Superman i Amelia
Wojna w Iraku wyraźnie unaoczniła podział rysujący się na mapie świata. Jak niegdyś, ocean rozdziela Stary i Nowy Kontynent. Jednak to nie odległość najbardziej nas dzieli. Największe różnice, które kształtują świadomość pokoleń, leżą w przeszłości historycznej. A w konsekwencji - w kulturze, w zasadach formułowania się stosunków międzyludzkich.
28.05.2003 10:16
Odwołam się do teorii Edgara Schaina o relacjach międzyludzkich. Kultura amerykańska jest nastawiona na uniwersalizm, za którym idzie bezwzględne i bezdyskusyjne stosowanie zasad. Wszystko jest jednoznaczne i klarowne, oparte o procedury. Stany są na tyle duże, że nawet stosunki sąsiedzkie z innymi państwami polegają tu na narzucaniu swojej woli. I takie kształtowanie więzi preferują w kręgach pozasąsiedzkich. Ignorują rozmowę, bo po co gadać, gdy wymaga się posłuszeństwa.
O ile w Ameryce dominują relacje nazwane przez Schaina fragmentarycznymi, w których człowiek penetruje rzeczywistość od szczegółu do ogółu, ignorując kontekst, zawężając horyzonty do ściśle określonego celu i rywalizując o jego osiągnięcie, o tyle kultura europejska jest „całościowa”, zorientowana na człowieka i działanie dla dobra ogółu.
Europa zatem stawia na człowieka, na jego zdolność do wypracowania norm i wartości w swobodnym procesie - poprzez rozmowy, ustępstwa, drobne kompromisy i negocjacje. Tak rozmawia się w bliskim sąsiedztwie. W rezultacie, nic dziwnego, że tam gdzie Europa chce rozmawiać, USA widzą konflikt. Tam, gdzie jedni nieśpiesznie starają się wypracować harmonijny dla wszystkich system, oparty na akceptacji innych poglądów, drudzy koncentrują się na sobie, gotowi osiągnąć cel za każdą cenę.
Dlatego też dialog Europa - Ameryka przypomina rozmowę ślepego z głuchym. Prezydent Bush z równym powodzeniem mógłby szukać zrozumienia wśród Marsjan (zakładając, że ci istnieją). Proszę popatrzeć na filmy europejskie i amerykańskie, jak bardzo różnią się między sobą. Gdy Francuzi podziwiają swoją Amelię za świeżość, uczuciowość, umiejętność kontaktu z innymi, Amerykanie nie wyszli poza krąg Gwiezdnych Wojen. Na ekranie króluje twarda i bezkompromisowa walka. Jak w życiu. Może Bush tylko spełnia marzenia Amerykanów o kolejnym, prawdziwszym X-Manie? Superman czy X-Man zapewne nie przypadłby do gustu Amelii. Ale może zdołałaby go oczarować.
W życiu jest gorzej niż w filmach, Europa na Busha nie ma żadnego wpływu.
Anna Andruszkiewicz