Trwa ładowanie...
d1k5gsb
20-05-2004 06:06

Syn gminy

Kobieta, którą zmuszono do urodzenia dziecka poczętego w wyniku gwałtu, pozwała gminę Dąbrowa Górnicza. Chce, by samorząd wypłacał stały zasiłek jej synowi.

d1k5gsb
d1k5gsb

Joanna Boniecka wracała z pracy do domu, do przejścia miała może 800 metrów. Spokojna okolica. Obok komisariat policji. Żadnych ekscesów, bójek i ulicznych burd.

Nagle ktoś zepchnął ją do rowu. Uderzył kamieniem w tył głowy. Napastnik zaczął ją bić, dusić i walić pięścią w twarz. Straciła przytomność. Potem płakała, krzyczała, błagała, żeby ją puścił. Została zgwałcona.

Choć od tamtego dnia minęło już prawie osiem lat, Boniecka nie może spokojnie mówić o tym zdarzeniu. Trzęsącymi się rękami wyjmuje papierosa. Zaciąga się głęboko. Po policzkach płyną łzy.

- Gdyby nie to, że ktoś akurat przechodził ulicą, z pewnością by mnie zabił - mówi. - Widziałam to w jego oczach. Zresztą może tak byłoby lepiej. Później wiele razy przychodziło mi do głowy, żeby wejść gdzieś na 20. piętro, otworzyć okno i...

d1k5gsb

Wyczołgała się z rowu. Z trudem dotarła do komisariatu. - Bolały mnie żebra, nie mogłam oddychać.

Tam cała we krwi, w podartym ubraniu przesiedziała kilkanaście godzin. W tym czasie policjanci spisywali jej zeznania. - Przemykali cicho koło mnie, coś szeptali i pokazywali mnie sobie nawzajem. Myślałam, że umrę ze wstydu. To było takie upokarzające. Dopiero po południu Joannę odwieziono do szpitala na obdukcję. Lekarze potwierdzili, że została zgwałcona. Śledztwo trwało cztery tygodnie. Policyjny pies zgubił trop gwałciciela. Dochodzenie zostało umorzone.

Joanna Boniecka była przyjęta do pracy na okres próbny. Gdy szef zobaczył ją z posiniaczoną twarzą, powiedział, żeby więcej nie przychodziła.

- Pod koniec września zgłosiłam się do lekarza rejonowego. Stwierdził, że jestem w 10. tygodniu ciąży, i dał mi skierowanie do szpitala, w którym mogłabym dokonać aborcji. Ordynator szpitala powiedział, że powinnam mieć zgodę prokuratury na zabieg. Wysłano mnie tam z diagnozą: początek 15. tygodnia ciąży. Prokurator nie wydał zgody.

d1k5gsb

ZABRALI MI GO

- Nienawidziłam siebie, nienawidziłam dziecka, które nosiłam w brzuchu. Mogłam tylko leżeć w domu i patrzeć w sufit. Życie straciło dla mnie jakikolwiek sens. Całymi dniami płakałam. Teraz wiem, że uratowała mnie córka, która miała wtedy 10 lat. Gdy byłam już bliska obłędu, zdałam sobie sprawę, że przecież dla niej muszę żyć. To dało mi siłę.

Joanna Boniecka samotnie wychowywała Marzenę. Z jej ojcem rozwiodła się siedem lat przed napadem. Dostaje na córkę 200 złotych alimentów. Po rozwodzie wyjechała z Poznania, gdzie mieszkała z mężem, zamieszkała na Górnym Śląsku, znalazła pracę, wynajęła mieszkanie. Gdy zaszła w ciążę, wszystko przepadło.

Rodzice powiedzieli, że nie chcą widzieć jej z dzieckiem, które jest "owocem przestępstwa". Z widoczną ciążą nikt nie chciał jej zatrudnić.

d1k5gsb

- Pewnego dnia usiadłam z moją córeczką i powiedziałam, że będzie miała braciszka lub siostrzyczkę, ale nie wiem, czy maluszek będzie mógł z nami zostać. Zaczęłam się zastanawiać nad oddaniem go do adopcji. Czułam tylko żal i bezsilność, że to właśnie mnie spotkał taki los - opowiada Joanna Boniecka. - Myślałam, że nigdy nie będę w stanie obdarzyć go miłością i czułością. A w końcu jest tylu ludzi, którzy marzą o dziecku.

