Świadkowie: załogi karetek w Łodzi proponowały usługi firmy pogrzebowej
Członkowie załóg karetek pogotowia proponowali
usługi firmy pogrzebowej - wynika z zeznań członków rodzin
zmarłych pacjentów, którzy przesłuchiwani byli w
kolejnym dniu procesu w tzw. aferze łowców skór. W procesie
toczącym się przed Sądem Okręgowym w Łodzi na ławie oskarżonych
zasiada dwóch b. sanitariuszy i dwóch b. lekarzy pogotowia.
19.05.2005 16:40
Przed sądem zeznawali m.in. wnuk i syn 65-letniej kobiety występujący w procesie jako pokrzywdzeni. Kobieta zmarła w 2000 roku w karetce w trakcie przewożenia jej z przychodni lekarskiej do szpitala. W tym przypadku były sanitariusz Andrzej N. oskarżony jest o zabójstwo, a lekarz Janusz K. o nieudzielenie pomocy i nieumyślne doprowadzenie do śmierci pacjentki.
Większość zeznań obu świadków opierała się na relacjach nieżyjącego już męża zmarłej. Wynika z nich, że w przychodni kobieta, która uskarżała się na puchnięcie nóg, poczuła się gorzej i została przyjęta bez kolejki. Z powodu braku miejsc nie przyjęto jej do najbliższego szpitala i lekarz postanowił wezwać karetkę. Ta miała zawieźć ją do szpitala w innej dzielnicy miasta.
23-letni wnuk kobiety zeznał, że widział, jak babcia na własnych nogach wchodziła do karetki pogotowia. Karetka odjechała, ale według świadka - pojechała dłuższą trasą. Nie jechała też na sygnale. Według relacji dziadka, chciał on jechać samochodem za karetką, ale załoga mu to wyperswadowała; miał zabrać potrzebne rzeczy z domu i przywieźć je do szpitala.
Z relacji wynika też, że po około 15-20 minutach od zabrania kobiety w domu zjawili się członkowie załogi karetki z informacją, że zmarła ona w drodze do szpitala. Mieli tłumaczyć mężowi kobiety, iż nastąpiło nagłe pogorszenie zdrowia, doszło do zatrzymania akcji serca, a reanimacja nie przyniosła rezultatów. Z zeznań świadków wynika, że ktoś z karetki zaproponował mężowi zmarłej usługi firmy pogrzebowej "Czarna róża", "bo tam chłodnia była gratis". Karetka zawiozła ciało do chłodni. Syn kobiety zeznał, że siedziba firmy pogrzebowej mieściła się w "trzech starych komórkach". Rodzina jednak nie zgłaszała zastrzeżeń do pogrzebu.
Wnuk kobiety zeznał, że nie mogąc pogodzić się ze śmiercią babci, która - według niego - była w pełni sił, zawiadomił łódzką telewizję. Chodziło o to, żeby wyjaśnić, dlaczego kobieta nie została przewieziona do najbliższego, tylko do odległego szpitala i dlaczego pojechała dłuższą trasą. Wnuk zmarłej udzielił wywiadu telewizji jeszcze przed wyjściem na jaw afery łowców skór. W materiale tym wypowiadał się m.in. b. dyrektor pogotowia Ryszard Lewandowski i jeden z podejrzanych w tym śledztwie b. dyspozytor Tomasz S. Świadek zeznał również, że rozmawiał z ówczesnym dyrektorem, który miał mu tłumaczyć, że załoga karetki zrobiła wszystko, co mogła, aby ratować życie kobiety, i że nie było różnic w trasie przejazdu.
Przed sądem zeznawali również członkowie rodziny innego pacjenta, który zmarł w karetce. W tym przypadku również sanitariusz Andrzej N. jest oskarżony o zabójstwo, a drugi z lekarzy Paweł W. o nieudzielnie pomocy. Zeznająca siostra zmarłego powiedziała, że po przywiezieniu do niej zwłok brata sanitariusz za jej zgodą zadzwonił z telefonu komórkowego do firmy pogrzebowej "Czarna Róża", która zabrała zwłoki mężczyzny. Dodała, że lekarz podsunął jej do podpisu jakieś dokumenty, ale ona ich nie czytała.
W toczącym się przed Sądem Okręgowym w Łodzi od ponad półtora miesiąca procesie na ławie oskarżonych zasiada dwóch b. lekarzy i dwóch b. sanitariuszy łódzkiego pogotowia. Byli sanitariusze Andrzej N. i Karol B., oskarżeni o zabójstwa w sumie pięciu pacjentów poprzez podanie im pavulonu (leku zwiotczającego mięśnie), nie przyznają się do popełnienia zbrodni. Przyznali się jedynie do brania pieniędzy od firm pogrzebowych oraz fałszowania recept na pavulon.
Do winy nie przyznają się również lekarze Janusz K. i Paweł W., których prokuratura oskarżyła o narażenie w sumie 14 pacjentów na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i nieumyślne doprowadzenie do ich śmierci oraz branie łapówek od zakładów pogrzebowych. B. sanitariuszom grozi dożywocie; b. lekarzom, którzy odpowiadają z wolnej stopy - do 10 lat więzienia.
W styczniu 2002 r. "Gazeta Wyborcza" i Radio Łódź ujawniły, że w łódzkim pogotowiu handlowano informacjami o zgonach, a być może też celowo zabijano pacjentów.
Łódzka prokuratura apelacyjna nadal prowadzi śledztwo w tej sprawie i zapowiada kolejne akty oskarżenia. Główne wątki śledztwa dotyczą korupcji, sprawy opóźniania wysyłania karetek do pacjentów oraz pozbawiania życia pacjentów poprzez stosowanie niewłaściwej terapii medycznej lub niewłaściwych leków m.in. chlorku potasu. Prokuratura bada m.in. nadmierną liczbę zgonów w dwóch kolejnych zespołach wyjazdowych.
W wątku korupcyjnym podejrzanych jest dotąd 41 osób - pracowników pogotowia oraz pracowników i właścicieli zakładów pogrzebowych; w drugim wątku - czterech lekarzy, którym dotąd zarzucono popełnienie 26 przestępstw przeciwko życiu i zdrowiu.
Prokuratura nie wyklucza postawienia zarzutów kolejnym osobom.