Święty Graal i ostatnia czarownica
Miasteczko Reszel, położone na granicy Warmii i Mazur, ma szansę stać się Kazimierzem północy.
27.04.2006 | aktual.: 27.04.2006 09:19
Leżące na uboczu głównych szlaków turystycznych miasteczko Reszel na razie przyciąga głównie środowisko artystyczne. Piękno krajobrazu, niepowtarzalna architektura i związane z historią miasta tajemnice sprawiają, że wśród ludzi kultury Reszel zyskał już sobie miano Kazimierza północy.
Jak w średniowieczu
Założony w 1241 r. przez Krzyżaków Reszel przez średniowiecze był drugim pod względem zamożności miastem Warmii. Zachowana unikalna na skalę europejską architektura jest prawdziwym skarbem. – Układ miasta to klasyczny przykład średniowiecznego podwójnego rynku. Bardzo niewiele miast ma taką zabudowę. Cały układ jest zamknięty czterema bramami w rogach – mówi Ariel Załęski, pracownik punktu informacji turystycznej.
Oprócz starego miasta zachował się też czternastowieczny gotycki most na rzece Sajnie. Zachował się w idealnym stanie. – To oryginalna budowla, most nie był nigdy przebudowywany, tylko konserwowany – tłumaczy Załęski. Jeśli dodamy do tego zamek biskupów warmińskich oraz gotycki kościół z XIV w., to staje się oczywiste, że miasto jest prawdziwą gratką dla miłośników średniowiecza.
Miasto kultury
Reszel od dłuższego czasu przyciąga artystów. Magnesem jest była siedziba biskupów. – W zamku zawsze mieszkało jakieś małżeństwo, które zajmowało się jego administracją. Jeden z małżonków był artystą – łatwiej w ten sposób skupić wokół siebie artystyczny światek – mówi Jolanta Marshall, kierownik zamkowej galerii i osoba zarządzająca wraz z mężem reszelskim zamkiem. – Mąż jest rzeźbiarzem. Do Reszla przyciągnął nas zamek – przyznaje.
Zamek pełnił funkcję domu kultury. Od kiedy działa galeria, jest tam więcej zwiedzających. – Co roku organizujemy dwie wystawy znanych twórców. Nigdzie w Polsce żadne muzeum nie prezentowało artystów, którzy pokazywali swoje prace na Biennale w Wenecji – mówi Marshall. – Postanowiliśmy więc zrobić ten eksperyment w Reszlu. Pokazywaliśmy twórców czterech "Wenecji" – przez osiem lat. Później władze miasta nie były zainteresowane wystawami i skoncentrowaliśmy się na artystach indywidualnych. Wystawiali u nas m.in. Franciszek Starowieyski, Andrzej Dudziński, Adam Myjak – wylicza Marshall.
Miasto wciąż pozostaje nieodkryte przez polskich turystów. To leżące na uboczu szlaków miasteczko Polacy odwiedzają przy okazji wycieczek do położonego w pobliżu słynnego barokowego kościoła w Świętej Lipce. Większość turystów to cudzoziemcy. Największą grupę stanowią Niemcy, zwykle potomkowie zamieszkujących niegdyś te tereny autochtonów. Oblicza się, że Niemcy to 56% odwiedzających. Polacy stanowią zaledwie 40%. – Zdarzają się nawet Chińczycy – twierdzi Załęski. Wydaje się, że tak małe zainteresowanie ze strony polskich turystów jest niewspółmierne do walorów miasteczka. Artyści przyjeżdżają tu na plenery, a łowcy przygód – w poszukiwaniu świętego Graala. Również ludzie, którzy nie są zainteresowani architekturą i kulturą mogą zwiedzać unikalny ogród ekologiczny, zaprojektowany w samym centrum miasta, popływać kajakiem lub obejrzeć konkursy walk rycerskich. – Organizujemy także wyjazdy poza miasto quadami i samochodami terenowymi – dodaje Joanna z recepcji w zamkowym hotelu. Każdego roku zwiększa się
liczba turystów. – Reszel dorówna kiedyś popularnością Kazimierzowi nad Wisłą – zapewnia Załęski.