Piotruś urodził się 30 kwietnia 1997 r., dokładnie dziewięć miesięcy po gwałcie. W orzeczeniu lekarskim napisano: "Dziecko zdrowe, donoszone, bez wad i uszkodzeń". Wszystko wskazywało na to, że lekarze, którzy robili USG, popełnili błąd, oceniając, że płód jest starszy niż w rzeczywistości.

- A kiedy już się urodził, gdy go zobaczyłam, spojrzałam mu w oczy i usłyszałam, jak płacze, zrozumiałam, że nie chcę go oddać, że nie mam prawa go krzywdzić - mówi Joanna.

d1k5gsb

Jednak sąd rodzinny uznał, że matka nie ma ani pieniędzy, ani warunków, by zaopiekować się dzieckiem. Piotruś trafił do domu dziecka.

- Postanowiłam za wszelką cenę odzyskać syna. Nie miałam siły dłużej być ofiarą - wspomina Boniecka.

BEZ ŚRODKÓW DO ŻYCIA

- Jestem pełen podziwu dla tej kobiety. Od razu zaczęła walkę o dziecko - mówi Grzegorz Leks z sosnowieckiego Komitetu Obrony Praw Dziecka, który od początku pomagał Joannie Bonieckiej i Piotrusiowi. - Po pół roku wygrała sprawę w sądzie i zamieszkała z synem. Jeśli jeszcze choć trochę się wahała, czy słusznie decyduje się na opiekę nad synem, teraz była już tego pewna - mówi Leks.

d1k5gsb

Jego zdaniem Boniecka z pewnością bardzo dobrze wychowa dziecko. W końcu od lat zajmuje się córką i mimo braku pieniędzy dba o jej wykształcenie.

Joanna Boniecka znalazła pracę. Spółdzielnia przyznała jej małe mieszkanie w bloku, które kobieta sama musiała wyremontować. W listopadzie 1997 roku Piotruś zamieszkał razem z mamą i starszą siostrą.

- Nie mieliśmy luksusów, jednak udawało nam się wiązać koniec z końcem. Ale nade mną chyba ciąży jakieś fatum - mówi Joanna Boniecka. - W 1999 roku Piotruś ciężko się rozchorował i musiałam zrezygnować z pracy. Znów zostaliśmy bez środków do życia.

d1k5gsb

U dziecka rozpoznano epilepsję, potem alergię. Łapał niemal każdą chorobę. Miał silne krwotoki z nosa i uszu, przeszedł zapalenie dwunastnicy. Zaczął tracić na wadze i głuchł. Wymagał stałej opieki. Wówczas z pomocą przyszedł prawnik z Komitetu Obrony Praw Dziecka. Poradził Joannie, żeby zwróciła się do sądu o częściowe pokrycie kosztów leczenia i opieki nad Piotrusiem. W końcu to na podstawie błędnego orzeczenia lekarskiego o wieku płodu zmuszono ją do urodzenia dziecka, a teraz w świetle prawa wszyscy umywają ręce. Nikt nie czuje się winny. I nikt nie chce pomóc.

Boniecka zażądała 20 tysięcy złotych zadośćuczynienia za "naruszenie dóbr osobistych wskutek zmuszenia do urodzenia dziecka pochodzącego z przestępstwa". Domagała się także 15 tysięcy odszkodowania za "uniemożliwienie jej wykonywania pracy zarobkowej" oraz miesięcznej renty dla syna "jako rekompensaty za skutki szkody na osobie". Joanna Boniecka wyruszyła w sądową drogę przez mękę.

ZA WCZEŚNIE ZGWAŁCONA

Sądy pierwszej i drugiej instancji oddaliły sprawę. Dopiero dwa miesiące temu Sąd Najwyższy częściowo przyznał rację Bonieckiej. Uznał, że należy jej się odszkodowanie za utracone zarobki - 15 tysięcy złotych wraz z odsetkami. Nie zgodził się natomiast na wypłacenie jej 20 tysięcy za naruszenie dóbr osobistych.

