Sylwia, nasze Złotko
Jeszcze dwa lata temu leczyła poważną kontuzję kolana i nie wiedziała, czy będzie mogła grać w siatkówkę. – Ten złoty medal to spełnienie marzeń, ale też nagroda za wszystkie moje wcześniejsze cierpienia – przyznała Sylwia Pycia, która wczoraj odwiedziła naszą redakcję.
01.10.2005 | aktual.: 01.10.2005 09:32
Środkowa naszej reprezentacji i poznań- skiego AZS AWF po zakończeniu mistrzostw nie ma ani chwili wytchnienia. Wizyty, konferencje, bankiety..., nawet nie zdążyła zajrzeć do rodzinnych Tychów, gdzie z niecierpliwością na jej powrót czekają rodzice. – Ale to wszystko, co się dzieje wokół nas, jest bardzo miłe – przyznaje 24-letnia mistrzyni Europy, która wczoraj zjawiła się w Poznaniu.
Przeklęte kolano
Jej kariera nie była usłana różami, choć bardzo szybko trafiła do reprezentacji. W 2001 roku wystąpiła na mistrzostwach Europy w Bułgarii, wówczas Polki zajęły szóste miejsce. W tym samym roku doznała poważnej kontuzji kolana – zerwania wiązadeł krzyżowych. Operacja, rehabilitacja – wszystko to zajęło blisko rok. W tym czasie jej zespół – Skra Warszawa zdobyła wicemistrzostwo Polski. – Też dostałam medal, ale zagrałam chyba tylko w jednym meczu ligowym – wspomina Sylwia. Wróciła na boisko, ale kolano wciąż bolało. – Niby grałam, trenowałam, ale wciąż walczyłam z bólem. To była prawdziwa męka. Okazało się, że operacja została źle wykonana i czeka mnie kolejna. I znów rok przerwy – dodaje z kwaśna miną.
Pomocna dłoń Poznania
Po kolejnym roku absencji ofertę gry złożył jej poznański AZS AWF. Powrót na boiska ligowe musiał być udany, skoro już w połowie sezonu Andrzej Niemczyk zaczął z nią rozmawiać na temat gry w reprezentacji. Selekcjoner nie rzucał słów na wiatr – przysłał powołanie, choć Sylwia nie zakładała, że jej przygoda z kadrą potrwa tak długo. – Myślałam, że pojadę na jeden czy drugi obóz, jakiś turniej i wrócę do domu. Kiedy trener Niemczyk ogłosił ,,12’’ na turniej do Montreux i ja się w niej znalazłam, zdałam sobie sprawę, że nie jestem aż tak całkowicie na uboczu – skromnie wyjaśnia środkowa reprezentacji Polski.
Wynagrodzone cierpienia
Sylwia nie miała wcześniej okazji współpracować z trenerem Niemczykiem. – Na początku trochę się go bałam – zdradza. Wobec kłopotów zdrowotnych Agaty Mróz i Marii Liktoras, stała się pewnym punktem reprezentacji. Uczestniczyła we wszystkich najważniejszych imprezach – turniejach Grand Prix, kwalifikacjach do mistrzostw świata. Nie mogło jej zabraknąć też na mistrzostwach Europy. – Jechałyśmy walczyć o podium, ale nikt nie mówił, że musi być to złoto. Ten medal jest dla mnie spełnieniem marzeń, a także wynagrodzeniem za te wszystkie przeciwności losu, które mnie spotkały – podkreśla siatkarka. Nie wie jeszcze do zrobi z premią, którą obiecał sponsor. – Naprawdę o tym w ogóle nie myślę, nawet nie wiem, ile dokładnie otrzymamy pieniędzy – dodaje.
Nie ma życia bez siatkówki
Sylwia nie wyobraża sobie życia bez siatkówki. – Całe moje dotychczasowe życie kręciło się wokół siatkówki i prawdę mówiąc ciężko byłoby mi się przestawić na takie ,,normalne życie’’, w którym nie ma treningów, meczów... Jakoś sobie nie potrafię tego wyobrazić – stwierdza kategorycznie. Ale na pytanie co robiłaby, gdyby nie została siatkarką, odpowiada bez namysłu: – zostałabym weterynarzem. To było moje takie marzenie z dzieciństwa. Uwielbam zwierzęta. Niestety, grając w siatkówkę, nie mogłam się jednocześnie kształcić w tym kierunku. Nie mogę też za bardzo posiadać zwierząt. Miałam dwa koty, ale przecież mnie cały czas w domu nie było. I musiałam je wydać – wzdycha smutno.
Dziękujemy Tratorii Donatello za pomoc w organizacji spotkania.
Marcin Pawlicki