalu zdecydował 3 czerwca 2008 r. zarząd województwa małopolskiego. Podjął w tej sprawie uchwałę. Czym się kierowano ?
- Złożyliśmy pozew o eksmisję z uwagi na fakt niezamieszkiwania lokatorki pod tym adresem przez okres co najmniej 12 miesięcy - mówi Tomasz Szanser, dyrektor departamentu skarbu w Urzędzie Marszałkowskim.
Pani Leokadia nie zaprzecza, że od 2004 r. była zameldowana na pobyt czasowy w Lublinie.
- Tylko czy to jest wystarczający powód, by domagać się mojej eksmisji? Nie mieszkałam tam przecież cały czas. O wiele częściej byłam w Krakowie - dziwi się.
- W tym czasie wspierała córkę w Lublinie, której zmarł mąż. Ponadto leczyła się w różnych szpitalach, więc jak mogła być w domu? - wpada jej w słowo dr Werner. Wylicza też dolegliwości, które sprawiły, że pani Wyspiańska całe miesiące przeleżała na szpitalnych łóżkach. - Ma chore serce, kłopoty z nogami, przebyła ciężki udar - mówi lekarka.
W uchwale zarządu województwa małopolskiego widnieje zapis, że najemca nie skorzystał z prawa pierwokupu. - A za co miała to mieszkanie kupić? Przecież utrzymuje się z renty - tłumaczy dr Werner. Sama pani Leokadia nie chce mówić zbyt wiele o sprawie eksmisji. - Jest mi z tego powodu przykro i smutno, cóż więcej... - urywa w pół zdania.
87-latka mimo przebytego wylewu i "prezentu", jaki sprawili jej urzędnicy, przez cały czas zachowuje pogodę ducha. Filigranowa kobieta z białymi jak śnieg włosami nie przestaje się uśmiechać. Gorzej jest ze zdrowiem: porusza się z trudem, ale stara się w każdą niedzielę uczestniczyć we mszy św.
- Wozimy ją do kościoła na wózku - potakuje dr Werner. Jeśli zdrowie pozwala, chętnie uczestniczy w uroczystościach organizowanych przez szkoły, których patronem jest Stanisław Wyspiański. Odsłania tablice pamiątkowe, wygłasza prelekcje.
- Wielokrotnie była gościem w naszym liceum - potwierdza Grażyna Cięciwa, dyrektorka VIII LO w Krakowie im. Stanisława Wyspiańskiego.
- O tej kobiecie mogę opowiadać wyłącznie w samych wspaniałych słowach. Wrażliwa, pogodna, w sposób przepiękny opowiadająca o Stanisławie Wyspiańskim - opisuje Cięciwa. - Pani Leokadia na co dzień pielęgnuje pamięć o krakowskim wizjonerze.
- Tymczasem urzędnicy odpłacają jej perspektywą wylądowania na bruku. To dopiero wdzięczność i dbanie o osoby, które same w sobie stanowią dobro narodowe - mówi z sarkazmem mec. Stanisław Kłys, który liczy, że zostanie wyznaczony z urzędu na obrońcę pani Leokadii. Na razie 87-latka znalazła schronienie w domu doktor Werner.
- Nie pozwolimy, by wylądowała gdzieś pod mostem - deklaruje pani doktor. Czy może liczyć na lokal socjalny? - To sąd orzeka o uprawnieniu lub nie do otrzymania lokalu socjalnego - kwituje sucho Tomasz Szanser. - Obowiązek zapewnienia lokalu socjalnego będzie wtedy ciążył na gminie - przypomina. I kropka. Suche, urzędnicze gadanie.
Mec. Stanisław Kłys łapie się za głowę. - Paragrafy to jedno, a życie to drugie. Nie mogę jednak zrozumieć dlaczego Urząd Marszałkowski nie broni osób zasłużonych, które są żywymi świadkami historii - ocenia.
Pierwsza rozprawa przed sądem już się odbyła, ale ze względu na stan zdrowia Leokadia Wyspiańska na procesie się nie pojawiła, złożyła wniosek o przyznanie jej adwokata z urzędu.
- I czekam, co dalej ze mną będzie - mówi 87-latka.