PolskaŚwiętokrzyskie - rezerwat czy wesołe miasteczko?

Świętokrzyskie - rezerwat czy wesołe miasteczko?

W tym roku przypada 10-lecie powstania województwa świętokrzyskiego. Okrągła data. Wypadałoby więc sklecić kilka okrągłych zdań i zacząć rzecz jasna od historii powstania tej przezacnej jednostki administracyjnej. Co mam na myśli? Już piszę! Pierwotnie to plan był taki, aby ziemie spod znaku Świętego Krzyża wcielić do woj. małopolskiego. Znaleźli się jednak ludzie, którzy sprzeciwili się tej koncepcji. Nie było ich co prawda dużo, ale należeli do tych spod znaku energicznych i hałaśliwych. Mieli stosowne transparenty i wiedzieli pod jaki gmach się udać, aby było o tej sprawie głośno w ogólnopolskich mediach. Można oczywiście zapytać o to czy powstanie województwa należy zapisać wyłącznie na konto tej garstki zapaleńców, czy była to decyzja stricte polityczna (bastion SLD)? Nie będę się silił na odpowiedź. To w tej chwili najmniej istotne. Bardziej interesuję mnie przyszłość.

Świętokrzyskie - rezerwat czy wesołe miasteczko?

27.11.2008 | aktual.: 27.11.2008 16:27

Stolicą świętokrzyskiego są Kielce, miasto znane w większości Polski z wiatru nawiedzającego tutejszy dworzec. I to jest błąd, i to dużego kalibru, bo to naprawdę piękne miasto (nie mam przyjemności w nim mieszkać, wiec jestem obiektywny). Zasługuje z całą pewnością by o nim mówić dużo i głośno w całej Polsce. Znamienne jest to, że na przykład Wrocław, który ma trzy razy więcej mieszkańców, niekoniecznie jest tylko trzy razy lepszy. Stosownie do wielkości Kielce i województwo winno być w mediach trzy razy mniej zauważalne. Co prawda nie prowadziłem statystyk w tym względzie, ale jestem pewien, że te dane zgoła inaczej się rozkładają.

Czym to jest spowodowane? Nie mogę racjonalnie odpowiedzieć na to pytanie. Przecież kieleccy urzędnicy są kompetentni nad wyraz. Żaden z nich nie zdobył pracy przez ustawione konkursy czy dzięki koneksjom. Są bardzo twórczy, nie kierują się wyłącznie wskazaniami przełożonych. Przełożeni są fachowcami z krwi i kości, i nie wiedzą, co to znaczy mieć stanowisko z nadania partyjnego. Ich rodziny i znajomi nie dopominają się w związku z tym żadnej posady. Nie ma mobbingu. Praca jest dla wszystkich służbą, której poświęcają się bez reszty. Petent ma zawsze rację. W tym momencie łzy wzruszenia spadają na moją klawiaturę. Jakie mam szczęście, że przyszło mi mieszkać w województwie, które ma tak wspaniałą administrację.

Skoro jest tak cudnie, to dlaczego musimy się promować? Dlaczego media lokalne ogłosiły kilka miesięcy temu konkurs na hasło reklamowe? I tu ciekawostka. Do jury weszli urzędnicy, którzy wcześniej nie mogli wpaść na nic sensownego. To dlaczego nie zorganizować konkursu: „Kto ma najlepszy pomysł jak zarobić milion euro”? Zwycięzca oprócz nagrody książkowej miałby honor wyjawić swój pomysł reszcie. Ta ostatnia wzięłaby się za zarabianie kasy i doznalibyśmy wkrótce rozkoszy pławienia się w luksusie. Wiem, łatwo jest krytykować nie proponując nic w zamian. Wbrew pozorom zależy mi na tym, aby region, w którym mieszkam nie był jednym z najbiedniejszych regionów Unii Europejskiej. Od czego zacząć? Kielce nie ma imprezy kulturalnej będącej wizytówką miasta. Może ktoś z zewnątrz, to znaczy mniej „kompetentny”, wziąłby odpowiedzialność za jej organizację. Tylko dużą, efektowną, plenerową i najlepiej coroczną. Kiedy? Wskazane lato, kiedy to nasi rodacy najczęściej się przemieszczają. Jaki program? Może sztuki
Witkacego. Jest przecież emocjonalnie związany z miastem (patrz – „Do przyjaciół gówniarzy”). Może pantomima, co pozwoliłoby przyciągnąć też zagranicznych turystów. Może kabarety. Gdzie? Na "sienkiewce" (ul. Sienkiewicza - kieleckie Krupówki). Widzę cały deptak zamieniony w scenę albo estradę. Ludzie, którzy znają się na prawdziwej sztuce przyjechaliby do Kielc. Zaroiłoby się od opinii na forach internetowych i blogach.

Promocja miasta nie może odbywać się w oderwaniu od regionu. Udowodni to tylko tezę, że woj. świętokrzyskie powstało wyłącznie w interesie garstki urzędników i jest tworem sztucznym. W regionie nie brakuje zabytków i magicznych miejsc. Jest ich bez liku. Reprezentują wszystkie style architektoniczne. Zainteresowanych odsyłam do przewodników. Będziecie naprawdę mile zaskoczeni.

Zabytki jednak, to nie wszystko. Z tego, co pamiętam, to najwięcej zwiedzających w 2007 roku miał Bałtów. Jest to miejsce, gdzie można zobaczyć zrekonstruowane przedpotopowe gady, popływać tratwą, obejrzeć osła czy wielbłąda, itp. W Bałtowie są i zabytki, między innymi klasycystyczny pałac, ale tłumy ciągną w inną stronę.

Trzeba się więc zastanowić do kogo ma być skierowana ta promocja. Albo do ludzi, którzy mają pieniądze. A tacy, to niekoniecznie historycy sztuki, więc omijają wszelkie zabytki szerokim łukiem. Gdzie jest najwięcej takich ludzi w Polsce? I dlaczego Warszawiacy wybierają Tatry i Mazury? Świętokrzyskie nie ma szans w konfrontacji z takimi cudami przyrody. Aby przyciągnąć turystów potrzebna jest inwestycja, która swą skalą przyćmi resztę kraju, typu ogromne wesołe miasteczko (w stylu amerykańskim), tor wyścigowy Formuły 1, czy też okazałe safari z dzikimi zwierzętami. Co zyskają mieszkańcy świętokrzyskiego? Z pewnością infrastrukturę. Ucierpi na tym jednak przyroda.

Jeżeli nic się nie zmieni, to rezerwat wielkości województwa nie wykarmi tylu mieszkańców. Głodny Polak jest wyjątkowo odporny na wszelkie najpiękniejsze nawet „okoliczności przyrody”. I bądź tu mądry.

Jeżeli ten artykuł sprawi, że więcej osób powędruje szlakami wiodącymi przez Góry Świętokrzyskie, to będzie o kilka usatysfakcjonowanych osób więcej. Ale pomny na przykład Tatr nie chciałbym, aby milion osób rocznie wdeptywało w glebę gołoborze na Łysicy. Po dwóch latach najniższe góry w Polsce stałyby się największą depresją.

Dariusz Kuchniak

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)