Sędziowie przyznali, że sprawa ma charakter precedensowy. W Polsce nie było bowiem dotychczas podobnych procesów, nie ma więc orzecznictwa, na które można by się powołać przy wydawaniu wyroku. Sąd Najwyższy sięgnął więc do orzecznictwa amerykańskiego, angielskiego i niemieckiego. W krajach tych "zmuszenie kobiety do urodzenia zdrowego dziecka pochodzącego z przestępstwa" określa się terminem "wrongful conception" i kobiecie w takim przypadku należy się odszkodowanie. Nie przyznaje się natomiast odszkodowania dziecku, które urodziło się zdrowe, nawet jeśli poczęcie było wynikiem przestępstwa.

Sąd uznał, że dziecko nie poniosło żadnej szkody. "Nie ma tu ani uszkodzenia ciała, ani rozstroju zdrowia" - napisał sędzia w uzasadnieniu do wyroku.

Z orzeczenia wynika też jasno, że Joanna Boniecka kolejny raz miała pecha. Przepis, który dawałby jej prawo do otrzymania zadośćuczynienia, zaczął obowiązywać dopiero od 28 grudnia 1996 r. Joanna Boniecka została zgwałcona pięć miesięcy wcześniej, więc takie odszkodowanie jej się nie należy.

DLA DOBRA DZIECI

Sąd Najwyższy w uzasadnieniu wyroku zachęcił jednak kobietę, by wytoczyła proces gminie. Bo to jej podlega szpital, w którym doszło do lekarskiej pomyłki. A gmina, konkretnie miasto Dąbrowa Górnicza, "ponosi odpowiedzialność za szkodę wyrządzoną przez niezgodne z prawem działania jej funkcjonariusza przy wykonywaniu powierzonej mu czynności".

Taki wyrok dla Joanny Bonieckiej oznacza jedno: cała sprawa zacznie się od nowa. Pełnomocnicy gminy będą starali się bowiem udowodnić, że kobieta była w 15., a nie w 10. tygodniu ciąży, a zgodnie z ustawą aborcji można dokonać jedynie do końca 12. tygodnia.

- Znów będą biegli, przesłuchania i kolejne upokorzenia - denerwuje się Joanna Boniecka. - Proszę pomyśleć, jak się czuje kobieta, której ktoś chce wmówić, że zaszła w ciążę prawie cztery tygodnie przed gwałtem, a potem, wykorzystując ten wypadek, próbuje się pozbyć niechcianego płodu. Ale nie zamierzam się poddawać. Dziecko musi normalnie żyć i mieć wszystko, co mu się należy. A mnie żadne pieniądze nie wyrównają bólu i cierpienia, które przeszłam i nadal przechodzę.

Joannie Bonieckiej jest żal 16-letniej córki. Nie jest w stanie zapewnić jej wszystkiego, o czym marzy. Razem z zasiłkami i alimentami dla Marzeny ma około 700 złotych miesięcznie. - Daję jej na lekcje angielskiego, francuskiego. Chcę, żeby została kimś i miała łatwiej w życiu. Mnie moje skomplikowano, pozbawiono mnie własnego ego, godności i wolności, do której ma prawo każda kobieta, ale Marzena nie może z tego powodu cierpieć.

Siedmioletni Piotruś jest teraz w szpitalu. Przeszedł poważną operację. Joanna cały dzień spędza przy jego łóżku. Piotruś jest wesołym, małym psotnikiem. Poznał już kilku kolegów i bawi się, biegając i piszcząc na korytarzu.

- Kiedy pyta, gdzie jest jego tatuś, odpowiadam, że umarł - mówi Joanna Boniecka. - Nie zastanawiałam się jeszcze, co będzie dalej. Ale on nie może poznać prawdy. Przecież to okaleczyłoby go na całe życie. Boję się nieprzychylnych sąsiadów. Drżę na myśl, że ktoś mógłby skrzywdzić moje dziecko. Najchętniej już teraz zamieniłabym mieszkanie i przeprowadziła się gdzieś daleko stąd, do innego miasta.

DOROTA SAJNUG

IMIONA I NAZWISKA BOHATERÓW ZOSTAŁY ZMIENIONE

d1k5gsb
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

WP Wiadomości na:

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1k5gsb
Więcej tematów