Święty Graal
Mieszkańcy Reszla wiedzą, że Dan Brown, autor „Kodu Leonarda da Vinci”, nie miał racji: Graal nie był żadną Marią Magdaleną, lecz kielichem, z którego pił Jezus. Twierdzą, że właśnie w Reszlu przez kilkaset lat przechowywano skarb. Kilka wieków po królu Arturze Anglię podbili Normanowie, a dzieci zabitego króla Haralda musiały uciekać z kraju. W daleką wyprawę miały zabrać ze sobą to, co najcenniejsze – Graala. Osiedliły się na Litwie. Mężem córki Harolda, Gidy, był wielki książę Włodzimierz Monomach.
W późniejszych latach kościół w Bezławkach w pobliżu Reszla miał otrzymać antepedium (zasłonę ołtarza) z kielichem. Darczyńcą był Świdrygiełło, wielki książę litewski z lat 1430-1432, który wielokrotnie sprzymierzał się z Krzyżakami przeciwko bratu Władysławowi Jagielle. Kielich mógł być zapłatą za sojusz lub zastawem. Inna legenda mówi, że święty Graal został przywieziony do Bezławek z Jerozolimy przez Krzyżaków.
W 1520 r. podczas ostatniej wojny Polski z Krzyżakami pod Bezławki podeszły oddziały tatarskie walczące po polskiej stronie. Kielich zamurowano w południowej ścianie kościoła na tyle wysoko, że trzeba było użyć drabiny, aby dostać się do miejsca kryjącego Graala. Po wojnie ktoś wykuł dziurę w ścianie i zabrał zawartość skrytki.
Ostatni stos
Historia Reszla ma swoje niechlubne strony. Tutaj w 1811 r. spalono ostatnią w Europie czarownicę. Od tamtej pory jej duch pojawia się na zamku w postaci błędnych ogników. W czasie zawieruchy wojen napoleońskich do Reszla przyjechała dość nietypowa para – Barbara Zdunk, pasterka z czworgiem dzieci, oraz 20-letni parobek. Dzisiaj Zdunk byłaby uznana za niezrównoważoną emocjonalnie, ale ponad 200 lat temu jej odbiegające od normy zachowanie łatwo było uzasadnić konszachtami z diabłem. Po przybyciu do miasta parobek porzucił ją i zamieszkał samotnie w zaułku dla ubogich. Kobieta wielokrotnie go tam odwiedzała, przysięgając zemstę. Gdy we wrześniu 1807 r. w zaułku wybuchł pożar, który rozprzestrzenił się na miasto i całkowicie strawił zamek, ludzie nie mieli wątpliwości, kto spowodował nieszczęście: czarownica Barbara Zdunk. W rok po pożarze kobietę skazano na stos. Chociaż jej sprawa była prowadzona niedbale, sądy kolejnych instancji zatwierdzały pierwotny wyrok. Stos zapłonął na „szubienicznej górze” na
przedmieściach Reszla 21 sierpnia 1811 r.
Jednak to nie koniec tej strasznej historii. O czasu śmierci Barbary na zamku, gdzie była przetrzymywana, oraz na moście, na który spoglądała ze swej celi, pojawiają się ponoć błędne ogniki, słychać też jęki i zawodzenie. Co więcej, zdarzają się tam wypadki, które trudno wytłumaczyć: jak np. nocna śmierć trzeźwego motocyklisty na sprawnym motorze na gładkiej, suchej nawierzchni. Wielbicielom niesamowitych opowieści przypadnie do gustu także historia o miejskich lochach. Mówiło się, że kto się tam zapuścił, nie wracał żywy. Kiedy kilku Rosjan, których oddziały na krótko opanowały te ziemie w 1914 r., zaginęło po wejściu do lochów, władze wojskowe kazały zamurować loch i zasypać wejście. Żołnierze uczynili to tak skutecznie, że do dzisiaj nie wiadomo, gdzie dokładnie znajdowało się wejście.
Maja Majewska